Mea culpa, mea maxima cupla! Przyznać się muszę do pewnego błędu jakiś czas temu popełnionego. Chodzi o recenzję poprzedniej książki Suworowa – Dzień M. Napisałem tam, że jest to dokończenie Lodołamacza, dwutomowego cyklu, w którym autor udowadnia kontrowersyjną tezę, jakoby 6 lipca 1941 roku Związek Radziecki pod światłym przywództwem Józefa Stalina i partii bolszewickiej miał zaatakować III Rzeszę, a niezwyciężona Armia Czerwona w wyzwoleńczym pochodzie zatrzymać się miała dopiero u wybrzezy Atlantyku. Po szczegóły odsyłam do recenzji Lodołamacza i Dnia M. Tymczasem, Dzień M nie jest zakończeniem serii, ale dopiero drugim z czterech tomów, jakie ta obejmuje. Okazja do kajania się jest nie byle jaka, bowiem ukazał się właśnie tom trzeci – Ostatnia republika. W przygotowaniu jest jeszcze wieńcząca dzieło Ostatnia defilada.
Podobnie jak poprzednie, tak i tę książkę czytać można osobno i nie traci ona nic ze swojej siły. Co prawda tu i ówdzie znajdują się nieliczne nawiązania i odwołania do poprzednich tomów, ale ich nieznajomość w żaden sposób nie wpływa na rozumienie treści; choć oczywiście warto i z tamtymi pozycjami się zapoznać, w każdej bowiem znajdują się coraz to nowe argumenty na potwierdzenie postawionej przez autora tezy. Mimo że ciągle jest ona kontrowersyjna, to nawet najbardziej krytyczni oponenci muszą przyznać, że cztery liczące po kilkaset stron książki z popartymi odpowiednimi przypisami i źródłami dowodami muszą skłaniać choćby do spokojnego i poważnego zastanowienia się nad koncepcjami Suworowa.
Podobnie jak niezłomność w dążeniu autora do udowodnienia swoich twierdzeń, niezmieniona pozostaje jeszcze jedna rzecz – styl. Jak pisałem już poprzednio, jest bardzo charakterystyczny, jak dla mnie in plus. Pomijając wszystko – nawet szalenie interesujący temat – styl Suworowa jest jednym z największych plusów jego książek. Bardzo osobisty, z licznymi anegdotami z czasów jego służby czy to w normalnym wojsku, czy to już w GRU, czy wreszcie z czasów późniejszych, kiedy zajął się badaniem historii swojego kraju. Styl przesiąknięty sarkastycznym, złośliwym humorem, a także ironią, które sprawiają, że nie sposób oderwać się od czytania przed zakończeniem. Żałować jedynie można, że więcej traktujących o historii książek nie jest pisanych w taki sposób. Na marginesie wyrazy uznania należą się także dwójce tłumaczy – Andrzejowi Bobrowickiemu i Dorocie Majeńczyk, którzy w trakcie przekładu nie zagubili tych wszystkich pozytywnych cech.
W ich pracy dostrzegłem jedynie dwa błędy, z czego jeden to mało znacząca literówka – brakująca poprzeczna kreska w literze ł, przez co jest l, a drugi to nazwanie myśliwca P-39 Aircobra zamiast Airacobra. To jest już błąd poważniejszy, ale na pocieszenie mogę powiedzieć, że nie oni jedni się na tym „wyłożyli”. Poza tym reszta jest typowa dla Rebisu – na bardzo wysokim poziomie.
W stosunku do poprzednich tomów w „Ostatniej republice” są dwie nowe rzeczy. Pierwszą jest kilka aneksów obejmujących przetłumaczone radzieckie teksty źródłowe, w których znajdziemy tajne przez długi czas przemówienie Stalina zdradzające jego plany na temat przyszłej wojny oraz opracowane przez wysokich oficerów radzieckiego sztabu generalnego plany tejże. Znajdziemy tam także zdjęcia przygotowanych na wypadek zajęcia Niemiec rozmówek rosyjsko-niemieckich, które stanowią jeden z dowodów potwierdzających przygotowania do inwazji. Druga nowością jest ostatni rozdział, przygotowany specjalnie do polskiego wydania książki. Jest to wystąpienie, jakie wygłosił Wiktor Suworow w polskim Senacie 15 września 1999 roku z okazji kolejnej rocznicy ataku ZSRR na Polskę w 1939 roku.
Dla mnie jest to książka z kategorii must have. Nie tylko ze względu na interesującą tematykę, ale w równej mierze także za sposób jej przedstawienia. Jest to tym ważniejsze, że przyjemność z czytania będą miały także osoby, które na co dzień raczej nie interesują się historią, ale po prostu chciałyby przeczytać coś niebanalnego. Wszystkich serdecznie zachęcam do sięgnięcia po najnowszego Suworowa, a sam z niecierpliwością czekam już na kolejną część cyklu.