Pod koniec drugiej wojny światowej w obliczu nasilających się ataków aliantów Niemcy dopracowali znaną wcześniej koncepcję samolotu pocisku, tworząc samolot bezzałogowy Fieseler Fi 103 – znany szerzej jako V-1 – do niszczenia alianckich miast. Z upływem lat termin „samolot pocisk” zanikł, a koncepcja wyewoluowała do zaawansowanych pocisków manewrujących. Kilkadziesiąt lat później, mimo zastosowania nowo­czesnej techniki w konfliktach zbrojnych (a może właśnie dlatego), część państw postanowiła odświeżyć koncepcję latającej bomby, przebudowując do nowej roli przestarzałe myśliwce lub cywilne „awionetki”. Mogą one służyć również jako wabiki dla systemów przeciwlotniczych.

Z pewnością pierwszym skojarzeniem wielu Czytelników z określeniem „samo­lot pocisk” jest właśnie wspomniany V-1. Sama koncepcja takich maszyn narodziła się jednak blisko trzy dekady wcześniej, jeszcze w czasie pierwszej wojny światowej. W 1916 roku amerykański pilot Elmer Ambrose Sperry wraz z synem Lawrence’em Sperrym – utalentowanym pilotem i wynalazcą – postanowił przebudować dwupłatowy szkolny samolot amerykańskiej marynarki wojennej Curtiss Model N do nowej i rewolucyjnej wówczas roli. Maszyna była jednak bardzo prymitywna i nie wzbudziła większego zainteresowania.



W 1925 roku Brytyjczycy opracowali podobną maszynę o nazwie Larynx (Long Range Gun with Lynx engine). Przeznaczaniem Larynxa było zwalczanie celów morskich i lądowych, odpalano go z platformy startowej tak z lądu, jak i z morza. Sterowanie dobywać się miało drogą radiową. Do 1936 roku przeprowadzono liczne testy, jednak maszyna cechowała się wysoką awaryjnością i praktycznie zerową skutecznością, w związku z czym projekt zarzucono. W czasie drugiej wojny światowej do koncepcji powróciły Niemcy, tworząc właśnie Fi 103, i Amerykanie. W okresie od sierpnia 1944 roku do stycznia roku 1945 roku ci drudzy prowadzili operację „Afrodyta”, której celem było porażenie strate­gicznych obiektów wojskowych i przemysłowych Trzeciej Rzeszy, a w pierwszej kolejności zniszczenie wyrzutni niemieckich pocisków balistycznych V-2.

Egzemplarz Larynxa podczas testów na pokładzie niszczyciela HMS Stronghold w 1927 roku.
(domena publiczna via Wikimedia Commons)

Do ich zniszczenia zdecydowano wykorzystać wysłużone bombowce Boeing B-17 Flying Fortress i Consolidated B-24 Liberator. Samoloty przebudowano w taki sposób, aby można nimi było sterować radiowo z innego samolotu, i wyładowano je materiałami wybuchowymi. Donald Miller w książce Władcy przestworzy opisuje działanie tych samolotów pocisków następująco:

Dwuosobowa załoga – pilot skoczek i inżynier autopilota – miała wypro­wadzić drona na wysokość 550 metrów, pochylić go w łagodne opadanie, ustawić sterownicę, uzbroić ładunki wybuchowe na detonację przy uderzeniu i wyskoczyć nad Anglią. Wszystkie drzwi i włazy poza jednym miały być zamknięte na amen. Jedyne wyjście stanowił niebezpiecznie ciasny właz w nosie, tuż za wewnętrznym silnikiem po stronie pilota. System zdalnego sterowania w samolocie matce, przesyłający sygnały do autopilota w dronie, miał sterować lecącym na małej wysokości samolotem bezpilo­towym w drodze do celu określonego jako priorytetowy. Największy pocisk z ładunkiem wybu­chowym kiedy­kolwiek zbudowany przez człowieka miał wówczas zanurkować nań z wysokości od 180 do 210 metrów, zdecydowanie poniżej pola widzenia nieprzyjacielskich radarów.

