#Konflikty Zbrojne On-Line#                         "...Wszystkie wojny są wojnami domowymi, ponieważ wszyscy ludzie są braćmi..."













Konflikty Zbrojne Numer 11 | Lipiec 2005                                                        poprzednia strona | spis treści | następna strona
Żywe Torpedy (do końca II wojny światowej)


Autor tekstu: Julek



"Ojczyzna niekiedy żąda najwyższej ceny"



    Jestem obywatelem kraju o dumnej nazwie Polska, jak wszyscy czytający ten tekst (chyba? Pozdrowienia dla ludzi innych narodowości którzy wertują to opracowanie). Uważam, że najważniejszą rzeczą w życiu człowieka jest rodzina i ojczyzna. Za obie te rzeczy oddałbym życie. Za ojczyznę życie można oddać podczas wojny. Jednak czy odważylibyście oddać życie za swój kraj jako żywa torpeda?


Czym jest żywa torpeda?

    Zacznijmy jednak od początku. Czym jest żywa torpeda? Jest to torpeda naprowadzana na cel bezpośrednio przez człowieka. Takie naprowadzanie na cel jednak wiąże się przeważnie z ogromnym zagrożeniem życia dla "kierującego". Ogółem to takie małe podwodne kamikadze:) jednak niekiedy dające możliwość ucieczki.


Początki

Pierwszym krajem, który wpadł na pomysł produkowania żywych torped były Włochy z końcówki I wojny światowej. Dwóch doskonałych konstruktorów - Rosetti i Paolucci - zbudowało malutki półzanurzalny pojazd podwodny, który był w stanie przenieść na odległość 8 mil dwie odłączane głowice, wypełnione razem 340 kg materiału wybuchowego. Dodatkowo zapalnik pozwalał 5 godzinne opóźnienie, które dawało czas na opuszczenie niebezpiecznej strefy operatorom pojazdu. Załogę takiej torpedy stanowili dwaj marynarze siedzący na torpedzie okrakiem. Pierwszą żywą torpedę nazwano "Mignatta". Jeszcze podczas trwania I wojny światowej ta torpeda przeszła swój chrzest bojowy. 31 października 1918 roku obaj konstruktorzy wsiedli na swoją torpedę w pobliżu portu Pola. Tam podłożyli swoje głowice bojowe pod pancernik Viribus Unitis i nastawili zwłokę zapalnika. Lecz ucieczka z powodu braku powietrza była niemożliwa i konstruktorzy poddali się do niewoli. Gdy wyszli na brzeg dowiedzieli się, że jednostkę przejmują Chorwaci, a cesarz Austro-Węgier zwolnił załogę z przysięgi na wierność. Do wybuchu udało się ewakuować 500 osób z załogi, a reszta zginęła podczas wybuchu. Tym sposobem pierwsza żywa torpeda pociągnęła za sobą niemałe ofiary.


Okres międzywojenny

Gdy w 1935 roku wojska Włoskie najechały na Abisynię, sytuacja międzynarodowa stała się napięta. Doprowadziło to do ponownego zainteresowania się Włochów żywymi torpedami, które znikło z końcem I wojny światowej. We wrześniu dwóch inżynierów marynarki wojennej stworzyło, opierając się na projekcie Mignatty, żywą torpedę oznaczoną symbolem SEC, a popularnie zwaną "Maiale". Owa torpeda wolnobieżna, jak ja nazywali Włosi była wstanie przenieść na odległość 28 km 220 kg, a potem nawet 300 w odłączanej głowicy bojowej. Załoga torpedy siadała na niej okrakiem, wkładając nogi w metalowe strzemiona. Po pozytywnym przejściu przez torpedy testów zatwierdzono serie składającą się z 12 takich pojazdów. Już w 1936 roku rozpoczęto werbunek ochotników na pilotów tego "pojazdu". Osoba kwalifikująca się do takiego zadania musiała być wysoko wytrzymała psychicznie i fizycznie. Wybranych kandydatów przewieziono do ośrodka, w którym uczono ich techniki pokonywania sieci przeciwtorpedowych i przeciwpodwodnych oraz mocowania głów bojowych pod kadłubem statku. Niezależnie od badań w Europie prowadzono prace nad żywymi torpedami w Japonii. Nie ma jednak dowodów, że stworzono prototyp takiej broni, jednak wiadomo, że stworzono japońskie miniaturowe okręty podwodne, zwane przez mieszkańców kraju Wschodzącego Słońca żywymi torpedami.


