Ze wszystkich teatrów działań w drugiej wojnie światowej to właśnie na Pacyfiku lotnictwo, zwłaszcza lotnictwo pokładowe, miało najwięcej do powiedzenia. Pearl Harbor, Kuantan, Midway, Leyte – we wszystkich tych bitwach samoloty odegrały kluczową rolę. Poniżej przedstawiamy subiektywne zestawienie najważniejszych samolotów wykorzystanych na Oceanie Spokojnym przez którąkolwiek ze stron.
Zestawienie to należy oczywiście traktować z lekkim przymrużeniem oka. Nie da się bowiem sporządzić rankingu samolotów najlepszych (jak ocenić, czy czterosilnikowy bombowiec strategiczny był lepszy od myśliwca pokładowego?), a nawet ranking samolotów najważniejszych – to jest tych, które odegrały w wojnie najważniejszą rolę – będzie obarczony niekonsekwencją i subiektywnością. Świadomi wszystkich tych okoliczności, publikujemy niniejszy artykuł w nadziei, że posłuży jako przyczynek do (oby ciekawej!) dyskusji
10. Curtiss P-40 Warhawk
To właśnie P-40 jako pierwsze ruszyły do walki z Japończykami, gdy ci zaatakowali Pearl Harbor. W początkowym okresie wojny Warhawk był podstawowym myśliwcem United States Army Air Forces na Pacyfiku; był to wprawdzie szybki, ale niezbyt zwrotny samolot, przy mniejszych prędkościach ustępujący pod niemal każdym względem japońskim odpowiednikom. As myśliwski Joel Paris wspominał jednak: „Jeśli człowiek wiedział, co robi, mógł walczyć z Japońcem na własnych warunkach, ale trzeba było go zmusić, żeby walczył, jak ty chcesz. […] P-40 był porządnym samolotem bojowym”. Miejsce na liście zawdzięcza po części roli, którą odegrał na niejako sąsiednim teatrze działań wojennych, blisko wszakże związanym z wojną na Pacyfiku. Chodzi oczywiście o Chiny.
Na P-40 latała 1. Amerykańska Grupa Ochotnicza, słynne „Latające Tygrysy”. Jej dowódca, generał Claire Chennault, był jednym z autorów zachowawczej, ale skutecznej taktyki polegającej na szybkich podejściach, krótkich seriach i odskakiwaniu, tak aby wykorzystać prędkość samolotu, nie ryzykując związania w walce manewrowej. W sumie pilotom US Army Air Forces latającym na P-40 nad Pacyfiku zaliczono 655 zwycięstw powietrznych, z czego ponad połowa trafiła na konto lotników z trzech eskadr: 7. i 8. Eskadry Myśliwskiej wchodzących w skład 49. Grupy Myśliwskiej oraz 44. Eskadry podlegającej 18. Grupie.
O miejsce w rankingu walczyło jeszcze kilka maszyn (między innymi P-38 Lightning – za strącenie samolotu z admirałem Isoroku Yamamoto na pokładzie i za wspaniałe wyniki w rękach asów USAAF-u), ale ostatecznie postawiliśmy na Warhawka, aby wyróżnić jego symboliczną rolę obrońcy Pearl Harbor i wspomniany wyżej udział w wojnie w Chinach.
9. Vought F4U Corsair
Powstał jako myśliwiec, ale do historii przeszedł głównie jako samolot szturmowy – i to bardzo udany. Z powodzeniem pełnił tę funkcję jeszcze w wojnie koreańskiej.
