Rozpoczęcie otwartego przetargu, zaskakujące wycofanie się Boeinga i Saaba, nietypowa propozycja Francji, amerykańskie naciski, podpisywane umowy o współpracy z lokalnym przemysłem… Trwający od kilku lat proces poszukiwania i wyboru wielozadaniowego samolotu bojowego dla belgijskich sił powietrznych obfitował w zaskakujące zwroty akcji. Wszystkie mogą zblaknąć przy najnowszych doniesieniach, według których Belgia miała podjąć decyzję o zakupie amerykańskich myśliwców F-35A Lightning II już w 2013 roku, a cały przetarg jest tylko przykrywką.
Początki
Według raportu „World Air Forces 2018” belgijskie siły powietrzne mają w uzbrojeniu czterdzieści pięć myśliwców F-16A/B MLU (niedawno jeden z nich został zniszczony w wyniku wypadku w bazie Florennes). Maszyny zakupiono w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku, a ich rozpoczęcie ich wycofywania ze służby zostało zaplanowane na 2023 rok.
Pierwsze oficjalne informacje o rozpoczęciu poszukiwań następcy F-16 pojawiły się na początku 2014 roku, gdy belgijski minister obrony poinformował, że roześle do potencjalnych oferentów zapytania dotyczące możliwości zakupu samolotów wielozadaniowych. Poinformowano wtedy, że rozmowy będą prowadzone z tradycyjnymi partnerami Belgii w sprawach lotnictwa, a już w tamtym momencie było wiadomo, że Holandia kupuje F-35A. Ponieważ nieco wcześniej podpisano porozumienie o wspólnej obronie przestrzeni powietrznej Belgii, Holandii i Luksemburga, wydawało się oczywiste, że niemal pewnym zwycięzcą będzie koncern Lockheed Martin i jego F-35.
Dwa lata później oficjalnie rozpoczęto wybór nowego samolotu bojowego. Minister obrony Steven Vandeput ogłosił, że kupione będą trzydzieści cztery nowe samoloty. Ich zakup ma kosztować około 3,6 miliarda euro. Żeby dostawy rozpoczęły się zgodnie z planem w 2023 roku, kontrakt powinien być podpisany w ciągu dwóch lat od momentu wystosowania zapytań ofertowych. W dodatku w 2019 roku odbędą się belgijskie wybory parlamentarne, więc obecne władze chciałyby podpisać umowę przed tym wydarzeniem, tak aby ewentualna zmiana rządów nie wpłynęła na terminową realizację programu przezbrojenia lotnictwa. Kandydatami na nowy belgijski myśliwiec zostały: Boeing F/A-18E/F Super Hornet, Dassault Rafale, Eurofighter Typhoon, Lockheed Martin F-35 i Saab JAS 39 Gripen.
Belgia jest niewielkim krajem, otoczonym ze wszystkich stron przez sojuszników z NATO. Dzięki temu nie musi się obawiać bezpośredniego, zaskakującego ataku, ale za to jej lotnictwo często bierze udział w operacjach ekspedycyjnych, czego przykładem są naloty na Libię czy wojna w Afganistanie. Z tych powodów Belgowie dużo czasu mieli poświęcać analizowaniu, jak ich wybór wpłynie na powiązania z poszczególnymi państwami i jakie będą tego skutki. Wśród wymagań znalazł się zapis, że preferowane będą samoloty już znajdujące się na wyposażeniu innych sił powietrznych NATO, co ma przełożyć się na sferę ekonomiczną (w wyniku efektu skali) i operacyjną (dzięki zwiększonej interoperacyjności). Wymóg, aby nowy samolot był jak najbardziej kompatybilny z maszynami sojuszników, mógł faworyzować F-35. Z drugiej strony Belgia, jako jeden z producentów F-16, ma własne zaplecze serwisowe dla tych samolotów i chciałaby posiadać takie samo dla nowych maszyn, a F-35 ma być serwisowany tylko w kilku miejscach na świecie.
Boeing, Saab i Dassault odpadają
W kwietniu 2017 roku Boeing poinformował belgijski rząd, że nie weźmie udziału w konferencji z udziałem oferentów i nie przedstawi odpowiedzi na zapytanie ofertowe. Koncern stwierdził, że po przeanalizowaniu warunków i wymogów przetargu firma nie ma poczucia, że zasady są równe dla wszystkich, i już wiadomo, że F/A-18 Super Hornet nie ma szans na zwycięstwo. Tym samym Boeing nie zamierza marnować czasu i pieniędzy na dalsze zajmowanie się tym tematem. Rzeczniczka prasowa Boeinga wyjaśniła, że w dokumentach przetargowych znalazł się dosłowny zapis, iż preferowany będzie wybór zgodny z decyzjami innych państw należących do NATO i Unii Europejskiej, które już wybrały F-35.