Projekt zakończył się niepowodzeniem – w toku czternastu misji i zużyto kilkadziesiąt bombowców, ale żaden wytypowany cel nie został skutecznie porażony. Dodatkowo program wygenerował duże koszty i pociągnął za sobą ofiary śmiertelne pośród pilotów – w jedną z nich był porucznik Joseph Patrick Kennedy, brat późniejszego prezydenta Stanów Zjednoczonych Johna Fitzgeralda Kennedy’ego. Jego Liberator eksplodował w wyniku samoczynnego zapalenia się ładunku wybuchowego (ponad dziewięciu ton Torpexu) jeszcze nad Wielką Brytanią.



Współczesne samoloty pociski

Pierwsze informacje mówiące o zwiększonym zainteresowaniu państw w zakresie stworzenia współczesnych samolotów pocisków pojawiały się już kilka lat temu, ale w zasadzie dopiero w ubiegłym roku przebiły się do dyskursu publicznego. Wówczas wskazywano dwa państwa, które chciały przebudować wycofywane i przestarzałe samoloty myśliwskie do nowej roli: Chiny i Koreę Północną.

Wiele źródeł informowało na początku ubiegłego roku, że Pekin na poważnie rozważa zbudowanie samolotów pocis­ków na bazie wycofywanych myśliwców, głównie Chengdu J-7 (licencyjny wariant MiG-a-21) oraz Shenyang J-8 (głęboka modyfikacja MiG-a-21). Chińczycy wykorzystują bowiem w lotnictwie wojskowym obok nowoczesnych maszyn, takich jak Chengdu J-10, Shenyang J-11 czy Shenyang J-16, jeszcze około dwóch stek przestarzałych J-7 i kilkadziesiąt J-8 w różnych wersjach. Maszyny te nie prezentują realnej wartości bojowej, w zasadzie służą do podtrzymywania nawyków i szkolenia, część najpewniej jest kanibalizowana. Ich czas w chińskim lotnictwie nieuchronnie zbliża się kresu.

Chiński Chengdu J-7.
(US Navy)

Najbardziej wysłużone samoloty zostaną przeznaczone z całą pewnością na zezłomowania, natomiast te, które „jeszcze do czegoś się nadają”, mogą zyskać nowe, chociaż potencjalnie krótkie życie. Wedle doniesień mediów przebu­dowane do roli samolotów pocisków (bądź dronów kamikaze – rozważania o nowej terminologii to temat na osobny artykuł) posłużyłyby do zmasowanego ataku na Tajwan. Potencjalna flota nawet kilkuset bezzałogowych J-7 stanowiłaby poważne wyzwanie dla obrony powietrznej Tajwanu. Na pewno nie wszystkie zostałyby zestrzelone.

Podejrzenia o ewentualnym drugim życiu chińskich myśliwców zaczęły pojawiać się w 2021 roku. W czasie ćwiczeń symulowanego ataku lotniczego na wyspę zaobserwowano niecodzienną formację chińskich myśliwców – nowoczesnym J-16 towarzyszył klucz starych J-7.



Z jednej strony J-7 wykorzystywane są do szkolenia, więc być może jest to robienie sensacji na wyrost, z drugiej faktycznie mogły być to przymiarki do opracowania chińskich samolotów pocisków, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę doniesienia mówiące o chińskiej wizji takich maszyn. Na pierwszy rzut oka mają one być zbliżone do wariantu seryjnego i nie wyróżniać się zmianami w ogólnym układzie konstrukcyjnym. Ogromnym atutem takiego rozwiązania są stosunkowo niskie koszty przebudowy starych myśliwców i ich właściwości lotne, głównie wysoka prędkość wynosząca nawet Mach 2.