Główną wadą Corsaira były trudności, które sprawiał pilotowi podczas lądowania na lotniskowcu. Dlatego też nie spotkał się z uznaniem pilotów US Navy, którzy mieli już do dyspozycji przyjazne dla pilota myśliwce F6F Hellcat. Korpus Piechoty Morskiej wciąż nie mógł się jednak doczekać następcy swoich F4F Wildcatów, więc nie mógł również pozwolić sobie na wybredność. Poza tym marines często stacjonowali w bazach lądowych i stamtąd wykonywali loty bojowe. Od 13 lutego 1943 roku (kiedy to F4U zaczęły udział w walce z baz na Guadalcanalu) do zakończenia wojny na Pacyfiku Corsairy odbyły ponad 64 tysiące samolotolotów, w tym 54 470 z baz lądowych.
Na Corsairze latał między innymi Gregory „Pappy” Boyington, czołowy as myśliwski US Marine Corps i dowódca słynnej eskadry VMF-214 „Black Sheep”. Za sterami tej maszyny odniósł dwadzieścia trzy zwycięstwa. W sumie pilotom Corsairów zaliczono 2140 zestrzeleń za cenę 189 maszyn straconych (stosunek 11:1) plus kolejne 349 strąconych przez obronę przeciwlotniczą.
Jako najlepszy samolot myśliwsko-szturmowy na Pacyfiku (a być może i w całej wojnie) Corsair musiał się znaleźć w rankingu. Ostatecznie jednak, mimo imponujących statystyk, nie przechylił szali zwycięstwa. Stąd jedynie miejsce dziewiąte.
Zobacz też: Pierwsze ofiary ataku na Pearl Harbor.
8. Nakajima Ki-43
Ten japoński myśliwiec, zwany przez aliantów Oscarem, niesłusznie pozostaje w cieniu A6M. Podobnie jak Zero, z którym często mylili go amerykańscy piloci, Ki-43 powstał z myślą o lekkości, zwinności i walce manewrowej. Był też niestety kuriozalnie słabo uzbrojony, w zaledwie dwa karabiny maszynowe. Tym bardziej więc podziw należy się japońskim pilotom, którzy aż tyle z niego wycisnęli.
Dopóki alianci przeciwstawiali Hayabusie myśliwce takie jak P-40 czy Hawker Hurricane, Japończycy radzili sobie wybornie. Satoshi Anabuki, najprzedniejszy as lotnictwa Cesarskich Wojsk Lądowych, odniósł trzydzieści dziewięć zwycięstw powietrznych, z czego trzydzieści trzy za sterami Ki-43 (ostatnie w październiku 1943 roku). Na Ki-43 latał również Akira Sugimoto, pogromca drugiego asa Stanów Zjednoczonych, Thomasa McGuire’a (38 zwycięstw, o dwa mniej niż Richard Bong). Sugimoto najprawdopodobniej nie trafił Amerykanina ani jednym pociskiem, ale w walce manewrowej P-38 McGuire’a uległ przeciągnięciu na małej wysokości i rozbił się, a pilot zginął na miejscu. Chwilę później Sugimoto został strącony przez Douglasa Throppa. Zdołał wylądować awaryjnie, lecz został zabity przez filipińskich partyzantów.
Nowe wersje myśliwca opracowywano prawie do samego końca wojny, ostatnia – Ki-43-IIIa, charakteryzująca się mocniejszym silnikiem – zaczęła wchodzić do służby w sierpniu 1944 roku. Ki-43 Hayabusa pozostawał na stanie lotnictwa japońskich wojsk lądowych od pierwszego do ostatniego dnia wojny – wówczas wciąż latało na nich osiemnaście dywizjonów (przynajmniej formalnie). W sumie powstało 5751 samolotów tego typu. W ostatniej fazie konfliktu na jego miejsce wchodzić zaczął jednakże dużo potężniejszy Nakajima Ki-84, zdolny atakować nawet Superfortressy bombardujące miasta Wysp Macierzystych. Stąd też dla Ki-43 jedynie miejsce ósme.
