Od 23 stycznia do 10 lutego w bazie Nellis w Nevadzie odbywały się pierwsze w tym roku ćwiczenia lotnicze Red Flag. Ta edycja była szczególna, ponieważ pierwszy raz wzięły w niej udział najnowsze amerykańskie samoloty wielozadaniowe F-35A Lightning II. I jak wszystko, co jest z nimi związane, ich działania oceniane są niejednoznacznie.
Prowadzone od 1975 roku ćwiczenia Red Flag to największe amerykańskie manewry skoncentrowanymi na walce powietrznej. Mają one jak najbardziej realistycznie odwzorować to, co może spotkać pilotów w czasie prawdziwej wojny. Ich koncepcja ma źródło w teorii, że pilot, który przeżyje pierwsze dziesięć lotów bojowych na wojnie, ma znacznie większe szanse na przeżycie całego konfliktu. Siły powietrzne Stanów Zjednoczonych starają się, aby te dziesięć lotów odbyło się w kontrolowanych warunkach w czasie ćwiczeń. Ponieważ w ostatnich latach Amerykanie nie walczyli z żadnym godnym siebie przeciwnikiem, wielu pilotów mówi, że te ćwiczenia są nawet trudniejsze niż prawdziwe misje bojowe, w których brali udział. Na każdą edycję Red Flag zapraszani są także partnerzy zagraniczni, co daje okazję do sprawdzenia się przeciwko samolotom, których na co dzień nie ma w USA. W tej edycji zagranicznymi uczestnikami byli Australijczycy i Brytyjczycy. Pierwsi przysłali samoloty wsparcia: C-130, KC-30 i E-7, a drudzy – bojowe Typhoony FGR.4 oraz pomocnicze Voyagery, C-130, E-3, Sentinele R.1 i RC-135.
Poligon Nevada Test and Training Range ma ponad 38 tysięcy kilometrów kwadratowych przestrzeni powietrznej, a na jego powierzchni umieszczono ponad dwa tysiące potencjalnych celów lądowych. W ćwiczeniach wzięło udział ponad osiemdziesiąt samolotów, które wykonywały po dwie misje dziennie.
Przygotowania
Jeśli chodzi o Lightningi, w manewrach wzięły udział należące do US Air Force maszyny z 388. i 419. Skrzydła Myśliwskiego. Przebazowanie na ćwiczenia było największym przemieszczeniem jednostek F-35A od czasu ogłoszenia wstępnej gotowości operacyjnej w sierpniu 2016 roku. Zaplanowano, że F-35 będą realizowały misje ofensywnych walk powietrznych, obronnych walk powietrznych, niszczenia obrony przeciwlotniczej i – w ograniczonym zakresie – bliskiego wsparcia.
Dowódca amerykańskiego lotnictwa bojowego, generał Herbert Carlisle, przewiduje, że jeszcze w tym roku F-35A znajdą się w składzie Sił Zabezpieczenia Obszaru (Theater Security Package, TSP) w Europie lub na obszarze Pacyfiku. To w połączeniu z odbyciem ćwiczeń Red Flag ma umożliwić skierowanie F-35 do realizacji zadań bojowych na Bliskim Wschodzie.
– Dopinamy ostatnie loty nocne i zaczynamy loty na małej wysokości – mówił w czasie grudniowych przygotowań do ćwiczeń podpułkownik David DeAngelis, dowódca 419. Grupy Operacyjnej. – Będą one wykonywane na wzór tych realizowanych przez F-16, gdy pogoda czasem zmusza nas do latania nisko. Wcześniej byliśmy ograniczeni do minimalnej wysokości 1000 stóp, ale teraz możemy zejść na 500, a nawet 300 stóp.
