Współcześnie drony kojarzą się z nadchodzącą nową erą w konfliktach zbrojnych. Drony to cisi (niestety często omylni) zabójcy krążący gdzieś wysoko nad polem walki, czekający, aby we właściwej chwili odpalić pocisk rakietowy. Drony to latające oczy dowódców na ziemi, przekazujące w czasie rzeczywistym obraz oddziałów nieprzyjaciela. Ale bezpilotowe aparaty latające bynajmniej nie są nowym pomysłem, a kiedy druga wojna światowa dobiegła końca, koncepcja wyszła już z fazy niemowlęcej. Dziś opowiemy sobie o jednym takim dronie, który mimowolnie okazał się sprytniejszy od rodzimego – amerykańskiego – systemu obrony powietrznej.
W połowie lat pięćdziesiątych zaczęła dojrzewać technika pocisków rakietowych jako broni nie tylko powietrze–ziemia i ziemia–ziemia, ale też powietrze–powietrze i ziemia–powietrze. 12 sierpnia 1953 roku pancernik USS Mississippi, służący jako okręt doświadczalny oznaczony numerem AG-128, dokonał pierwszego w historii zestrzelenia statku powietrznego za pomocą kierowanego pocisku rakietowego odpalonego na pełnym morzu. Celem dla pocisku RIM-2 Terrier był myśliwiec F6F Hellcat w zdalnie sterowanej odmianie F6F-5K.
Northrop kontra Grumman
Jaskrawoczerwone zazwyczaj, bezpilotowe Hellcaty przebudowane z maszyn w wersjach F6F-5 i F6F-5N były jednymi z najpopularniejszych celów latających w amerykańskim wojsku. Trudno się dziwić, w czasie drugiej wojny światowej powstało ich z górą dwanaście tysięcy, a tuż po jej zakończeniu amerykańska marynarka wojenna zastąpiła je wszystkie nowocześniejszymi myśliwcami, Corsairami, Bearcatami, niebawem maszynami o napędzie odrzutowym. Dodatkowo na korzyść Hellcatów przemawiała prostota obsługi i stabilność w locie, która pozwalała zakładać, że samolot będzie zachowywał się przewidywalnie. Przynajmniej dopóty, dopóki działać będzie aparatura sterująca.
16 sierpnia 1956 roku o godzinie 11:34 jeden z owych Hellcatów wystartował z Naval Air Station Point Mugu w stanie Kalifornia w swój ostatni lot. Bezpilotowiec miał być skierowany nad ocean i tam dać się zestrzelić pociskiem rakietowym, ale tuż po starcie obsługa zorientowała się, że dron nie reaguje na komendy. Samo w sobie nie było to dużym problemem, takie rzeczy czasami się zdarzały. Problem pojawił się chwilę później. Jak opowiadał historyk lotnictwa Peter Merlin, cytowany na blogu U.S. Naval Institute, „dron miał tysiące mil kwadratowych oceanu, na których mógł się rozbić, tymczasem wykonał zgrabny zwrot na wznoszeniu w kierunku południowo-wschodnim, w kierunku Los Angeles”.
Marynarka wojenna musiała poprosić o pomoc sąsiadów z US Air Force – z odległej o pięć mil bazy Oxnard i stacjonującej tam 437. Eskadry Myśliwców Przechwytujących. Można przypuszczać, że dwuosobowe załogi myśliwców F-89 Scorpion poderwane na przechwycenie miały wyśmienite humory. Oto bowiem nie dość, że coś się dzieje (i to „coś” nie jest wojną ze Związkiem Sowieckim, chociaż cel, jakże by inaczej, czerwony), to jeszcze po lądowaniu będą mogli sobie poużywać na kolegach z marynarki. W powietrze wysłano poruczników Hansa Einsteina i C.D. Murraya oraz Richarda Hurlimana i Waltera Hale’a.
Oblatany w 1948 roku Northrop F-89 Scorpion był w tamtych czasach myśliwcem starzejącym się, choć jeszcze niekoniecznie przestarzałym. Zaczęła się już epoka tak zwanej Century Series – od dwóch lat w służbie był F-100 Super Sabre, pojawiły się pierwsze F-102 Delta Daggery, szykowano się do wprowadzenia na stan US Air Force F-101 Voodoo, kilka miesięcy wcześniej odbył się dziewiczy lot F-104 Starfightera. Niemogące rozwijać prędkości ponaddźwiękowej Scorpiony przeniesiono więc na mniej newralgiczne kierunki, takie właśnie jak południowa Kalifornia. A na marginesie warto dodać, że producenci obu bohaterów tej historii – Grumman i Northrop – niecałe czterdzieści lat później połączyli się w jedno przedsiębiorstwo.
Na przechwycenie zbiegłego Hellcata wysłano Scorpiony w wersji F-89D, stosunkowo nowej, zgodnie z ówczesną modą pozbawionej działek. W zamian myśliwce wyposażono w system kontroli ognia produkcji Hughesa z radarem AN/APG-40 i komputerem AN/APA-84. Urządzenia te miały zapewniać celne strzały jedynego uzbrojenia Scorpionów: niekierowanych pocisków rakietowych Mk 4 FFAR znanych jako „Mighty Mouse”. Jeden myśliwiec mógł przenosić nawet sto cztery takie rakiety – uważano, że będzie to broń dużo skuteczniejsza przeciwko ogromnym formacjom sowieckich bombowców.