7. Consolidated PBY Catalina
Z wielu oczywistych względów najwięcej uwagi pasjonatów przyciągają myśliwce. Bombowce na dobrą sprawę niewiele im ustępują. Tymczasem nikt nie pamięta o mało nadobnych koniach roboczych, takich właśnie jak Catalina. Tymczasem był to jeden z najbardziej wszechstronnych samolotów amerykańskich w całej wojnie, wykorzystywano go do zadań patrolowych (właśnie Catalina wykryła 4 czerwca 1942 roku o 5.34 nad ranem flotę japońską kierującą się na Midway), zwalczania okrętów podwodnych (w tej roli dużo większe sukcesy odnosił na Atlantyku), ustawiania zapór minowych, a przede wszystkim do działań poszukiwawczo-ratowniczych.
Do historii przeszedł wyczyn komandora podporucznika Adriana Marksa, który w lipcu 1943 roku uratował wraz ze swoją załogą pięćdziesięciu sześciu marynarzy z USS Indianapolis. Marks posadził Catalinę na wzburzonym oceanie i zaczął zbierać kolejnych rozbitków. Wkrótce we wnętrzu maszyny nie było już miejsca, lotnicy zaczęli więc umieszczać marynarzy na skrzydłach i przywiązywać ich tam, aby nie spadli. Rzecz jasna, nie dało się wystartować z takim obciążeniem (niezależnie od uszkodzeń odniesionych przy lądowaniu), wobec czego musiał Marks z podopiecznymi musieli czekać, aż na pomoc przybędzie jakiś okręt. Tego rodzaju sytuacje były częste: ofiarni piloci lądowali na wysokich falach, żeby ocalić znajdujących się u progu śmierci rozbitków, a potem wraz z nimi czekali na pomoc.
Za pozbawioną blichtru, rzetelną służbę, zwłaszcza w dziedzinie ratowania życia, Catalina trafia na miejsce siódme.
Zobacz też: USS Bismarck Sea. Ostatni zatopiony lotniskowiec US Navy.
6. Mitsubishi G3M i G4M
U progu drugiej wojny światowej wielu oficerów marynarki wojennej – niezależnie od kraju pochodzenia – było święcie przekonanych, że nowoczesny pancernik to okręt niezatapialny, może niekoniecznie w porcie, ale na pewno na otwartym morzu, gdzie dysponuje swobodą manewrów. 10 grudnia 1941 roku japońskie lotnictwo – a zwłaszcza bombowce G3M i G4M – obaliły to przekonanie i rozpoczęły erę panowania lotnictwa na morzach i oceanach. Oddajmy głos Colinowi Smithowi, który w książce „Singapore Burning” przedstawił barwny obraz ostatniej bitwy Repulse’a i Prince of Wales.
Jeżeli istniała szansa, żeby Repulse rzucił się do ucieczki, szybko minęła. Nad Force Z zbierało się właśnie ponad pięćdziesiąt nieuczestniczących jeszcze w walce samolotów, głównie bombowo-torpedowych. Była to wataha, która przybyła zadać ostateczny cios. […] Wśród nowo przybyłych było dwadzieścia sześć „Betty” [tj. G4M] z Kanoya Kōkūtai […] przenoszących cięższą torpedę wzór 2 z większą głowicą o masie 204 kilogramów. Bombowce te zrezygnowały już z poszukiwań i wracały do Sajgonu, ale odebrały sygnał – z początku słaby – z rozpoznawczej „Nell” [G3M] i nadciągnęły jak rekiny, które zwęszyły krew. […] Jako pierwszy trafiony został nieszczęsny Prince of Wales, który postawił wątłą zaporę ognia przeciwlotniczego, kiedy sześć „Betty” zbliżyło się doń od sterburty Niektóre zrzuciły torpedy z odległości zaledwie 450 metrów. Mimo to dwa bombowce zdołały chybić […], co zapewne mówi więcej o trudnej sztuce ataków torpedowych aniżeli o kompetencjach zdeterminowanych japońskich lotników.