Zaledwie trzy miesiące później z przetargu wycofał się również Saab. Tu przyczyna była inna. Belgia zamierza kupić samoloty w formule umowy międzyrządowej i jednocześnie oczekuje od państwa sprzedającego szerokiego wsparcia operacyjnego. To oznacza, że Szwecja musiałaby zmienić swoją politykę zagraniczną i dostosować ją do przyszłych belgijskich wymagań, co potencjalnie może kłócić się ze szwedzką polityką neutralności. Z tego powodu Szwecja zdecydowała się wycofać z postępowania.
Najbardziej zaskakujące było jednak zachowanie Francuzów, którzy uznali, że nie staną do przetargu. Zamiast tego złożyli Belgii bezpośrednią ofertę nawiązania głębokiego partnerstwa wojskowego obejmującego: dostawę samolotów Rafale, integrację sił powietrznych obu państw, współpracę szkoleniową oraz kooperację gospodarczą i techniczną angażującą przedsiębiorstwa z obu stron. Celem takiej współpracy miałoby być wzmocnienie nie tylko bezpieczeństwa Europy, ale także jej niezależności gospodarczej. Minister obrony Steven Vandeput stwierdził, że jego zdaniem oferta francuska jest bezprzedmiotowa. Mimo to rząd belgijski oficjalnie jej nie odrzucił, ale zlecił przeprowadzenie analiz prawnych.
Belgowie nie chcieli od razu brutalnie skreślić francuskiej propozycji, ponieważ premier Charles Michel jest w dobrych stosunkach z prezydentem Emmanuelem Macronem. Natomiast minister Vandeput, jak wspomniano, nie widzi szansy dla francuskiej propozycji. Mimo to do dzisiaj belgijski rząd nie zajął oficjalnego stanowiska w sprawie francuskiej oferty, a w listopadzie ma dojść do wizyty prezydenta Macrona w Belgii – analitycy sugerują, że jedną z poruszanych kwestii będzie właśnie sprawa samolotów.
Oferta Eurofightera, naciski Amerykanów
Jeśli odłożyć na bok nierozstrzygniętą kwestię oferty francuskiej, finalistami belgijskiego przetargu zostały Eurofighter Typhoon i Lockheed Martin F-35A. Samolot europejski jest oficjalnie oferowany przez Wielką Brytanię. W ramach oferty zawiera się propozycja bliskiej współpracy sił powietrznych obu krajów, dzięki czemu Belgowie będą mogli korzystać ze wszystkich doświadczeń zebranych przez RAF w ciągu kilkunastu lat eksploatacji samolotów. Dodatkowo będą dysponować silnym głosem w sprawie przyszłego rozwoju myśliwca, a firmy z tego kraju będą mogły startować w przetargach dotyczących nowego wyposażenia samolotu i innych jego elementów. Współpraca nie musi dotyczyć jedynie tego konkretnego projektu. Zaangażowanie się Belgii w Eurofightera włączy to państwo w największy europejski wspólny program zbrojeniowy, obejmujący największe koncerny, co może przełożyć się w przyszłości na kooperację również na wielu innych polach, z korzyścią dla belgijskiego przemysłu. Pewnym zagrożeniem jest tutaj wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej i podzielenie europejskiego przemysłu lotniczego między FCAS a Tempesta, ale płaszczyzną współpracy zawsze może być NATO.
Ponadto Belgian Aeronautical Group (BELAG) podpisała porozumienie o współpracy z konsorcjum Eurofighter. Po stronie producenta umowę podpisały Airbus Defence & Space, BAE Systems i Leonardo. Natomiast BELAG jest spółką joint venture zawiązaną przez siedem belgijskich przedsiębiorstw z branży lotniczej i państwowe stowarzyszenie techniczne Agoria. Umowa przewiduje współpracę wszystkich zaangażowanych spółek w obsługę samolotów Eurofighter Typhoon. Obejmuje to udział w przeglądach i naprawach, a także dostęp do systemów walki elektronicznej i komputerów misji. Ponadto firmy będą współdziałały przy opracowywaniu systemu szkolenia dla belgijskich pilotów.
Dodatkowo w styczniu 2018 roku podpisano także pierwsze porozumienia z centrami innowacji we Flandrii i Walonii. Po stronie brytyjskiej porozumienie podpisały BAE Systems oraz trzy ośrodki akademickie – University of Sheffield Advanced Manufacturing Research Centre, University of Manchester i Welding Institute.
