Izraelskie okręty podwodne zawsze owiane były mgłą tajemnicy i budziły liczne kontrowersje, także w samym Izraelu. Obecnie coraz więcej mówi się, że trzecia generacja budowanych w Niemczech jednostek typu Dolfin może pójść śladem Korei Południowej i otrzymać pionowe wyrzutnie dla pocisków manewrujących lub balistycznych (VLS). Być może takie dodatkowe wyposażenie otrzymał już ostatni z Dolfinów drugiej generacji – zwodowany w 2017 roku Drakon.
Twardych dowodów, jak zawsze w przypadku izraelskich sił strategicznych, brakuje. Spekulacje podgrzewa kilka faktów. Przede wszystkim przechodzący właśnie próby morskie w okolicach Kilonii Drakon skrzętnie unika wszelkich obiektywów. Ponadto od chwili położenia stępki pod jednostkę minęło już prawie dziesięć lat. Dla porównania poprzednie okręty tego typu, Tanin i Rahaw, przekazano odbiorcy po odpowiednio siedmiu i ośmiu latach od rozpoczęcia budowy.
Najprostszym wytłumaczeniem wydłużenia prac nad Drakonem jest pandemia, która zakłóciła pracę kilońskiej stoczni HDW. Przyczyną mogą być jednak zmiany w konstrukcji, takie jak wstawienie dodatkowej sekcji kadłuba, zawierającej wyrzutnie pionowe. Większość wątpliwości zostanie zapewne rozwiana, gdy tylko pojawią się odpowiedniej jakości zdjęcia Drakona.
Dakar – Dolfin trzeciej generacji
W roku 2016 w Izraelu zaczęto mówić o pozyskaniu trzech nowych okrętów podwodnych, które pod koniec lat 20. zastąpiłyby wprowadzone do służby w latach 1999–2000 Dolfiny pierwszej generacji. Z czasem ujawniono, że prototypowa jednostka otrzyma nazwę Dakar. Pomysł od samego początku budził liczne kontrowersje za sprawą afery korupcyjnej z udziałem premiera Binjamina Netanjahu w roli głównej. W roku 2019 szef rządu przyznał, że o decyzji o zamówieniu trzech nowych okrętów podwodnych nie poinformował ani ministra obrony Moszego Ja’alona, ani szefa sztabu generalnego Beniego Ganca (dziś ministra obrony). Uzasadniał to względami bezpieczeństwa narodowego.
Tak zaskakujące postępowanie miało podłoże polityczne. Nieco wcześniej Ja’alon i Ganc rozstali się z rządzącym wówczas Likudem i przeszli do opozycji. Netanjahu zraził jednak do siebie wojskowych najwyższego szczebla. W tym samym roku 2019 szef sztabu Sił Obronnych Izraela, generał Awiw Kochawi, wystąpił do rządu z propozycją zredukowania zamówienia z trzech do dwóch jednostek. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze miały zostać przeznaczone na wzmocnienie sił lądowych i lotnictwa oraz przystosowanie ich do przyszłych konfliktów.
Początkowo cenę jednostkową ostatniego Dakara szacowano na 500 milionów euro. Gdy na początku 2019 roku Berlin wydał zgodę na sprzedaż trzech okrętów Izraelowi, wartość całego kontraktu szacowano na 1,8 miliarda euro. Połowę tej kwoty rzekomo miały pokryć Niemcy, później jednak okazało się, że będzie to 570 milionów euro. Do tego Netanjahu miał rzekomo w zamian za zgodę na sprzedaż niemieckich okrętów podwodnych Egiptowi uzyskać rabat wysokości 500 milionów euro.
W ostatnich miesiącach doszło jednak do poważnych zmian w zakładanych kosztach. Według informacji agencji prasowej Jewish News Syndicate izraelskie ministerstwo obrony poinformowało, że pozyskanie trzech okrętów podwodnych będzie kosztować łącznie 3 miliardy euro, przy czym Niemcy nadal zapewnią wsparcie finansowe w wysokości 570 milionów euro. Niemniej Jerozolima będzie musiała wydać dwa razy więcej, niż pierwotnie zakładano. Jak informują izraelskie i niemieckie media, Berlin odmówił zwiększenia wsparcia finansowego. Obie strony miały dojść do porozumienia w ostatnich tygodniach, nie podpisano jednak jeszcze kontraktu. Bez zmian pozostaje natomiast harmonogram dostaw, które mają zostać zrealizowane w latach 2027–2029. Dodajmy jeszcze, że cały czas toczy się postępowanie w procesie korupcyjnym byłego już premiera Netanjahu.