Kolejne cztery trafiły w odstępie kilku sekund […]. Jedna wybiła w dziobie dziurę na wylot, od sterburty do bakburty. Dwie, które posłały w górę ogromne słupy wody, uderzyły tuż przed mostkiem i tuż za tylną wieżą dział kalibru 356 milimetrów. Czwarta trafiła w rufę i wygięła wał zewnętrznej prawej śruby.
G3M i G4M zapisały się także w historii Australii jako maszyny, które zbombardowały Darwin w lutym 1942 roku. Był to największy nalot wszech czasów na terytorium australijskim (ponad 230 ofiar śmiertelnych). Gdy cesarstwo chyliło się ku upadkowi, dwusilnikowe bombowce zaczęto wykorzystywać do ataków samobójczych (w tym także jako nosiciele załogowych samolotów-pocisków Yokosuka MXY7 Ohka).
Za potężny cios zadany Royal Navy i unicestwienie mitu niezatapialnego pancernika oba japońskie bombowce otrzymują – wspólnie, bo przez większość wojny tak właśnie służyły – miejsce szóste.
5. Nakajima B5N
W ataku na Pearl Harbor US Navy straciła nieodwracalnie dwa pancerniki: Arizonę – zniszczoną przez cztery bomby o wagomiarze 800 kilogramów, z czego jedna doprowadziła do eksplozji w magazynie amunicji – i zatopioną przez torpedy Oklahomę. Oba okręty padły ofiarą samolotów tego samego typu: Nakajima B5N. Maszyny tego typu posłały na dno również pancernik West Virginia i pancernik California, które jednak udało się podnieść i przywrócić do służby. Właśnie w B5N udział w uderzeniu na Pearl Harbor wziął dowódca pierwszej fali, komandor porucznik Mitsuo Fuchida. W sumie pierwsza fala obejmowała czterdzieści dziewięć B5N uzbrojonych w 800-kilogramowe bomby i czterdzieści uzbrojonych w torpedy.
„Kate” – jak nazywali je alianci – miały też mniejszy lub większy udział w zatopieniu kilku lotniskowców: USS Lexington (CV-2), USS Yorktown (CV-5) i USS Hornet (CV-8). W miarę, jak do służby wchodził nowocześniejszy Nakajima B6N „Jill”, B5N stopniowo przesuwano do roli samolotu szkolnego i holownika celów latających. Pewną liczbę maszyn wyposażono także w detektor anomalii magnetycznych do wykrywania okrętów podwodnych. Następca nigdy jednak nie zbliżył się pod względem osiągnięć do poprzednika (co oczywiście wynikało w dużej mierze z coraz gorszej sytuacji Cesarskiej Marynarki Wojennej).
Żaden inny japoński samolot nie wyrządził US Navy choćby zbliżonych szkód. Za te dokonania „Kate” otrzymuje miejsce w pierwszej piątce.
Zobacz też: CAC Boomerang. Australijski myśliwiec instant.
4. F4F Wildcat i F6F Hellcat
5155 samolotów przeciwnika zestrzelone za cenę 270 własnych. Stosunek 19:1. Tak prezentuje się dorobek myśliwca F6F Hellcat w rękach amerykańskich pilotów (pewne sukcesy na tych maszynach odnosili też Brytyjczycy). Chrzest bojowy Hellcatów wypadł 1 września 1943 roku, kiedy myśliwce z USS Independence strąciły japońską łódź latającą Kawanishi H8K.
Zanim jednak Hellcat wszedł do służby liniowej i zaczął siać popłoch wśród japońskich pilotów, musiał im stawiać czoła inny myśliwiec, blisko spokrewniony, ale jednak dużo słabszy. Tym myśliwcem był oczywiście F4F Wildcat. To on musiał udźwignąć zadanie walki z japońskimi Zerami do czasu pojawienia się potężniejszego młodszego brata, między innymi w kluczowej bitwie o Midway. Radził sobie z tym zresztą nad podziw dobrze (stosunek zwycięstw do strat 7:1) dzięki lepszej taktyce i odporności na uszkodzenia, mimo że Zero był odeń szybszy i zwrotniejszy.