– Gdy byłem w kluczu testowym w Edwards w czasie niektórych testów miałem pozwolenie na loty na wysokości 100 stóp i mogłem też wykonywać loty na tej wysokości w F-15E – dodaje major Michael Albrecht, dyrektor biura integracji programu w 34. Eskadrze Myśliwskiej. – F-35 jest samolotem łatwym w pilotażu i na wysokości 100 stóp znacznie bardziej podoba mi się latanie nim niż Strike Eagle’em.
Integracja miała być słowem kluczowym dla F-35, jeśli chodzi o Red Flag. Zakładano ścisłą współpracę z F-16, F-22 czy EA-18G w ramach dużych formacji. Podobna współpraca między tymi samolotami (a także A-10) przy okazji mniejszych ćwiczeń pokazała, że F-35 może bez przeszkód współdziałać z samolotami czwartej generacji, wymieniając dane przy użyciu łącza Link 16. Dzięki temu pozostałe samoloty mogły być bardziej efektywne.
– Tradycyjnie głównym pytaniem pilotów w czasie Red Flag było: „Gdzie są F-16 Wild Weasel?” lub „Gdzie są Growlery?”. Myślę, że teraz głównym pytaniem będzie „Gdzie są F-35?” – przepowiadał przed ćwiczeniami major Albrecht.
Red Flag 17-1
Łącznie w czasie dwóch tygodni trzynaście F-35A wykonało ponad 120 lotów. Według uczestników ta edycja ćwiczeń była najbardziej wymagająca ze wszystkich, mimo że żaden z myśliwców piątej generacji nie był użyty w roli „agresora”. Przeciwnicy często dysponowali jednak przewagą liczebną, a na ziemi działały najnowocześniejsze urządzenia zagłuszające i imitujące systemy przeciwlotnicze potencjalnych przeciwników. Na raz w powietrzu mogły znajdować się dwadzieścia cztery samoloty „agresorów”, które dodatkowo mogły się trzy lub cztery razy regenerować po „zestrzeleniu”.
Jeśli chodzi o wspomnianą integrację, największe znaczenie miała współpraca z F-22 i EA-18G. Te ostatnie były przydatne szczególnie przy atakowaniu ważnych celów lądowych. W czasie, gdy Growlery zakłócały wrogie systemy wykrywania, F-35 wlatywały w zasięg wyrzutni ziemia–powietrze i niszczyły je. Różnica była szczególnie widoczna, gdy w grę wchodziły symulowane zestawy przeciwlotnicze najnowszych generacji. W poprzednich latach ich wyeliminowanie byłoby priorytetem sił „niebieskich”, zanim zaatakowałyby główny cel. Angażowało to wiele samolotów lub wymuszało użycie pocisków manewrujących Tomahawk. W tym roku niektóre misje realizowano inaczej: samoloty rozpoznania elektronicznego RC-135 Rivet Joint wspólnie z F-35 zbierały dane z otoczenia i wypracowywały informacje o celach i zagrożeniach, następnie F-22 zestrzeliwały wrogie myśliwce, a F-35 wlatywały w obszar objęty obroną przeciwlotniczą i zrzucały bomby na wyznaczone cele, pomijając atakowanie wyrzutni rakiet ziemia–powietrze. Dla samolotów czwartej generacji byłoby to zbyt niebezpieczne.
Zaawansowane systemy wykrywania i obserwacji zamontowane w F-35 zrobiły największą furorę wśród innych uczestników ćwiczeń. Nawet gdy same F-35 nie miały już amunicji, inni piloci chcieli, żeby nadal przebywały w rejonie działań, dostarczając starszym samolotom najświeższych danych o sytuacji taktycznej.
Nie była to pierwsza współpraca F-35 i F-22. W ubiegłym roku Raptory latały na Red Flag wspólnie z F-35B należącymi do Piechoty Morskiej.
– Możliwość pracy z nimi była dla nas korzystna, bo teraz wiedzieliśmy, o co pytać pilotów z F-35 należących do USAF-u. To nam ułatwiło przygotowania do ćwiczeń i nie musieliśmy wszystkiego organizować od początku pierwszego dnia manewrów – powiedział dowódca 27. Eskadry Myśliwskiej, podpułkownik Charles Schuck.
