Nigeria jest najsilniejszym państwem Afryki Zachodniej pod względem zarówno gospodarczym, jak i wojskowym. Jej siły zbrojne są jednak mocno niedofinansowane – personel jest wobec tego kiepsko wyszkolony i musi korzystać z przestarzałego sprzętu. W 2019 roku Abudża na potrzeby sił zbrojnych przeznaczyła jedynie 0,46% PKB (średnia na świecie to 2,2%). Można by więc oczekiwać, że wszystkie zakupy będą ściśle kontrolowane i ograniczone do najpilniejszych potrzeb operacyjnych, związanych między innymi z efektywnym zwalczaniem Boko Haram. Nigeria rozpoczęła jednak kosztowny i ambitny program modernizacji sił powietrznych, obejmujący wyposażenie ich w chińsko-pakistańskie samoloty bojowe JF-17 Thunder.

Trzy na początek

21 marca z Pakistanu wystartował samolot transportowy Ił-76, na którego pokładzie przywieziono pierwszy z zamówionych przez Abudżę samolotów JF-17A Block 2. Myśliwce dostarczono na lotnisko w Makurdi we wschodniej Nigerii. Pierwsza partia liczy zaledwie trzy egzemplarze, którym nadano numery NAF-720, NAF-721 i NAF-722 i które uroczyście przekazano w ręce lotników w maju. Wiadomo, że w planach jest już zamówienie kolejnych – tak aby udało się wyposażyć dwie pełne eskadry (czyli łącznie około dwudziestu czterech maszyn). Inną sprawą jest jednak, czy uda się te ambitne plany zrealizować.

W 2018 roku pakistański Komitet Koordynacji Gospodarczej zabezpieczył kwotę o równowartości 184,3 miliona dolarów konieczną do zbudowania zamówionych przez Nigerię samolotów. Początkowo nie było jasne, ile JF-17 trafi do Afryki, ponieważ Abudża wpłaciła jedynie niewielkie kwoty na poczet budowy. Nad całym programem od początku cieniem kładzie się kwestia niewystarczającego finansowania. Ostatecznie udało się pokonać przeciwności i sfinalizować kontrakt. Od połowy 2020 roku nigeryjscy piloci i technicy przebywali na szkoleniu w Pakistanie.



W tym miesiącu pojawiły się informacje o kolejnej partii JF-17 dostarczonej rzekomo do Nigerii. Mamy jednak najprawdopodobniej do czynienia z nieporozumieniem. W reportażu jednej z nigeryjskich stacji telewizyjnych pokazano parę JF-17 w locie z komentarzem mówiącym o nowych myśliwcach. Niektórzy zinterpretowali to jako nowo dostarczone egzemplarze.

Kontrakt w sprawie JF-17 jest elementem długofalowego programu modernizacji nigeryjskiego lotnictwa. Oprócz zakupów w Pakistanie Nigeryjczycy zamówili w ostatnich latach również dwanaście A-29 Super Tucano w Stanach Zjednoczonych i osiem śmigłowców szturmowych Mi-35M w Rosji. W przeciwieństwie do tych dwóch ostatnich typów dostawy Thunderów sugerują, iż działania te obliczone są bardziej na efekt propagandowy niż jako odpowiedź na realne zapotrzebowanie ze strony sztabu generalnego.

Grom w raju

Nigerian Air Force bardziej niż myśliwców potrzebuje wyspecjalizowanych samolotów uderzeniowych do atakowania celów naziemnych. Charakter prowadzonych działań przeciw islamistom i bliskość ludności cywilnej sprawiają, że ataki, podczas których mogą zostać wykorzystane JF-17, obarczone są dużym niebezpieczeństwem pomyłki. Wcześniej dochodziło już do przypadkowego bombardowania cywilów. Jedną z najbardziej tragicznych tego rodzaju pomyłek było zrzucenie bomby na obóz uchodźców wewnętrznych Rann w stanie Borno w 2017 roku.

Bombę tę zrzucono z myśliwca Chengdu F-7. Do tej pory siła Nigerian Air Force opierała się właśnie na ośmiu maszynach tego typu, będących oczywiście chińską wariacją na temat MiG-a-21 (wprowadzonych do służby w latach 2008–2010), i trzynastu szkolno-bojowych Alpha Jetach, które również odgrywały rolę samolotów uderzeniowych.