Skąd tak duży wzrost kosztów? Według Jewish News Syndicate pierwotną cenę wyliczono w roku 2016, a teraz ThyssenKrupp Marine Systems dokonał aktualizacji. Pozostałe czynniki, które zaowocowały tak dużym wzrostem ceny, są związane z wymaganiami izraelskiej marynarki wojennej i wcześniejszym niedoszacowaniem kosztów przez resort obrony. Pojawia się więc pytanie: czego takiego zażądał Izraelski Korpus Morski? Zdaniem uznanego autorytetu w dziedzinie okrętów podwodnych H.I. Suttona, Dakary mają być większe od Dolfinów drugiej generacji, co w naturalny sposób przekłada się na wyższą cenę. Możliwe jest także zastosowanie nowego, bardziej zaawansowanego układu napędowego. W grę oczywiście wchodzi instalacja pionowych wyrzutni dla pocisków manewrujących, cały czas jednak brakuje dowodów na poparcie tej hipotezy.
W grafice komputerowej udostępnionej przez TKMS uwagę zwraca głównie wydłużony kiosk. Oczywiście nie ma żadnej gwarancji, że tak właśnie będzie wyglądać gotowy okręt, ale trudno się nie zastanawiać, jaki może być cel takiej zmiany. Jedna możliwa opcja to właśnie wyrzutnie pionowe dla pocisków zbyt długich, aby mogły się zmieścić w samym kadłubie (to jest co najmniej 9 metrów długości). Thomas Newdick sugeruje też inne opcje, jak na przykład hangar dla miniaturowych pojazdów podwodnych używanych przez siły specjalne, na wzór modułu dry deck shelter stosowanego przez amerykańskie okręty podwodne.
NEW article > https://t.co/n5jUlpzrzc
First Look At #Israeli Navy Dakar Class #SubmarineLooks like a mix of Dolphin-II claps and Type-216/218 influences.
But obvious its all about the sail. What might be in it? pic.twitter.com/HPpny9kIab
— H I Sutton (@CovertShores) January 21, 2022
Niemieckie okręty podwodne dla Izraela – trochę historii
Jak doszło do tego, że Berlin dofinansowuje budowę izraelskich okrętów podwodnych? Można powiedzieć, że Niemcy znowu sami wepchnęli palce między drzwi. W styczniu roku 1990 Izrael zamówił trzy Dolfiny pierwszej generacji, będące głęboko zmodyfikowaną wersją typu 209. Wkrótce potem zamówienie anulowano z powodu braków finansowych i wybuchu wojny w Zatoce Perskiej. W jej trakcie wyszło na jaw, że niemieckie firmy uczestniczyły w irackim programie rakietowym i pracach nad bronią chemiczną.
Dodatkowo wskutek niedbałego egzekwowania przepisów przez władze celne Irak Saddama Husajna z niemiecką pomocą zmodernizował pociski balistyczne Scud, które potem spadały na izraelskie miasta. Skandal był tym większy, że w roku 1987 Niemcy Zachodnie przystąpiły do Reżimu Kontroli Technologii Rakietowych (MTCR), ograniczającego proliferację techniki rakietowej.
Aby załagodzić sytuację, kanclerz Helmut Kohl zaoferował sfinansowanie w całości budowy dwóch pierwszych okrętów i pokrycie połowy kosztów trzeciego. To swoiste odszkodowanie zostało rozciągnięte na drugą generację Dolfinów, tym razem opartych na konstrukcji typu 212. Dzięki temu trzy nowe jednostki otrzymały napęd niezależny od powietrza. Niemniej chęć zadośćuczynienia miała swoje granice i niemiecki podatnik sfinansował około jednej trzeciej programu. Granice wytrzymałości jeszcze mocniej uwidoczniły się w przypadku Dakarów. Berlin zdecydowanie odmówił zwiększenia wsparcia finansowego, nawet wobec wzrostu ceny okrętów. Na marginesie przypomnijmy, że niemiecki rząd dofinansował ostatnio również budowę czterech korwet typu Sa’ar 6, przyjętych do służby w latach 2020–2021.
Izraelskie okręty podwodne i pociski manewrujące
Oprócz znanych z niemieckich pierwowzorów sześciu wyrzutni torpedowych kalibru 533 milimetrów, Dolfiny obu serii otrzymały także cztery dziobowe wyrzutnie kalibru 650 milimetrów. Służą one do stawiania min, wypuszczania pojazdów sił specjalnych, jak również wystrzeliwania pocisków manewrujących. Tymi ostatnimi są opracowane przez Rafaela pociski Popeye Turbo SLCM. Dane na ich temat są bardzo skąpe, znanych jest niewiele zdjęć, ale zasięg szacowany jest nawet na 1500 kilometrów. Osobną sprawą jest przenoszenie przez Popeye Turbo głowicy jądrowej. Generalnie jest to uważane za niemal pewnik, brak wszakże jednoznacznych dowodów. Taka niepewność może być równie skutecznym czynnikiem odstraszania jak pociski z rzeczywistymi głowicami nuklearnymi.