F-22 i F-35 od początku były pomyślane jako samoloty uzupełniające się. F-22 miał być samolotem zaawansowanym, F-35 – jego tańszym uzupełnieniem. Nie do końca się udało, ale to temat na osobna historię.
– F-22 zaprojektowano do walki powietrznej. Nasze samoloty [czyli F-35] zaprojektowano do obezwładniania obrony przeciwlotniczej przeciwnika. Dzięki naszym radarom z syntetyczną aperturą możemy obserwować powierzchnię niezależnie od pogody, a następnie lokalizować i niszczyć zagrożenia, zanim w dany obszar wlecą pozostałe samoloty grupy uderzeniowej – mówił dowódca 34. Eskadry, podpułkownik George Watkins. Do kooperacji obu samolotów wrócimy w dalszej części, przy okazji omawiania kontrowersji związanych ze skutecznością F-35.
15 do 1 – sukces czy propaganda?
Największe zainteresowanie mediów wzbudziło to, że w czasie symulowanych walk powietrznych F-35 osiągnął stosunek zestrzeleń piętnaście do jednego na swoją korzyść. Jest to tym bardziej imponujące, że US Air Force cały czas podkreśla, iż walka powietrzna nie jest głównym zadaniem F-35.
– Pierwszego dnia, gdy tu byliśmy, wykonywaliśmy zadanie obronnych walk powietrznych i nie straciliśmy ani jednego sojuszniczego samolotu. To niesłychane – komentuje podpułkownik Watkins. – Jeślibyśmy nie ponieśli żadnych strat, oznaczałoby to, że ćwiczenia nie były wystarczająco wymagające i musielibyśmy je powtórzyć. Tak więc niektórym przeciwnikom udało się nas pokonać dzięki przewadze liczebnej, a niektórym dzięki temu, że mieli bardzo zaawansowane środki przeciwdziałania. Zdarzyła nam się jedna czy dwie straty, ale to dobre dla pilotów.
W powyższym stwierdzeniu kryje się jednak niedopowiedzenie. Jak wcześniej wspomnieliśmy, F-35 ściśle współpracowały z F-22, a określenie „sojuszniczy samolot” jest pojemne i może oznaczać zarówno jeden, jak i drugi typ myśliwca. Podobnie jest z zestrzeleniami. Nie wiadomo, czy piętnaście samolotów zestrzelonych zostało bezpośrednio przez F-35 czy też może przez F-22, które leciały w jednej formacji i którym F-35 udostępniały na przykład dane z radarów. Siły powietrzne nie ujawniły tak szczegółowych informacji. Innymi słowy: czy piloci F-35 własnoręczne zestrzelili piętnaście samolotów rakietami odpalanymi z F-35 lub przy użyciu działka czy też te piętnaście samolotów zostało zestrzelonych przez sojuszniczy samolot w czasie, gdy F-35 był zaangażowany w bitwę w jakimkolwiek inny, charakterze?
Nawet jeśli założyć, że wszystkie walki powietrzne z udziałem F-35 toczono wyłącznie przeciwko F-16 z 64. Eskadry Agresorów (nie wiadomo w tej chwili, jakie jeszcze samoloty były po stronie „czerwonych”), nie wiemy także wielu innych rzeczy, które mają wpływ na wynik walki powietrznej. Nie wiadomo, jakie typy uzbrojenia mieli do dyspozycji przeciwnicy, a przecież jest różnica, czy walczy się przeciwko myśliwcowi uzbrojonemu tylko w rakiety krótkiego zasięgu albo samo działko, czy przeciwko takiemu z pełnym zestawem najnowszych rakiet średniego zasięgu. Po drugie: nie wiemy, jakie samoloty przeciwnika odtwarzały F-16, co wiąże się z taktyką, zwrotnością czy osiągami radaru. Po trzecie: nie wiemy, w jakich konkretnie misjach brały udział F-35, gdy dokonywały zestrzeleń – czy były wtedy samolotami uderzeniowymi czy skonfigurowano je specjalnie do walki powietrznej. I wreszcie pozostaje poruszona już w stosunku do F-22, ale dotycząca też pozostałych uczestników, kwestia zaangażowania samolotów trzecich w dane zestrzelenie.