W odróżnieniu od Europejczyków oferujących marchewkę Amerykanie wolą posługiwać się kijem. Co prawda w lutym 2018 roku Lockheed mówił o możliwym zaangażowaniu belgijskiego przemysłu lotniczego – przedsiębiorstwa takie jak Sonaca, Sabca czy Sabena Aerospace od lat współpracują z amerykańskimi partnerami przy produkcji i serwisowaniu F-16, a w przyszłości mogłyby odgrywać pewną rolę w programie F-35 – aleamerykańscy politycy byli bardziej wojowniczy.
Sekretarz obrony James Mattis wystosował list do belgijskiego ministra obrony. Stwierdził on z niezadowoleniem, że co prawda Belgia ostatnio podniosła wydatki na obronę, ale nadal są one niższe niż wymagane przez NATO dwa procent produktu krajowego brutto. Na zachętę dodał, że wybór F-35 z pewnością zostanie odebrany pozytywnie, jako inwestycja w przyszłość i potwierdzenie belgijskich zobowiązań sojuszniczych.
Naciski powtórzono we wrześniu. Ambasador Ronald Gidwitz powiedział, że Amerykanie czekają do 14 października, aby zobaczyć, czy Belgowie podejmą „właściwą decyzję”. Dodał, że jeśli Belgia przełoży decyzję na późniejszy termin, będzie rekomendował własnemu rządowi przedłużenie ważności oferty, ale jej warunki prawdopodobnie ulegną pogorszeniu. Gidwitz ostrzegł, że cena prawdopodobnie wzrośnie, a terminy dostaw się wydłużą. Również warunki szkolenia mogą ulec modyfikacji. Ambasador dodał, że konieczna będzie renegocjacja wszystkich warunków.
Amerykańskie naciski i walka sugerują, że Stany Zjednoczone zaangażowały się w rywalizację w Belgii na całego i nie cofną się przed niczym, by wygrać w przetargu. Być może jednak rzeczywistość jest inna, naciski są zasłoną dymną, a Amerykanie już od pięciu lat wiedzą, że Belgia kupi F-35.
Obietnica
8 października czołowy belgijski magazyn Knack opublikował artykuł, w którym stwierdza, że już w 2013 roku Belgia obiecała na forum NATO zakup myśliwców F-35. Oskarżenia są tym poważniejsze, że Knack jest wydawany w języku flamandzkim i do tej pory raczej wspierał obecny rząd, którego koalicjantem jest partia Narodowy Sojusz Flamandzki. Ukazanie się artykułu krótko przed zaplanowanymi na 14 października wyborami lokalnymi z pewnością również nie pomaga rządowi. Ponadto artykuł sugerujący, ze przetarg jest ustawiony, stawia w trudnej sytuacji premiera Charles’a Michela, który w listopadzie miał przekazać Emmanuelowi Macronowi, że oferta Francji nie może być wzięta pod uwagę ze względów formalnych.
Dziennikarze magazynu Knack oskarżają czołowych belgijskich polityków i wojskowych o to, że w 2013 roku podjęli zobowiązanie wobec NATO, że będą dysponowali przynajmniej dziesięcioma myśliwcami stealth. Wtedy i obecnie jedynym samolotem o właściwościach stealth dostępnym dla Belgii jest F-35. Zarówno były minister obrony Pieter de Crem, jak i obecny Steven Vandeput odmówili komentarzy.
Dalej padają oskarżenia, że bazując na zobowiązaniu ministrów obrony, przetarg zorganizowano jedynie po to, aby utrzymać pozory przejrzystości, ale tak naprawdę wymogi przetargowe faworyzowały zalety F-35, ukrywając jego wady. Stanowisko Boeinga można uznać za poparcie tych oskarżeń. Poza opisywanym już wcześniej wymogiem posiadania samolotu kompatybilnego z państwami współpracującymi za kluczowe uznano cechy samolotu umożliwiające wykorzystanie go w misjach zwalczania wrogiej obrony przeciwlotniczej (SEAD). Tyle że Belgia nigdy wcześniej nie posiadała takich samolotów, a jej piloci nie byli szkoleni w takich zadaniach. Natomiast takie wymogi faworyzują samoloty stealth.