Dotychczasowa praktyka pokazuje, że wsparcie lotnicze jest niezbędne do efektywnej walki z grupami zbrojnymi. Podczas uderzeń na umocnione kryjówki Boko Haram zarówno możliwość skutecznego rozpoznania, jak i ogromna przewaga siły ognia, którą zapewniają śmigłowce i samoloty, okazywały się decydujące. Również walki z grupami działającymi w delcie Nigru, na dziesiątkach niewielkich wysp, nie można prowadzić bez wsparcia z powietrza.

Zakup JF-17 – opracowanego jako domyślny następca MiG-a-21 – wydaje się więc oczywistą decyzją. Wszystkie wyzwania związane z bezpieczeństwem mają jednak w Nigerii charakter wewnętrzny i wymagają innego przygotowania niż hipotetyczny konflikt zbrojny z innym państwem. Dlatego też założenia nigeryjskiego programu modernizacji są zaskakujące. Czy do walki ze zbrojnymi gangami, separatystami i Boko Haram potrzeba ćwierci setki nowych myśliwców? Żadna grupa, z którą mierzą się nigeryjskie siły zbrojne, nie dysponuje samolotami ani nowoczesną bronią przeciwlotniczą, dlatego tak ogromne zapotrzebowanie przy tak niskim budżecie może dziwić. Kolejne A-29 czy nawet nowoczesne odrzutowe samoloty szkolno-bojowe, choćby takie jak M-346FA, byłyby rozwiązaniem zdecydowanie racjonalniejszym z perspektywy toczonych przez Nigerię konfliktów zbrojnych (notabene kilka miesięcy temu pojawiły się pogłoski o takim właśnie zakupie, ale zdementowała je tak Abudża, jak i koncern Leonardo).

Czy Nigeria potrzebuje więc teraz nowych myśliwców, czy może program modernizacji jest głównie działaniem propagandowym mającym pokazać siłę i ambicję Abudży jako mocarstwa regionalnego? Rzeczywiste potrzeby operacyjne nie wskazują, żeby Nigerii potrzebna była duża flota wielozadaniowych samolotów bojowych. Nie oznacza to jednak, iż program całkowicie pozbawiony jest sensu. Siły, którymi dysponuje Abudża, są niewystarczające dla efektywnego wprowadzenia hipotetycznego zamknięcia swojej przestrzeni powietrznej i przechwytywania naruszycieli. Konieczność taka jest obecnie mało prawdopodobna, jednak obrazuje fakt, że modernizacja lotnictwa jest konieczna. Ten kierunek jej przeprowadzenia nie powinien być jednak priorytetowy, ponieważ Boko Haram i inne bojówki ekstremistyczne stwarzają znacznie poważniejsze zagrożenie.

Obecnie wszystko wskazuje, że Nigeryjczycy są zadowoleni ze swojego nowego zakupu. Piloci Thunderów odbyli już pierwsze ćwiczenia z zakresu walki powietrznej wraz z kolegami latającymi na F-7. Z kolei szef sztabu pakistańskich sił zbrojnych, generał Nadeem Raza, odwiedził niedawno Nigerię, gdzie spotkał się między innymi z prezydentem Muhammadu Buharim i ministrem obrony generałem Bashirem Salihim Magashim. Obaj dygnitarze wyrazili satysfakcję z pierwszych doświadczeń nigeryjskiego lotnictwa z Thunderem.



Kieszonkowe mocarstwo

Nie bez znaczenia są ambicje międzynarodowe Nigerii. Wybór Makurdi na pierwszą bazę nigeryjskich JF-17 można uznać za dowód, że Abudża nie chce – przynajmniej na razie – rozpychać się w Afryce Zachodniej. Jako lokalne mocarstwo Nigeria jest najważniejszym uczestnikiem wszelkich operacji pokojowych wykonywanych w ramach Wspólnoty Gospodarczej Afryki Zachodniej (ECOWAS). Kryzys prezydencki w Gambii jasno pokazał, że wspólna wola polityczna poparta dobrze zorganizowanymi działaniami wojskowymi mogą skutecznie chronić demokrację w regionie. W przypadku Bandżulu ECOWAS nie musiała wykorzystywać lotnictwa, ponieważ groźba blokady morskiej i interwencji lądowej wystarczyła, aby złamać opór gambijskiego dyktatora.