Podczas II wojny światowej

Jedynym krajem, który w czasie wybuchu II wojny światowej posiadał w swoim arsenale żywe torpedy były Włochy. Jednak początkowe akcje Włochów nie przynosiły żadnych sukcesów. Podczas jednej z nich do brytyjskiej niewoli dostał się kapitan Toschi. Pierwszy wybuch głowicy bojowej podczas II wojny światowej odnotowano, gdy jedna torpeda dostała się do portu w Gibraltarze. Jednak wybuch nie wyrządził większych szkód. Latem 1941 roku podczas nieudanego ataku na Maltę samobójczą śmiercią zginął współtwórca włoskich żywych torped Tesei. Poświęcenie życia przez konstruktora było spowodowane brakiem jakichkolwiek sukcesów żywych torped. Jednak z czasem sukcesy zaczęły powoli nadchodzić. Po przedostaniu się jednej z torped do gibraltarskiego portu operatorzy podłożyli pod kadłub tankowca. O 8.43 nastąpił wybuch. Na szczęście pożar ropy szybko ugaszono i wielki pożar w porcie nie nastąpił.



»Japońska "żywa" torpeda "Kaiten I"



Największym sukcesem zakończył się chyba atak Włoskich żywych torped na port w Aleksandrii, który odbył się 18/19 grudnia 1941 roku. Wszystkie trzy wysłane do portu torpedy sforsowały sieci przeciwpodwodne i przeciwtorpedowe i podłożyły swoje głowice pod pancernikami: HMS Valiant i HMS Queen Elizabeth oraz pod tankowcem Sagona. Wybuch spowodował ciężkie uszkodzenia pancernika HMS Valiant, osadzenie na dnie drugiego okrętu liniowego oraz uszkodzenie tankowca i stacjonującego obok niszczyciela HMS Jervis. Załogi żywych torped dostały się do niewoli.


Oto jak opisał tę klęskę W. Churchill: "Nocą 18 grudnia włoski okręt podwodny zbliżył się do Aleksandrii i wypuścił trzy żywe torpedy, z których każda była kierowana przez dwóch ludzi. Spenetrowały one port, podczas gdy brama zaporowa dla okrętów była otwarta. Podłożyły one bomby zegarowe, które wybuchły rankiem dziewiętnastego pod pancernikami Queen Elizabeth i Valiant. Obydwa ciężko uszkodzone okręty stały się dla nas na długie miesiące niepotrzebnym balastem." Teraz, gdy kosztem trzech żywych torped i sześciu marynarzy włoska marynarka wojenna naruszyła panującą w rejonie Morza Śródziemnego równowagę sił morskich, premier brytyjski zażądał od swych naukowców szybkiego opracowania żywych torped.

W połowie 1942 roku Anglicy zbudowali pierwsze egzemplarze żywych torped nazwane "Chariotami". Były one kopią torped włoskich, lecz wyposażone w lepszy silnik elektryczny. Swój chrzest bojowy przeszły one w październiku 1942 roku gdy próbowały zaatakować pancernik Tripitz, stacjonujący w Trondheim. Niestety ta akcja zakończyła się niepowodzeniem. Dopiero na początku stycznia 1943 roku udało się osiągnąć sukcesy, gdy założono głowice bojowe lekkim włoskim krążownikiem Ulpio Traiano i transportowcem Vinimale. Do końca wojny torpedy "Chariot" zatopiły ciężki włoski krążownik i uszkodziły podobny oraz zatopiły będący w trakcie budowy lotniskowiec Aquila.


W 1944 roku brytyjska marynarka wprowadziła torpedy "Chariot Mark II", które mogły przenosić na odległość 30 mil głowicę bojową zawierającą 500 kg materiału bojowego. Te jednostki były przeznaczone do walki przeciwko okrętom japońskim.