„Kotom” Grummana miejsce na podium umknęło głównie dlatego, że w rankingu znalazły się wspólnie, a znalazły się w nim wspólnie ze względu na bliskie pokrewieństwo konstrukcji i na to, że każdy z osobna przesłużył tylko część wojny. Musiały więc ustąpić miejsca maszynie, która walczyła z lotnictwem nieprzyjaciela od początku do końca.
3. A6M Zero
To prawdopodobnie najsłynniejszy samolot całej drugiej wojny światowej na Pacyfiku, a z pewnością najsłynniejszy samolot japoński – uczestnik zmagań od Pearl Harbor nieomalże do dnia kapitulacji. W początkowym okresie wojny, kiedy alianci nie znali jeszcze dobrze możliwości Zera, a dobrze wyszkoleni japońscy piloci potrafili do maksimum wykorzystać zalety swoich maszyn, A6M wydawał się przeciwnikiem nie do pobicia. W pierwszych miesiącach wojny A6M mógł się pochwalić dwunastokrotną przewagą zwycięstw nad stratami.
Nie był to jednak samolot pozbawiony wad. Najpoważniejsza wynikała z bezkompromisowego podporządkowania konstrukcji wymogowi maksymalnej zwrotności, wskutek czego zrezygnowano na przykład z opancerzania kabiny pilota i zbiorników paliwa, które do tego nie były samouszczelniające. Kiedy zaś w toku działań bojowych i kolejnych klęsk Marynarki Cesarskiej lista pozostających przy życiu japońskich asów myśliwskich, takich jak Hiroyoshi Nishizawa (to właśnie on pilotuje maszynę na powyższym zdjęciu) i Tetsuzō Iwamoto, czy po prostu zaprawionych w boju lotników coraz szybciej się kurczyła, kruszeć zaczęła również legenda Zera.
Przy okazji warto poświęcić chwilę na wyjaśnienie zamieszania z nazwą tego myśliwca. Od 1942 roku alianci zaczęli nadawać japońskim samolotom nazwy kodowe: imiona męskie dla myśliwców, imiona żeńskie dla bombowców. A6M otrzymał imię Zeke. Dlaczego więc cały świat zna go jako Zero? Otóż od japońskiego oznaczenia maszyny jako „Myśliwiec Pokładowy Marynarki wzór 0”.
Pod koniec wojny myśliwce A6M – podobnie jak opisane wyżej bombowce – Zero wykorzystywany był do ataków samobójczych. Powstało w sumie 10 449 A6M różnych wersji. Za rolę, którą odegrał jako podstawowy oręż Japończyków, Zero otrzymuje miejsce trzecie.
2. Boeing B-29 Superfortress
Samolot, który spalił dumny Nippon nieomalże do gołej ziemi. Słusznie kojarzony głównie z dwoma nalotami atomowymi, ale były one jedynie ostatnim akordem niszczycielskiej kampanii bombowej, co najmniej równie strasznej (mimo że krótszej) jak ta, która dotknęła Trzecią Rzeszę. O programie rozwoju B-29 mówiono, że to hazard, bardziej ryzykowny nawet niż projekt „Manhattan”, który stworzył bombę nuklearną, i o miliard dolarów droższy. Bombowiec rodził się w bólach, kolejne problemy techniczne, głównie z silnikami, powodowały kolejne opóźnienia. Gdy już wszedł do walki, jego skuteczność ograniczały błędy na szczeblu operacyjnym: wysyłanie B-29 do Indii i Chin, aby stamtąd wykonywały naloty formacjami po kilkanaście lub kilkadziesiąt maszyn.