Popeye Turbo SLCM pic.twitter.com/r1DNePzQNq
— Nikkor1 (@nikkor11) July 30, 2021
Jak zauważa Sutton, Popeye Turbo jest już relatywnie wiekowym pociskiem, prawdopodobnie wszedł do służby w latach 90. Trudno też ocenić podatność konstrukcji na modernizacje. Jeżeli trwają prace nad jego następcą, nowy pocisk niekoniecznie może mieścić się w wyrzutniach torpedowych, nawet kalibru 650 milimetrów. W takim przypadku zastosowanie pionowych wyrzutni może być kuszącą opcją.
Wyrzutnie takie mają jeszcze kilka innych zalet. Pozwalają zabrać większa liczbę pocisków manewrujących bez ograniczania zapasu torped i innych środków bojowych. Otwierają także inne kuszące możliwości, na przykład zastosowanie taktycznych pocisków balistycznych. To kolejny sposób na radykalne zwiększenie potencjału odstraszania przy relatywnie niedużych kosztach. Warto w tym miejscu przypomnieć, że IAI w roku 2017 z powodzeniem odpalił pocisk pocisk balistyczny krótkiego zasięgu LORA z pokładu statku handlowego. Wprawdzie wersja morska pocisku przewidziana jest dla jednostek nawodnych, ale nie można wykluczyć zainteresowania Izraela także wersją odpalaną spod wody.
Czy to już nowy trend?
Pionierem wyposażania konwencjonalnych okrętów podwodnych w pionowe wyrzutnie dla pocisków manewrujących i balistycznych jest Korea Południowa. Zwodowana w roku 2018 prototypowa jednostka typu KSS-III, Dosan Ahn Chang-ho, ma sześć wyrzutni K-VLS. Podobnie wyposażone mają byś pozostałe okręty pierwszej serii, jednak kolejne będą już silniej uzbrojone. Zwykle mówi się o dziesięciu wyrzutniach. We wrześniu ubiegłego roku Dosan Ahn Chang-ho z powodzeniem odpalił w zanurzeniu pocisk balistyczny Hyunmoo 4-4 (K-SLBM).
4 non-nuclear submarine designs really pushing the limits.
New Israeli Navy Dakar class, German/Norwegian Type-212CD, Korean KSS-III and Japanese Taigei class. pic.twitter.com/jxVs5cz7KA
— H I Sutton (@CovertShores) January 20, 2022
Sutton zwrócił wówczas uwagę, że może to oznaczać zmianę reguł gry. Korea Południowa z powodzeniem wyposażyła w pociski balistyczne konwencjonalne okręty podwodne z napędem niezależnym od powietrza. To zupełnie nowa jakość. Takie jednostki mogą przebywać bardzo długo w zanurzeniu, a do tego trudniej je wykryć niż okręty o napędzie atomowym. Wraz z upowszechnianiem się akumulatorów litowo-jonowych możliwości konwencjonalnych jednostek jeszcze bardziej się zwiększają.
Korea Południowa, chociaż realizuje pionierskie prace, nie jest jedyna. Kolejny warty uwagi projekt to niemiecko-norweski typ 212CD. Jednostki te mają być znacznie większe od bazowego typu 212: wyporność w położeniu nawodnym rzędu 2,5 tysiąca ton wobec 1,5 tysiąca ton i 73 metry długości wobec 56 metrów. Według niepotwierdzonych pogłosek jednostki dla Norwegii mają otrzymać pionowe wyrzutnie dla pocisków NSM. Nasuwa się tutaj pytanie, czy izraelskie Dakary będą w jakikolwiek sposób korzystać z projektu typu 212CD, znowu jednak znajdujemy się w sferze spekulacji.
Uzbrojenie konwencjonalnych okrętów podwodnych w pociski manewrujące rozważa też Japonia. Wydaje się, że projekt na razie jest na bardzo wczesnym etapie i Tokio nie podjęło jeszcze decyzji, czy chce pocisków odpalanych z wyrzutni torped czy z wyrzutni pionowych. Kolejnym państwem zainteresowanym takim rozwiązaniem mogą okazać się Indie. Nie próżnuje także Szwecja. W roku 2017 Saab przedstawił wariant typu A26 wyposażony aż w osiemnaście pionowych wyrzutni w trzech blokach po sześć. Nie jest to jednak a rozwiązanie dla szwedzkiej marynarki, ale dla klientów eksportowych, wśród których wymieniana jest także Polska.
Przeczytaj też: Nowy polski bwp – jaki powinien być?