Prawo Murphy’ego w praktyce
Myśliwce zbliżyły się do krążącego drona opodal Los Angeles, a więc zestrzelenie go w tamtej chwili nie wchodziło w grę. Należało czekać, aż Hellcat znajdzie się nad obszarem niezabudowanym, i mieć nadzieję, że do tego czasu nie spadnie na ziemię na przykład z braku paliwa. W końcu nadszedł dogodny moment, by zestrzelić cel. I w tej samej chwili na jaw wyszła poważna wada systemu kontroli ognia: w pewnych sytuacjach nie pozwalał na odpalenie rakiet, podczas gdy myśliwiec wykonywał zakręt.
Dron krążył dalej nieniepokojony i zaczynał się kierować z powrotem nad Los Angeles. Czas uciekał, więc piloci Scorpionów zdecydowali się na odpalenie rakiet w trybie ręcznym. Inżynierowie Northropa przewidzieli taką ewentualność, F-89D fabrycznie wyposażano w celowniki, ale ktoś w US Air Force postanowił… że mają być zdemontowane jako niepotrzebne.
Scorpiony otworzyły ogień nad górami opodal Castaic, miasteczka położonego kilkadziesiąt kilometrów na północny wschód od centrum Los Angeles. W sumie odpaliły osiemdziesiąt dwa pociski. Chybiły wszystkie, co do jednego, a co gorsza, uderzając w ziemię, wznieciły pożary lasów. W pewnym momencie obawiano się, że płomienie mogą dotrzeć do fabryki materiałów wybuchowych Bermite Powder, ale dzięki wysiłkom kilkuset strażaków pożary te na szczęście nie spowodowały wielkich strat poza czterystu hektarami obszarów leśnych. Co najmniej jeden pocisk spadł jednak na teren zakładów petrochemicznych Indian Oil Co. i w ogniu stanęło również kilka zbiorników ropy.
W drugim podejściu Scorpiony wystrzeliły po trzydzieści dwa pociski. W trzecim – po trzydzieści. Hellcat wlatywał już wówczas nad Palmdale, toteż rakiety spadły w samym centrum tego ponadstutysięcznego miasta. Dron zaś przeleciał nad nim i rozbił się z braku paliwa trzynaście kilometrów na wschód od tamtejszego lotniska, przecinając jeszcze na koniec linię wysokiego napięcia należącą do Southern California Edison.
Rakiety cudem nie wyrządziły nikomu krzywdy; wyjątkowe szczęście mieli niejaka pani Kempton i jej siedemnastoletni syn, którym pocisk spadł tuż przed maską samochodu. Znów Peter Merlin: „Przestarzały, niepilotowany, niesterowany, nieuzbrojony, napędzany śmigłem dron wymknął się najnowocześniejszym myśliwcom przechwytującym. Odpalono w sumie dwieście osiem rakiet, a nie uzyskano ani jednego trafienia”. Oczywiście nazywanie Scorpionów najnowocześniejszymi to, jak już sobie wyjaśniliśmy, nadmiar uprzejmości, lecz i tak była to straszna kompromitacja US Air Force.
Wojsko niebawem wzięło się za porządki. Wokół Palmdale zbierano odłamki, a pociski, które nie wybuchły – wyposażone były w bezpiecznik zapobiegający detonacji po określonym czasie lotu, czyli właśnie na wypadek chybienia celu – wywieziono w bezpieczne miejsca i wysadzono. Szkody dla wizerunku wojsk lotniczych i marynarki wojennej trudno oszacować. Członek zarządu hrabstwa Los Angeles Roger W. Jessup doprowadził do przegłosowania uchwały wzywającej marynarkę do zachowania „najwyższej ostrożności” przy „wysyłaniu w powietrze samolotów-robotów”.
Bitwa nad Palmdale zakończyła się klęską US Air Force, lotnicy nie mogli nawet powiedzieć, że uchronili Los Angeles przed uderzeniem Hellcata, bo nie było w tym żadnej ich zasługi. Umiejętności i możliwości defensywne amerykańskiego lotnictwa jako całości stanęły pod znakiem zapytania. Na szczęście cała ta sprawa na koniec okazała się groteską, a nie tragedią. A przyczyna zdarzenia pozostała nieznana – żadna publikacja nie podaje, czy zawiódł odbiornik w dronie, czy może raczej nadajnik na ziemi.
Bibliografia
John C. Fredriksen, The United States Navy: A Chronology, 1775 to the Present. ABC-Clio, Santa Barbara 2010.
Cecilia Rasmussen, ‘Battle of Palmdale’: Sound, Fury and 1 Lost Plane. Latimes.com, 11 września 2005. Dostęp: 28 marca 2015.
SteelJaw, Flightdeck Friday: The Battle of Palmdale. U.S. Naval Institute blog, listopad 2009. Dostęp: 29 marca 2015.
The Battle of Palmdale, thexhunters.com. Dostęp: 30 marca 2015.
Autor pragnie również podziękować wikipedyście Samf4u za inspirację do napisania tego artykułu.
Na zdjęciu tytułowym: Grummany F6F-5K Hellcaty czekające na start podczas operacji „Crossroads” na atolu Bikini w lipcu 1946 roku. Ich zadaniem było przelecieć przez obszar radioaktywny.