Sytuacja zmieniła się po zdobyciu latem 1944 roku archipelagu Marianów, z którego do Tokio było około 1500 mil. 24 listopada 1944 roku XXI Bomber Command pod dowództwem generała dywizji Haywooda S. Hansella jr. wykonało pierwszy nalot na wyspy macierzyste. Gdy Hansella zastąpił Curtis LeMay, cele ataków z biegiem czasu uległy zmianie – zamiast zamiast atakować rafinerie, fabryki samolotów, zakłady przemysłowe i porty, postawiono na uderzenia z mniejszej wysokości na cele powierzchniowe, czyli miasta, które atakowano głównie przy użyciu bomb zapalających. Fatalna celność (w większości nalotów jedynie 2% bomb lądowało w promieniu 300 metrów od wyznaczonych punktów, choć w rekordowym nalocie z 19 stycznia 1945 roku udało się to 21% bomb) przestała być wówczas problemem. Michał Fiszer w książce Lotnictwo w osiąganiu celów strategicznych operacji militarnych pisze o słynnym bombardowaniu Tokio z 9/10 marca 1945 roku:
Spośród wysłanych [334] bombowców 279 zdołało zrzucić swój ładunek na cel. Był to wyłącznie bomby zapalające różnych typów. Łącznie na cel spadło 1665 ton bomb zapalających. Już po półgodzinie od momentu rozpoczęcia ataku pożary wybuchły z taką siłą, że straż pożarna miasta całkowicie utraciła kontrolę nad nimi. W tej sytuacji zrezygnowano z gaszenia i skoncentrowano się na ratowaniu ludzi. Zgodnie z danymi japońskimi spłonęło 276 791 budynków, mniej więcej 18–25% przedwojennej zabudowy miasta. Według różnych szacunków japońskich zginęło od 72 489 do 83 793 ludzi, liczba porównywalna z atakiem atomowym na Hirosimę, a znacznie większa niż w przypadku ataku na Nagasaki. Łącznie na przestrzeni niecałych dwóch tygodni 20. Armia Lotnicza przeprowadziła pięć dużych uderzeń na japońskie miasta, wykonując 1595 lotów bojowych i zrzucając 9365 ton bomb. Straty wyniosły tylko 0,9% wysłanych do ataku samolotów, znacznie poniżej typowego poziomu strat w Europie, w dodatku większość strat nie powstała w rezultacie przeciwdziałania nieprzyjaciela, lecz wskutek awarii sprzętu i błędów nawigacyjno-pilotażowych. […] W pięciu uderzeniach uzyskano 41% zniszczeń, jakie odniosły niemieckie miasta w czasie całej alianckiej kombinowanej ofensywy bombowej! Oczywiście ten rezultat wywołał szok u Japończyków, zwłaszcza wobec ich bezbronności wobec tych uderzeń. Zdołali oni zestrzelić tylko trzy samoloty amerykańskie […].
W ostatecznym rozrachunku B-29 zrzuciły 147 tysięcy z niespełna 161 tysięcy ton bomb, które spadły na Japonię w czasie drugiej wojny światowej. Można się spierać, czy zaatakowanie Kraju Wschodzącego Słońca dwiema bombami atomowymi było uzasadnione, ale faktem jest, że nawet po zrzuceniu „Little Boya” na Hiroszimę niektórzy japońscy militaryści gotowi byli bronić się do ostatniej kropli krwi swojego narodu. Dowodzi tego rozmowa, którą 7 sierpnia 1945 roku (dzień po owym nalocie) odbył z japońskimi sztabowcami doktor Yoshio Nishina, czołowy japoński fizyk prowadzący badania nad energią jądrową i jej zastosowaniem wojskowym. Zadano wówczas Nishinie obłąkańcze pytanie: „Czy może pan zbudować bombę atomową w sześć miesięcy? Przy pomyślnych okolicznościach możemy tyle wytrzymać”. Nishina odparł, że nie wystarczyłoby mu nawet sześć lat. Kolejne pytanie dotyczyło możliwości skonstruowania środków defensywnych, które poradziłyby sobie z bombą atomową. Naukowiec odpowiedział chłodno: „Zestrzelić każdy nieprzyjacielski samolot, który pojawi się nad Japonią”.