»Niemiecka "żywa" torpeda "Neger 2"



Również Niemcy wprowadzili swoje żywe torpedy do walki. Była to torpeda "Neger" stanowiąca bardzo oryginalną konstrukcję. Był to zespół złożony z dwóch torped klasycznych umieszczonych jedna nad drugą. Górna torpeda posiadała głowę z kioskiem znajdującym się zawsze na powierzchni morza. Po zbliżeniu się zespołu do celu pilot wystrzeliwał dolną torpedę ku celowi, a sam wracał do bazy. Jednak Niemcy nie odnosili zbytnich sukcesów. Największe z nich to: uszkodzenie ORP Dragon, zatopienie kilku niewielkich jednostek oraz prawdopodobnie zatopienie niszczyciela HMS Isis. Latem 1944 roku do akcji weszła nowa torpeda "Marder", jednak i ona nie odniosła wielkich sukcesów: zatopiono jeden okręt desantowy oraz HMS Fratton.



»Japońska "żywa" torpeda "Kaiten"



Na drugim końcu świata, w dalekiej Japonii prowadzono również badania nad żywymi torpedami. W 1944 roku wprowadzono do produkcji żywe torpedy typu "Kaiten I", które mogły przenosić głowicę bojową o masie 1550 kg na odległość 78 km. Pilot owego pocisku nie miał żadnych szans na opuszczenie pocisku - była to prawdziwa żywa torpeda, z której nie można było uciec. Sukcesy, jakie osiągnęły torpedy były niewielkie: zatopiły jeden niszczyciel, jeden tankowiec, jeden okręt desantowy oraz uszkadzając jeden niszczyciel oraz cztery transportowce.


Podsumowanie

Podsumowując żywe torpedy były bronią bardzo nowatorską i dawały możliwość zaatakowania wrogich statków, gdy te niczego się nie spodziewały. Lecz gdzie spotkać śmiałków, którzy są gotowi oddać w taki sposób życie za ojczyznę?


Bibliografia: Narcyz Natka "Polskie Żywe Torpedy w 1939 r."




Dopisek: private Martinsa

    Julek pisząc o żywych torpedach odświeżył mi w myślach pewien temat. Odgrzebałem więc książkę, Bogusława Wołoszańskiego "Sensacje XX wieku". Tam w zamierzchłych czasach czytałem o żywych japońskich torpedach "kaiten". Julek zauważa w tekście, że nie odniosły one poważniejszych sukcesów. Trzeba jednak zauwazyć, że mogły zmienić bieg histroii. A jak? Gdy 24 lipca 1945 roku prezydent USA Harry Truman otrzymał depesze, że zgodnie z jego decyzją z 2 kwietnia 1945 roku, nalot nuklearny na jedno z japońskich miast zostanie przeprowadzony 4 lub 5 sierpnia. W tym samym czasie do portu na wyspie Tinian zmierzał krążownik Indianapolis, który to wyruszył z portu San Francisco 16 lipca i przewoził elementy składowe bomby atomowej. Nikt z załogi krążownika nie wiedzał co znajduje się w wiklinowym koszu pod pokładem. Statek zmierzał do Pearl Horbor. Cała akcja miała sprawiać wrażenie wyprawy inspekcyjnej.


W tym samym momencie z japońskiego portu Kure wyszły w morze okręty grupy "Tamon", wśród których był I-58 dowodzony przez kapitana Mochitsura Haszimota. Wszytskie okręty oprócz torped, zaopatrzone były w kilka "żywych torped" - kaitenów. Tymczasem Indianapolis przewożący elementy składowe bomby atomowej, po zatankowaniu paliwa w Perl Harbor zmierzał ku celu swojej wyprawy, wyspie Tinianu. I- 58 przeciął jego kurs w odległości 30 mil. Nikt z japońskiej załogi nie zdawał sobie sprawy, że cel był tak blisko. Gdyby w owym momencie japońskiemu dowódcy udało by się storpedować czy zwykłymi czy też "żywymi" torpedami Indianapolis, zmienił by bieg historii. Bomba atomowa przestała by istnieć, a Amerykańie musieli by dalej walczyć z Japońcami. Ale to już moje gdybanie :]. Na koniec trzeba powiedzieć, że pechowy I 58 w końcu natknął się na Indianapolis, gdy ten podążał drogą powrotną do Pearl Harbor, ale już bez cennego ładunku. Prawdopodobnie dowódca japońskiego okrętu nie zdecydował się użyć "kaitenów", tylko wypuścił sześć torped zatapiając definitywnie krążownik Indianapolis. Gdyby zrobił to trzy dni wcześniej zmienił by bieg historii, a może i losy świata..:]

Konflikty Zbrojne Numer 11 | Lipiec 2005                                                        poprzednia strona | spis treści | następna strona