Tymczasem Makurdi znajduje się w centralnej części kraju, niespełna 200 kilometrów od Abudży i daleko od pozostałych państw członkowskich ECOWAS. Jedyna nieodległa granica międzypaństwowa to ta z Kamerunem, który do ECOWAS nie należy. Wobec tego, mimo że JF-17 może uchodzić za swoistą Wunderwaffe w realiach zachodnioafrykańskich (spośród pozostałych członków ECOWAS jedynie Mali i Gwinea dysponują samolotami myśliwskimi, ale nie wiadomo, czy w ogóle zdolnymi do lotu), rząd Buhariego zdaje się sygnalizować partnerom, iż nie zamierza zastępować siły argumentów argumentem siły.

Jeśli jednak ECOWAS pragnie pozostać siłą mogącą stabilizować Afrykę Zachodnią, jej najsilniejszy członek musi dysponować nowoczesnymi myśliwcami mogącymi zapewnić panowanie w powietrzu. Pytanie o modernizację nigeryjskiego lotnictwa nie jest zatem pytaniem, czy warto, ale czy konieczne jest dokonanie go akurat teraz.

Nigeryjski program może budzić skojarzenia z zakupieniem przez Ugandę rosyjskich Su-30. Po faktycznym upadku osławionej Armii Bożego Oporu Ugandyjczycy nie muszą się mierzyć z żadnym poważnym zagrożeniem militarnym, a sytuacja wewnętrzna pozostaje znacznie stabilniejsza niż w Abudży. W przeciwieństwie do Nigerii Uganda przygotowuje się jednak do ewentualnego, choć mało prawdopodobnego, konfliktu międzynarodowego. Napięcia na linii Uganda–Rwanda co kilka miesięcy dają o sobie znać w postaci starć na pograniczu czy wzajemnego oskarżania się o wspieranie zbrojnej opozycji.



Z perspektywy obu państw, od lat biorących udział w wyścigu zbrojeń na lokalną skalę, modernizacja sił zbrojnych postrzegana jest nie jako wymysł, lecz jako konieczność utrzymywania przewagi nad potencjalnym przeciwnikiem. Na konflikcie najbardziej zyskują państwa sprzedające broń obu stronom. Uganda stała się jednym z najważniejszych odbiorców rosyjskiej broni, podczas gdy Rwanda w tej kwestii związała się z Chinami.

A skoro o odbiorcach mowa, na koniec warto jeszcze odnotować, że JF-17, wbrew zamierzeniom Chińczyków i Pakistańczyków, nie wyrasta na hit eksportowy. Do tej pory oprócz Pakistanu na zakup Thunderów zdecydowały się tylko dwa kraje – oprócz Nigerii również Mjanma, która otrzymała do tej pory siedem egzemplarzy. Jest to wyjątkowo słaby rezultat w kontekście mocarstwowych planów sprzed kilkunastu lat, zakładających, że większość obecnych użytkowników MiG-ów-21 będzie się ustawiać w kolejce po Thundery. Lista potencjalnych nabywców jest wprawdzie długa (dwa miesiące temu pisaliśmy w tym kontekście o Argentynie), ale Pakistańczykom wyraźnie brakuje siły przebicia, a Pekin, mimo rozległych wpływów zwłaszcza w Afryce, nie wydaje się skory do pomocy.

Sytuacja w Nigerii

Nigeria składa się z kilkuset grup etnicznych i religijnych. Spójność społeczna jest ogromnym problemem, którego nie rozwiązano od czasu uniezależnienia się od Wielkiej Brytanii. Kraj boryka się z problemami natury społeczno-politycznej, z których największym jest walka z islamistyczną Boko Haram, kontrolującą znaczną część stanów północnych. Ekstremiści regularnie odnoszą sukcesy w starciach z wojskiem, któremu nie ustępują pod względem wyposażenia.

Równie niebezpiecznie wygląda sytuacja na południu. Zazwyczaj uwagę władz przyciągały działania zwolenników niepodległej Biafry, jednak uaktywniły się również grupy paramilitarne działające rzekomo w imieniu mieszkańców delty Nigru. W tym przypadku konflikt, choć mniej medialny niż walka przeciw Boko Haram, jest znacznie groźniejszy dla państwa. Uderzenia na instalacje naftowe mogą zniechęcić inwestorów zagranicznych i poważnie naruszyć wizerunek Nigerii przyjaznej wielkim koncernom. Napięcia etniczne i religijne podsyca plaga fake newsów.

Przeczytaj też: Biafra – wojna o wolność i ropę

Andrés Ramírez, GNU Free Documentation License 1.2