Za doprowadzenie do zwycięstwa Stanów Zjednoczonych na Pacyfiku B-29 otrzymuje drugie miejsce.
1. Douglas SBD Dauntless
Taki mały, niepozorny samolocik, mniejszy niż niemiecki Ju 87. A jednak to właśnie Dauntlessy odwróciły losy wojny na Pacyfiku. To one zadały cesarskiej flocie śmiertelny cios, po którym, choć wciąż funkcjonowała, już nigdy się nie podniosła. Opodal Midway Japonia, dla której była to pierwsza klęska w bitwie morskiej od osiemdziesięciu lat, straciła cztery lotniskowce: Akagiego, Kagę, Sōryū i Hiryū. Wszystkie zostały zatopione lub unieszkodliwione przez Dauntlessy. W tym miejscu najlepiej oddać głos Gordonowi Prange’owi i jego słynnej książce Miracle at Midway:
Komandor Takahisa Amagai, oficer nadzorujący funkcjonowanie grupy lotniczej na Kadze, odczuwał przez chwilę zawodowy podziw. „Jakże wspaniała była ich taktyka”, opisywał. „Nurkowali na nas od słońca, wykorzystując pojedyncze chmury”.
Oficer łączności, komandor podporucznik Sesu Mitoya, stojący na pokładzie lotniczym przy nadbudówce, padł plackiem, kiedy wycie bombowców nurkujących przerodziło się w potworny skowyt. Była godzina 10:22. Pierwsze trzy bomby chybiły. Ale wtedy Gallaher, spadając z rykiem silnika na 750 metrów, zrzucił bombę na rufę, przy sterburcie, wprost między zebrane tam samoloty czekające na start. W mgnieniu oka pokład lotniczy przemienił się w piekło. Samoloty przewracały się na skrzydło lub na nos, a ich kadłuby tworzyły kominy, plujące ogniem i dymem.
Kolejne dwie bomby nie dosięgły celu. Korzystając z chwili spokoju, kapitan Fiyuma, oficer broni nawodnej, popędził na mostek, gdzie stał komandor Okada, spoglądając w przestrzeń, jakby nie umiał pojąć, co się dzieje. Fiyuma zameldował, że wszystkie przejścia na dole stoją w ogniu. […] „Pozostanę ze swoim okrętem”, oznajmił Okada. Mitoya opuścił mostek, aby spróbować skontaktować się z maszynownią przez salę odpraw pilotów. Kiedy wrócił, nie było już mostka, nie było Okady, nie było Fiyumy.
Pod jego nieobecność siódma i ósma bomba uderzyły w pobliżu przedniej windy. Jedna wleciała do samej windy i eksplodowała wśród samolotów na pokładzie hangarowym. Maszyny te były uzbrojone, zatankowane i gotowe do podniesienia na pokład, żeby wziąć udział w drugiej fali ataku. Nigdy nie miały już wystartować. […]
Trzecie bezpośrednie trafienie zniszczyło małą cysternę z benzyną przy nadbudówce. Płonące odłamki zabiły wszystkich na mostku. Amagai został wówczas najstarszym stopniem oficerem na pokładzie. Poświęcił wszystkie siły na dowodzenie walką z ogniem w nadziei, że okręt da się uratować. Na próżno. Dziewiąta amerykańska bomba zadała czwarty, ostatni cios, lądując niemal dokładnie w pół długości okrętu, tuż przy lewej burcie. Była praktycznie zbędna, gdyż bez światła i zasilania wysiłki Amagaiego skazane były na klęskę.
I jeszcze raz Prange:
O 16:45 formacja Gallahera dostrzegła Hiryū. […] Dokładnie o 17:01 Chikuma zauważył nieprzyjacielskie po lewej burcie, bezpośrednio nad Hiryū. Kilka Zer Yamaguchiego już pędziło do walki. Gallaher błyskawicznie podjął decyzję: rozkazał swoim lotniskom z Enterprise’a lecieć za nim na Hiryū, a Shumwaya i jego czternaście samolotów z Yorktowna wysłał, aby zajęły się pobliskim pancernikiem. Decyzja o odesłaniu ponad połowy swojej formacji w kierunku celu innego niż główny, wciąż jeszcze nietknięty, była nader niemądra. Okazało się, że Gallaher miał więcej szczęścia niż zasługiwał.
Makajima na Nagarze zamknął oczy. Nie mógł znieść tego widoku. Gallaher kierował się wprost na szkarłatne koło na bladożółtym pokładzie. […] Niewiarygodnie szybki zwrot utrudnił Gallaherowi celowanie. […] Jego bomba spadła za rufą Hiryū, nie czyniąc mu szkody, podobnie jak dwie kolejne.
Shumway dostrzegł, że bomby chybiły, i natychmiast, nie czekając na odwołanie poprzedniego rozkazu, poprowadził swoje samoloty z dala od pancernika i zanurkował na lotniskowiec. […]
Cztery bomby uderzyły jedna po drugiej w dziób lotniskowca. Pierwsza obróciła przednią windę na sztorc, odcinając mostek od dziobu. Po okręcie rozprzestrzeniły się pożary, blokując przejścia i rozrzucając odłamki z nieprzerwanie następujących eksplozji. [Komandor Tomeo] Kaku był między młotem a kowadłem. Żeby uniknąć kolejnych bomb, musiał manewrować z możliwie największą prędkością, ale wiatr smagał płomienie i roznosił je po całym okręcie. Kiedy ciekawość Makajimy wzięła górę nad rozsądkiem i otworzył oczy, Hiryū płonął od dziobu po rufę.
Dauntlessy poza tym zatopiły jeszcze dwa lekkie lotniskowce (Shōhō w bitwie na Morzu Koralowym i Ryūjō koło wschodnich Wysp Salomona), ale znaczenie tych sukcesów było marginalne. Natomiast samodzielne (w sensie: dokonane przez samoloty jednego typu) rozgromienie japońskiej Połączonej Floty przetarło Stanom Zjednoczonym drogę do strategicznego zwycięstwa na Pacyfiku. Była to droga trudna, ale możliwa do przejścia, w wielu miejscach można było się potknąć i przewrócić, ale istniała. Za otwarcie tej drogi Dauntless trafił na pierwsze miejsce niniejszego rankingu.
Wybrana bibliografia:
Eric M. Bergerud, Fire in the Sky: The Air War in the South Pacific. Westview Press, Boulder, 2000.
Bruce Gamble, The Black Sheep. Presidio Press, New York, 1998.
Gerard J. De Groot, The Bomb: A Life. Jonathan Cape Random House, London, 2004.
Michał Fiszer, Lotnictwo w osiąganiu celów strategicznych operacji militarnych. Trio, Warszawa, 2011.
Carl Molesworth, P-40 Warhawk Aces of the Pacific. Osprey Publishing, Oxford, 2003.
Carl Molesworth, P-40 Warhawk vs Ki-43 Oscar. Osprey Publishing, Oxford, 2008.
Gordon W. Prange, Donald M. Goldstein, Katherine V. Dillon, Miracle at Midway. Penguin Books, New York 1983.
Rosemarie Skaine, Suicide Warfare: Culture, the Military, and the Individual as a Weapon. Praeger, Santa Barbara, 2013.
Colin Smith, Singapore Burning. Penguin Books, London, 2006.
Herman S. Wolk, Cataclysm: General Hap Arnold and the Defeat of Japan. University of North Texas Press, Denton, 2010.
Krzysztof Zalewski, Japońskie lotnictwo pokładowe. Lampart, bdw.