Z drugiej strony w wymaganiach przetargowych małą wagę przywiązuje się do zadań obrony powietrznej, a przecież Belgowie często biorą udział w NATO-wskich misjach air policing. Spore zużycie paliwa, ograniczony zasięg i mniejsza od głównego konkurenta prędkość sprawiają jednak, że F-35 nie jest idealnym samolotem do wypełniania tej misji. Rzecznik ministerstwa obrony stwierdzała zaskakująco, że kryteria wyboru nowego samolotu zostały narzucone przez NATO. Byłby to chyba pierwszy taki przypadek w historii, ponieważ NATO jedynie wymaga od swoich członków realizacji zobowiązań, które dane państwo samo na siebie nałożyło. Tak jest na przykład w kwestii niemieckiego następcy Tornada, który powinien mieć możliwość przenoszenia broni jądrowej. Kwestia ta jest nie bez znaczenia także w Belgii i jest kolejnym czynnikiem faworyzującym samolot amerykański.
E-maile
Dziennikarze Knacka twierdzą, że dotarli do e-maili wymienianych między podpułkownikiem Steven Lauwereys’em (szefem zespołu odpowiedzialnego za wybór myśliwca) i generałem Frederikiem Vansiną (szefem sztabu sił powietrznych). W jednej z wiadomości Lauwereys przekazuje generałowi, że uniknął wspomnienia o wymogu stealth w czasie spotkania z potencjalnymi oferentami.
W reakcji na artykuł generał Vansina oświadczył, że pomiędzy sztabem lotnictwa a zespołem wybierającym nowy samolot bojowy był „absolutny Mur Chiński” i że nigdy nie wywierał on wpływu na wybór kryteriów dla myśliwca ani później nie oceniał ofert. Dodał, że artykuł magazynu jest pełen półprawd, a autor nie rozumie w pełni belgijskich procedur parlamentarnych ani tego, na czym polegają zobowiązania wobec NATO.
Szkolenie w USA
Artykuł w Knacku i wycofanie się Boeinga to nie jedyne sygnały mogące świadczyć o wątpliwym charakterze belgijskiego przetargu. Przed kilkoma dniami belgijskie ministerstwo obrony wystawiło na sprzedaż dwadzieścia pięć samolotów szkolenia zaawansowanego Alpha Jet. Poza samolotami Belgowie sprzedają również znaczny pakiet części zamiennych, w tym silniki. Oferty można składać do 7 listopada, ale samoloty będą dostępne do odbioru dopiero od grudnia 2019 roku.
Belgia zamówiła trzydzieści trzy Alpha Jety w 1973 roku, dostawy trwały w latach 1978–1980, a na początku XXI wieku maszyny przeszły modernizację. Samoloty bazują na południowym zachodzie Francji, w bazie Cazaux, gdzie od 2004 roku działa połączona francusko-belgijska szkoła pilotów odrzutowców. Wraz ze sprzedażą Alpha Jetów zakończy ona działalność na wyszkoleniu około 150 belgijskich pilotów.
W przewidywaniu wyboru nowego myśliwca belgijskie ministerstwo obrony zdecydowało się przenieść szkolenie na okres przejściowy do ośrodka o sprawdzonej pozycji. Wybór padł na Euro-NATO Joint Jet Pilot Training zlokalizowaną w bazie Sheppard w Teksasie w Stanach Zjednoczonych. Amerykańsko-NATO-wska szkoła pokonała oferty szkolenia belgijskich pilotów we Włoszech i Wielkiej Brytanii.
Sam wybór ENJJPT nie jest niczym niezwykłym, ponieważ szkolą się tam piloci z wielu państw europejskich, również tych, które dysponują własnym systemem szkolenia. Przeniesienie w takim momencie szkolenia do Stanów Zjednoczonych wzmacnia jednak podejrzenia, że Belgia już wybrała F-35, tym bardziej że oficjalnie jest to rozwiązanie tymczasowe, ale przebywając w Teksasie, belgijscy piloci będą nauczani zgodnie z obowiązującym w szkole programem, który docelowo kończy się w kokpicie F-35.
Rozstrzygnięcie belgijskiego przetargu spodziewane jest w najbliższym czasie. Jak jednak powiedział zastępca przewodniczącego partii rządzącej Mouvement Réformateur Richard Miller, komisja przetargowa nie jest zobligowana do wyboru jednej z dwóch kandydatur. Jeżeli żadna oferta nie będzie zadowalająca pod względem finansowym, Belgia również rozważyć inne oferty, jak Rafale’a, czy innych producentów, na przykład Saaba. Tak czy inaczej niedługo powinniśmy ujrzeć kolejną odsłonę jednego z najbardziej pogmatwanych przetargów ostatniego czasu.
Zobacz też: Królewskie muzeum sił zbrojnych i historii wojskowej w Brukseli