Dodatkowo zwraca się uwagę na pewien szczegół o wykorzystaniu przez Chiń­czy­ków starych maszyn w roli dronów. Mianowicie wcale nie musi być to „latająca bomba” wyładowana materiałem wybuchowym, a uzbrojony UCAV. Takie bezzałogowce mogłyby przenosić uzbrojenie do zwalczania celów naziemnych i powietrznych, odgrywając tym samym rolę „lojalnego skrzydłowego” dla nowocześniejszych myśliwców przy jednoczesnym zachowaniu parametrów lotu pierwowzoru.

W przypadku Korei Północnej stworzenie latających bomb z przestarzałych samolotów ma być jednym z elementów zwiększania możliwości tamtejszych sił zbrojnych. Informacje mówiące o zamiarach Pjongjangu co do stworzenia nowej broni pojawiły się w sierpniu ubiegłego roku. Informację potwierdził w wywiadzie dla południowokoreańskiego The Korean Times Choe Su-ryong, były agent Narodowej Służby Wywiadowczej, powołując się na swoje źródła z Korei Północnej. Przebudowie podlegać miałyby przede wszystkim najmniej wartościowe myśliwce w różnych odmianach – chociaż użycie słowa „myśliwiec” w stosunku większości północnokoreańskich maszyn jest zdecydowanie nad wyrost.



Północnokoreańskie siły powietrzne mimo dużej liczebności są całkowicie przestarzałe i w zdecydowanej większości technicznie zatrzymały się na okresie tuż po wojnie koreańskiej. Naj­nowo­cześ­niej­szymi myśliwcami we flocie są MiG-i-29 w liczbie kilkunastu sztuk, do czego dochodzi kilkadziesiąt MiG‑ów‑23 i MiG‑ów‑21 (Chengdu J-7). Pozostałą część floty samolotów „myśliwskich” stanowią bezwartościowe Shenyangi F-5 i Shenyangi J-6 (chińskie kopie MiG‑a‑17 i MiG‑a‑19).

Myśliwiec J-6 północnokoreańskich sił powietrznych jako eksponat muzeum wojny koreańskiej w Seulu. Pre­zen­to­wa­nym egzemplarzem 25 lutego 1983 roku zbiegł północnokoreański pilot, kapitan Lee Wong Pyong.
(Richard Mortel, Creative Commons Attribution 2.0 Generic)

I właśnie te dwa ostatnie typy zostałyby przebudowane na bezzałogowe samoloty pociski. Oczywiście w ich przypadku nie ma mowy o pełnieniu funkcji uzbrojonych UCAV‑ów. Północnokoreańskie drony służyłyby głównie do przeprowadzania precyzyjnych samobójczych ataków na cele południowego sąsiada. Emerytowany pułkownik sił powietrznych Hong Sung-pyo, starszy analityk w Koreańskim Instytucie Spraw Wojskowych, w tym samym artykule stwierdził, że informacje przekazywane przez Choe są bardzo prawdopodobne; niewykluczone, że Pjongjang już takowe maszyny wykorzystuje.

Nie tylko stare myśliwce

Swój wkład w samoloty pociski nowej generacji włożyła i Ukraina. Do tej pory do atakowania rosyjskich obiektów strategicznych, głównie rafinerii, Kijów wykorzystywał szerokiej maści bezza­ło­gowce będące typową amunicją krążącą lub na pewien sposób odpowiednikiem irańskich Szahedów. Przełom nastąpił na początku tego miesiąca, kiedy ukraińskie służby zaatakowały zakład produkujący Szahedy-131/136, położony w w Tatarstanie, oddalony o 1200 kilometrów od linii frontu. Początkowo uważano, że Ukraińcy wykorzystali opracowane przez siebie uderzeniowe UAV-y dalekiego zasięgu. Materiały filmowe opublikowane w Internecie po uderzeniu, ku zaskoczeniu wielu ekspertów, zamiast sylwetki klasycznego bezzałogowca ukazały kształt cywilnej „awionetki”.