Trzeba też uwzględnić, czym dysponują i jak działają „agresorzy”. Należące do 64. Eskadry F-16C Block 32 należą do najstarszych w amerykańskim arsenale. Ich radary nie są tak dobre jak w najnowszych samolotach czwartej generacji – i nie chodzi tylko o radary klasy AESA. Ponadto nie są wyposażone w urządzenia do wykrywania i śledzenia celu w podczerwieni IRST (a jest to najlepsza metoda do wykrycia F-35) ani w nahełmowy system celowniczy, który jest właściwie standardowym wyposażeniem myśliwców potencjalnych głównych przeciwników. Ponadto piloci „agresorów” naprowadzani są na cele przez kontrolerów naziemnych, podczas gdy „niebiescy” mają do dyspozycji najnowsze radary pokładowe wspierane przez AWACS-y, które dają znacznie lepsze efekty w wykrywaniu samolotów stealth.
Nie znaczy to, że F-35 spisały się źle. Być może wypadły lepiej, niż to podają siły powietrzne, ale po prostu zwyczajnie nie ma wystarczającej ilości danych, aby to obiektywnie ocenić. Opierając się na wcześniejszych negatywnych doświadczeniach z F-35, można założyć, że USAF nie będzie się szczegółowo nad tym publicznie rozwodził, podając przeciwnikom kolejną pożywkę do atakowania ich najnowszego myśliwca. Nie jest to z resztą pierwszy przypadek podawania wybiórczych informacji o wynikach walk powietrznych. Można przypomnieć choćby zamieszanie wokół zestrzelenia F-35 przez F-16 czy też wynik 12:0 na korzyść indyjskich Su-30 w starciach z brytyjskimi Typhoonami.
Sprawny czy nie do końca?
W Red Flag 17-1 wzięło udział trzynaście F-35A. 30 stycznia w jednej porannej misji leciało dziesięć na raz, a potem osiem z nich ponownie wzięło udział w misji popołudniowej. Ani jeden lot nie został odwołany z powodu usterki technicznej, a samoloty uzyskały 92-procentową gotowość operacyjną. Dla starszych samolotów wskaźnik ten wahał się od siedemdziesięciu do osiemdziesięciu pięciu procent.
– Do 3 lutego F-35 wykonały 126 lotów i stracono tylko trzy lub cztery samoloty– powiedział dowódca 34. Eskadry. – Ani jeden lot nie był anulowany z powodów technicznych. Chociaż pojawiały się czasami problemy z oprogramowaniem w wersji 3i, systemy samolotu wyłączały się i musiały być resetowane, a także występowały zakłócenia radaru, żaden samolot biorących udział w Red Flag nie doświadczył usterki systemu.
I tutaj można jednak podnieść kilka kwestii burzących nieco sielankowy obraz. Sprawność samolotów w dużej mierze zależy od sprawności całego systemu logistycznego, a w przypadku swoich najnowszych samolotów Departament Obrony stara się, aby ich pierwsze operacje wypadały efektownie. Tak było, kiedy do służby wchodził MV-22, i tak samo było z F-22, który w czasie ćwiczeń „Northern Edge” w 2007 roku uzyskał 97-procentową sprawność, wykonując 102 ze 105 zaplanowanych lotów. Na marginesie: w czasie tych samych ćwiczeń Raptory uzyskały wynik zestrzeleń 241:2, a te dwa stracone myśliwce to F-15C – przy podawaniu danych operowano więc całymi formacjami. Teraz przeciętna gotowość F-22 oscyluje w okolicach sześćdziesięciu siedmiu procent. Dodatkowo, podczas gdy inne eskadry wysyłają na Red Flag po sześć – osiem samolotów, F-35 było aż trzynaście. Gdy wypadnie jeden z trzynastu samolotów, jest to mniejszy odsetek, niż gdy wypadnie jeden z sześciu.
Zwróćmy też uwagę na wypowiedź podpułkownika Watkinsa. Po pierwsze: w innej wypowiedzi przytoczonej w części o walkach powietrznych mówił on o jednej czy dwóch stratach, a tu już o trzech lub czterech. Ponadto mówi, że trzeba było zresetować urządzenia samolotu, ale nie była to usterka systemu. Wydaje się to nieco dziwne i wygląda jak zaklinanie rzeczywistości. W prawdziwej walce może nie być nikogo do osłony pilota F-35, który akurat musiał zresetować radar w „całkowicie sprawnym samolocie, w którym absolutnie nie ma żadnej usterki”.
Podsumowanie
Jak widać, jeszcze tak naprawdę niewiele wiemy o tym, jak F-35 spisał się na ćwiczeniach Red Flag. W mediach mamy mieszankę faktów i półprawd doprawionych statystyką, z której każdy może wyciągnąć to, co chce. Pozostaje wiele niewiadomych, ale wiele jednak wskazuje na to, że F-35 generalnie wypadł co najmniej poprawnie. Po tylu latach rozwoju i wydanych miliardach dolarów minimum takiego wyniku należało oczekiwać. Chwalenie kosztującego 100 milionów dolarów samolotu latającego od dziesięciu lat za to, że pokonał trzydziestoletnie F-16 jest nie na miejscu. F-22 od wielu lat stale udowadnia, że samoloty piątej generacji przeważają nad starszymi i na Red Flag 17-1 nie zobaczyliśmy niczego nowego.
Prędzej czy później F-35 będzie sprawnym samolotem bojowym, bo zainwestowano w niego już zbyt wiele, aby móc teraz pozwolić sobie na porażkę. Być może nastąpi to już w przyszłym roku, gdy zostanie zainstalowane oprogramowanie w wersji 3F i zostanie ogłoszona pełna gotowość operacyjna. Dla rzetelnej oceny jego możliwości bojowych trzeba będzie poczekać jednak co najmniej do kolejnej edycji Red Flag.
Bibliografia
Jay Bennet, F-35 Scores Impressive 15:1 Kill Ratio at Red Flag War Games, popularmechanics.com, 7.02.2017, dostęp: 12.02.2017.
David Cenciotti, F-35’s kill ratio with Aggressors stands at 15:1 during Red Flag 17-1 (most probably thanks to the supporting F-22…), theaviationist.com, 5.02.2017, dostęp: 12.02.2017
Jamie Hunter, USAF F-35… What Next?, Combat Aircraft 2/2017.
Valerie Insinna, Red Flag gives F-35A its toughest test yet, defensenews.com, 3.02.2017, dostęp: 12.02.2017
Dave Majumdar, Wargame Shows Lockheed Martin F-35 Joint Strike Fighter Kills 15 Fighters for Every Loss, nationalinterest.org, 7.02.2017, dostęp: 12.02.2017
Keith Rogers, Controversial F-35A warplane struts its stuff in Red Flag exercise, reviewjournal.com, 2.02.2017, dostęp: 12.02.2017
Tyler Rogoway, Let’s Talk About Those F-35 Kill Ratio Reports From Red Flag, thedrive.com, 8.02.2017, dostęp: 12.02.2017
Lara Seligman, F-35 Dominates At Red Flag With 15:1 Kill Rate, aviationweek.com, 6.02.2017, dostęp: 12.02.2017