Financial Times poinformował 16 października o przeprowadzeniu przez Chiny w sierpniu tego roku udanego testu hipersonicznego pojazdu szybującego (hypersonic glide vehicle) zdolnego do lotów poza atmosferą ziemską i przenoszenia głowic jądrowych. Próba miała całkowicie zaskoczyć amerykańskie służby wywiadowcze. Sprawa jest jednak bardziej złożona. Tak naprawdę nie wiadomo, co i kiedy przetestowano, a jeżeli faktycznie był to „kosmiczny” system uzbrojenia – nie jest to żaden nowatorski pomysł.
Gazeta powołuje się na pięć niezależnych źródeł „zaznajomionych ze sprawą”. Pojazd hipersoniczny miał zostać wyniesiony na niską orbitę okołoziemską przez używaną w chińskim programie kosmicznym rakietę nośną Chang Zheng (Długi Marsz) 2C. Po locie orbitalnym – nie wiadomo, jak długim – wszedł ponownie w atmosferę. Finalna część próby miała zakończyć się umiarkowanym sukcesem: pojazd uderzył 30–40 kilometrów od celu. Potwierdzeniem sierpniowej daty mają być komunikaty Chińskiej Akademii Technologii Rakiet Nośnych, odpowiadającej za starty rakiet kosmicznych.
Akademia poinformowała 19 lipca o 77. starcie rakiety typu Długi Marsz 2C. Kolejny start ogłoszono 24 sierpnia, nosił on jednak numer 79. Sugeruje to, że rakietę numer 78 wykorzystano w utajnionym teście pojazdu hipersonicznego.
Wiadomość o próbie zaskoczyła nie tylko amerykański wywiad, ale najwyraźniej również chińskie ministerstwo spraw zagranicznych. Przez weekend Pekin nie odpowiadał na pytania w tej sprawie kierowane przez międzynarodowe agencje informacyjne. Dopiero 18 października rzecznik resortu Zhao Lijian poinformował dziennikarzy podczas konferencji prasowej, że jak rozumie, przedmiotem opisanego przez Financial Times testu był nie pojazd czy też pocisk hipersoniczny, ale pojazd kosmiczny wielokrotnego użytku. Testowane rozwiązania techniczne mają umożliwić ludziom wygodny i tani sposób na pokojowe wykorzystanie kosmosu.
Foreign Ministry Spokesman Zhao Lijian said: this was "a routine spacecraft test to verify reusable technology for a spacecraft. This is of great significance for reducing the cost of spacecraft. It can provide a convenient and cheap way for people to use space peacefully".
— Stephen McDonell (@StephenMcDonell) October 18, 2021
Zhao początkowo potwierdził sierpniową datę próby. Wkrótce potem jednak ministerstwo spraw zagranicznych poinformowało, że test przeprowadzono w lipcu. Wprowadza to więcej zamieszania niż wyjaśnia. W wypowiedzi Zhao brakuje jakichkolwiek konkretów, chociaż z kontekstu można wnioskować, że chodzi nie o chiński odpowiednik wahadłowca, ale raczej o rakietę wielokrotnego użytku. Chińskie media donosiły o udanym teście takiej rakiety we wrześniu ubiegłego roku. Naciskany przez dziennikarzy domagających się więcej szczegółów, rzecznik uciął rozmowę, podkreślając, że nie mówił o pocisku rakietowym, ale o pojeździe kosmicznym.
#China's Foreign Ministry has also confirmed with me that the space equipment test they are talking about happened in July. The Financial Times report originally spoke of a nuclear-capable hypersonic glide vehicle test in August.
— Stephen McDonell (@StephenMcDonell) October 18, 2021
O co chodzi?
Sprawa jest tym bardziej zagmatwana, że również doniesienia FT są bardzo niejasne, a miejscami mogą wręcz wprowadzać w błąd. Założenia przedstawione w artykule opublikowanym na stronie FT przedstawiają następujące założenia działania i zalety systemu rzekomo przetestowanego przez Chińczyków: rakieta nośna wynosi na niską orbitę okołoziemską człon bojowy, który okrąża Ziemię, a następnie wchodzi z powrotem w atmosferę, aby z prędkością hipersoniczną przeprowadzić atak na cel.
Zaletą takiego rozwiązania jest możliwość przeprowadzenia ataku z dowolnego kierunku. W okresie zimnej wojny wszystkie atomowe mocarstwa, w tym też Chiny, zakładały lot międzykontynentalnych pocisków balistycznych optymalną trasą, czyli nad biegunem północnym. Pod tym kątem organizowano i nadal organizuje się systemy obrony przeciwrakietowej. Lot orbitalny daje możliwość przelotu na przykład nad biegunem południowym, a tym samym ataku z kierunku słabo bronionego lub wcale niebronionego. FT cytuje generała Glena VanHercka, dowódcę NORAD-u, który stwierdził, że pozyskanie przez Chiny takich zdolności oznaczałoby poważne wyzwanie dla obrony kontynentu północnoamerykańskiego.
Lot po niskiej orbicie okołoziemskiej lub lot suborbitalny ma teoretycznie jeszcze jedną zaletę w porównaniu z międzykontynentalnymi pociskami balistycznymi. W takim przypadku pocisk porusza się nie po trajektorii balistycznej, ale po relatywnie spłaszczonej, a tym samym przez większość czasu leci poniżej horyzontu radiolokacyjnego stacji radarowych dozorujących przestrzeń kosmiczną. Znacząco skraca to czas na reakcję obrony. Radary mogą być mało użyteczne w takim przypadku, ale satelity to już zupełnie inna historia. Trzeba przypomnieć, że rozwijane obecnie w USA systemy obrony przed pociskami hipersonicznymi opierają się właśnie na obserwacji z orbity okołoziemskiej.
Nihil novi sub sole
Jeżeli Chiny faktycznie przeprowadziły taki test, nie jest to jednak żadne nowatorskie rozwiązanie, ale jedynie odkurzenie pomysłów z wczesnego okresu zimnej wojny. Rozwiązanie to zwane jest z angielska FOBS, czyli Fractional Orbital Bombardment System (system bombardowania z orbity cząstkowej; spotyka się też określenie „szczątkowej”, wynikające z błędnego rozumienia angielskiego słowa fractional), a po rosyjsku – sistiema czasticzno-orbitalnogo bombomietanija.
Pod koniec lat 50. Stany Zjednoczone i Związek Radziecki rozważały wdrożenie dokładnie takich systemów, jakie opisał FT. Miały on pozwolić na wykonanie ataku uniemożliwiającego przeciwnikowi wyprowadzenie uderzeń odwetowych. Według radzieckich ocen przy maksymalnej wysokości lotu nieprzekraczającej 240 kilometrów amerykańska obrona miałaby maksymalnie pięć minut na reakcję. Jedyną różnicą w stosunku do ewentualnego chińskiego systemu jest wykorzystanie klasycznych pocisków balistycznych, a nie hipersonicznego pojazdu szybującego.
W USA prace nad FOBS porzucono wraz z pojawieniem się skutecznych pocisków balistycznych odpalanych z okrętów podwodnych, które zapewniły jeszcze większą skrytość działania. Rosjanie natomiast prowadzili prace nad aż trzema takimi systemami: GR-1, R-46 i R-36. Do służby wszedł tylko ten ostatni (produkowany w Dniepropietrowsku na Ukrainie), co nastąpiło w roku 1968. Rok wcześniej wszedł w życie traktat o przestrzeni kosmicznej zakazujący umieszczania broni masowego rażenia na orbicie okołoziemskiej. Moskwa uznała jednak, iż FOBS nie wchodzi na pełną orbitę, a tym samym pozostaje w zgodzie z układem.
Przeprowadzono kilka testów R-36 (w kodzie NATO: SS-9 Scarp), w których trakcie uzyskano błąd kołowy rzędu pięciu kilometrów. Przy planowanym zastosowaniu głowic jądrowych dużej mocy nie miało to jednak dużego znaczenia. Warto w tym miejscu przypomnieć, że ewentualny chiński odpowiednik FOBS miał w trakcie próby chybić o 30–40 kilometrów.
Długie na 31,7 metra pociski R-36 o całkowitej masie startowej 183,9 tony (dla porównania: Minuteman III ma długość 18,2 metra i masę 32 ton) trafiły na uzbrojenie 98. Brygady Pocisków Rakietowych. W jej skład weszły trzy bataliony obsługujące osiemnaście silosów zbudowanych w Tiuratamie (obecnie Töretam) w południowym Kazachstanie. Służba systemu nie była długa. Traktat SALT II z 1979 roku definitywnie zakazał stosowania FOBS. Ostatnie pociski wycofano w roku 1983.
Wątpliwości
Aktualnie nie ma możliwości weryfikacji doniesień FT. Rewelacje gazety są bardzo ogólnikowe. Wielu ekspertów ma wątpliwości, czy faktycznie można z powodzeniem połączyć FOBS z pojazdem hipersonicznym. Z doniesień trudno wnioskować, czy dla Amerykanów zaskoczeniem były prace nad takim systemem, jego udany test, czy fakt, że przeprowadzono go wcześniej, niż zakładano.
Przede wszystkim nawet jeżeli Chiny faktycznie przetestowały taki system, nie jest to rewolucja drastycznie zmieniająca układ sił. Dopracowanie i wdrożenie zajmą jeszcze lata. Przede wszystkim jednak, jak zwraca uwagę Laura Grego z MIT, amerykański system obrony przeciwrakietowej nie jest przystosowany do zwalczania chińskich pocisków balistycznych. Planiści z Pekinu obawiają się, że tarcza antyrakietowa może kiedyś uzyskać takie zdolności, a tym samym podkopać znaczenie ograniczonego chińskiego arsenału atomowego. Stąd też egzotyczny pomysł odkurzonego i unowocześnionego FOBS może być próbą wyprzedzenia przeciwnika.
However, 1) China’s own experiments with midcourse defenses should inform it well about how remote that possibility is. And 2) China seems very concerned about space-based boost phase defenses, where a FOBS strategy isn’t a game-changer over ICBMs.
— Laura Grego (@LauraEGrego) October 17, 2021
Grego podkreśla również, że nie można mówić o militaryzacji przestrzeni kosmicznej przez Chiny. FOBS to system przenoszenia, a nie rozmieszczania broni na orbicie. Mocarstwa zrezygnowały z pomysłu umieszczenia broni jądrowej w kosmosie nie tylko z powodu traktatu o przestrzeni kosmicznej. Głowic atomowych składowanych na orbicie nie można poddawać regularnej konserwacji, ponadto są tam narażone na zniszczenie. Nie chodzi tutaj tylko (ani nawet przede wszystkim) o systemy antysatelitarne przeciwnika. Dużo większe zagrożenie stanowią wszelkiego rodzaju kosmiczne śmieci.
In space, they can be disrupted by debris or targeted by an ASAT. A weapon in a low-earth orbit would be a straightforward target for direct-ascent missile defenses, like the US fields.
— Laura Grego (@LauraEGrego) October 17, 2021
Tong Zhao z Carnegie–Tsinghua Center for Global Policy zwraca uwagę, że Stany Zjednoczone już dawno posiadły podobne, a nawet bardziej zaawansowane zdolności w dziedzinie działań orbitalnych dzięki na przykład bezzałogowemu „samolotowi kosmicznemu” Boeing X-37B. W kontekście prac nad różnymi pojazdami kosmicznymi, prowadzonych także w Chinach, mariaż FOBS z pojazdem hipersonicznym wydaje się coraz bardziej egzotyczny.
Zhao podkreśla natomiast ewentualne polityczno-wojskowe przyczyny prac nad takim systemem. Chiny podjęły w ostatnich latach intensywną rozbudowę potencjału jądrowego. Przyczyną są oczywiście Stany Zjednoczone. W ocenie chińskich ekspertów w obliczu słabnącej pozycji Waszyngton może być bardziej skory do podejmowania ryzykownych kroków. Wszystko sprowadza się oczywiście do sytuacji wokół Tajwanu. Innymi słowy: chodzi o stworzenie na tyle silnego odstraszania atomowego, aby zniechęcić USA do eskalacji w przypadku konfliktu o wyspę. Zagmatwana struktura chińskich programów kosmicznego, rakietowego i jądrowego oraz entuzjastyczne poparcie nacjonalistycznie nastawionej części społeczeństwa wręcz zachęcają wojskowy establishment do inwestowania w egzotyczne projekty.
The Chinese nuclear establishment appears pleased with all the funding & the public is enthusiastic. With little checks-&-balances & little expert discussion on how much counter-capability is enough, overkill is almost inevitable and no clear partner for arms control dialogue.
— Tong ZHAO (@zhaot2005) October 18, 2021
Być może idąc tą ścieżką, Chiny robią to, czego chce Waszyngton. W rozmowie z dziennikiem The Guardian Vipin Narang z MIT stwierdził, że jednym z powodów rozwijania przez USA tarczy antyrakietowej jest zmuszenie potencjalnych przeciwników do poszukiwania środków jej przełamania. Tracą oni wówczas czas i pieniądze na rozwijanie zdolności, których utrzymanie będzie kosztowne, a przydatność w przypadku konfliktu – ograniczona.
Zobacz też: Future Commando Force – bardziej autonomiczni Royal Marines wracają do korzeni