Samolot początkowo błędnie zidentyfikowano jako amerykańską Cessnę 152. W miarę publikacji kolejnych materiałów z ataku i szczątków samolotu okazało się, że Kijów najprawdopodobniej wykorzystał produkowany w Ukrainie samolot ultralekki Aeroprakt A-22. Maszynę wyposażono w system zdanego sterowania i wyładowano materiałami wybuchowymi. Jeśli ostatecznie uda się potwierdzić modyfikację A-22, moglibyśmy być świadkami pierwszego użycia bojowego uzbrojenia tej klasy – to znaczy przebudowanego samolotu załogowego – w zasadzie od czasów drugiej wojny światowej.

O ile amerykański projekt zakończył się fiaskiem, o tyle ukraińskie drony odniosły umiarkowany sukces. A-22 doleciały do wskazanego obiektu i poraziły budynki produkcyjne rosyjskiego zakładu. Wedle strony ukraińskiej atak wstrzymać miał prace w zakładach na kilka tygodni, według Rosjan uderzenie nie spowodowało dużych strat materialnych i nie wstrzymało produkcji. Dodatkowo rosyjskie źródła uważają, że w ataku wykorzystane zostały dwa typy ukraińskich bezzałogowców: mały Ukrjet UJ-22 i właśnie zmodyfikowane A-22.

UJ-22 mają rozpiętość wynoszącą 4,2 metra, długość 3,7 metra, prędkość maksymalną 200 kilometrów na godzinę i ładowność do 20 kilogramów. Wykorzystywano je już wcześniej w atakach na terytorium Federacji Rosyjskiej – w tym na rafinerię Taneco. W Tatarstanie uderzyły na akademiki, w których ulokowano rosyjskich studentów biorących udział w produkcji irańskich dronów. Z kolei A-22 uderzyły w hale produkcyjne. W standardowej konfiguracji A-22 jest konstrukcją dwumiejscową o rozpiętości 10,1 metra i długości 6,3 metra oraz maksymalnej masie startowej 450 kilogramów.

Obie strony mają odmienne zdanie co do skuteczności ataku, co nie powinno dziwić, a na podstawie dostępnych informacji trudno zweryfikować słowa Rosjan i Ukraińców. Śmiało jednak można powiedzieć, iż atak stanowi nowe (a przynajmniej „odświeżone”) zagrożenie.



Według analityków przebudowa cywilnego samolotu turystycznego do roli latającego pocisku nie stanowi większego problemu przy dzisiejszej technice. Zakłada się, że ukraińskie A-22 sterowane były za pośrednictwem łączności sate­li­tar­nej, naj­praw­do­po­dob­niej systemu Starlink. Sama konstrukcja A-22 pozwala zaimplementować dosyć duży ładunek wybuchowy.

A-22 to popularne w Europie samoloty, wyprodukowane w liczbie blisko 2 tysięcy egzemplarzy. Oprócz prywatnych właścicieli wykorzystywane są przez instytucje i przedsiębiorstwa z uwagi na niskie koszty pozyskania i eksploatacji, między innymi do monitoringu obszarów leśnych.

Przy dwóch osobach na pokładzie i ładunku o masie około 50 kilogramów A-22 jest w stanie pokonać dystans około 750 kilometrów z prędkością przelotową około 140 kilometrów na godzinę. Po załogi istnieje możliwość wmontowania dodatkowego zbiornika paliwa o pojemności dodatkowych 100 litrów, co przekłada się na dodatkowe 700 kilometrów zasięgu i możliwość zabrania większego ładunku – w tym przypadku materiału wybuchowego. Co ciekawe, producent odcina się od pojawiających się informacji, że brał udział w przeprojektowaniu seryjnego A-22 do roli samolotu pocisku.

Aeropakt A-22.
(aeroprints.com, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)

Z uwagi na duże rozpowszechnienie samolotu w Europie i Rosji przelot takiej maszyny na małej wysokości nie będzie w żadnym stopniu budzić podejrzeń, zwłaszcza że praktycznie nie różni się ona od seryjnego A-22. Oczywiście podobne przeróbki mogą zostać zaim­ple­men­to­wane na wielu innych niewielkich samolotach, popularnych w lotnictwie cywilnym, co stanowi bardzo duży atut dla efektu zaskoczenia.

Według ekspertów trasę takiego samolotu można zaplanować tak, aby omijać stacje radiolokacyjne, zaś w ostatniej fazie lotu bezzałogowiec znajduje się „pod radarem” przez co trudno zauważyć go na ekranach. Wobec braku stacji radarowych wykrywających obiekty nisko lecące w zasadzie polegać można jedynie na obserwacji wzrokowej. A na pierwszy rzut oka trudno rozróżnić na przykład popularną Cessnę 172 od ewentualnej „samobójczej” wersji – o ile jest to w ogóle możliwe. Na ten moment mamy pierwsze potwierdzone użycie bojowe tego rodzaju maszyn, jednak z całą pewnością należy z uwagą przyglądać się rozwojowi takich środków walki.



Przynęty dla opl i nosiciele amunicji krążącej?

Przy okazji poruszmy również ciekawą kwestię w zakresie wykorzystania „odczłowieczonych” samolotów w roli przynęt dla systemów obrony przeciw­lotniczej. Sama koncepcja tego typu maszyn nie jest nowa. Wystarczy cofnąć się do wojny w Górskim Karabachu sprzed czterech lat. Azerbejdżan wykorzystywał leciwe samoloty transportowe An-2 w roli przynęty dla armeńskich systemów przeciw­lotniczych. Koncepcję zastosowania starych samolotów w takiej roli szybko zaobserwowały inne państwa, które postanowiły dogłębniej się jej przyjrzeć.

Chińczycy prawdopodobnie brali pod lupę możliwość użycia starych myśliwców J-7 w roli przynęty. Użycie stu lub więcej samolotów w charakterze pierwszej fali uderzeniowej pozwoliłoby z jednej strony zmusić stanowiska tajwańskiej opl do ujawnienia swojej lokalizacji, z drugiej – do zużycia efektorów do niszczenia celów stanowiących proporcjonalnie mniejsze zagrożenie niż lecące w kolejnych falach załogowe wielozadaniowe samoloty bojowe. Tajwańczycy stanęliby przed diabelskim wyborem: zniszczyć pierwsze formacje samolotów lecących z kontynentu czy też zaryzykować, pozwolić, żeby rozbiły się o wyznaczone cele i zachować efektory na maszyny stanowiące większe zagrożenie?

Koncepcja rzekomo powróciła również w czasie obecnej wojny rosyjsko-ukraińskiej. Rosjanie również mieli wykorzystywać bezzałogowe „Antki” jako przynęty na opl. W 2022 roku zaobserwowano wiele formacji tych dwupłatów w pobliżu granicy z Ukrainą. Dodatkowo część rosyjskich blogerów wojskowych informowała o prze­ba­zo­waniu kilkudziesięciu maszyn do bazy lotniczej Seszcza w pobliżu Dubrówki w obwodzie briańskim. Niestety brakuje potwierdzenia tych doniesień w postaci materiałów zdjęciowych.

Co ciekawe, Rosjanie mieli nieco zmodyfikować koncepcję Anów-2 w roli przynęty. Mianowice An-2 (lub inna maszyna) holować miałby amunicję krążącą. W momencie strącenia przynęty system przeciw­lotniczy zdradza swoje położenie, dzięki czemu holowany dron jest w stanie porazić stanowisko opl. Rosjanie dysponować mają około 1400 Anami-2, co przekładałoby się na opłacalność przedsięwzięcia, jednak ponownie – nie ma żadnych informacji potwierdzających wprowadzenie rozwiązania do służby. Warto również dodać, że w latach wcześniejszych Pjongjang również przyglądał się wielu zastosowaniom Anów-2.

Dmitry Terekhov, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic