12 czerwca 2007 roku dokonano pierwszego zrzutu lekkiego niszczyciela czołgów 2S25 Sprut-SD. Dzięki kombinacji czternastu spadochronów i nadmuchiwanych amortyzatorów zarówno pojazd, jak i jego załoga przetrwali lądowanie. „Ośmiornica” stała się tym samym częścią bardzo długiej i zawiłej historii rozwoju wojsk aeromobilnych, sięgającej końca pierwszej wojny światowej.
2S25 to imponująca, acz relatywnie mało znana konstrukcja, przyjęta na uzbrojenie Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej w 2005 roku. Z racji niewielkiej masy (18 ton) nadaje się do zrzutu na spadochronie (z załogą w środku!), a dzięki wyposażeniu w armatę kalibru 125 milimetrów Sprut może służyć jako wszechstronna broń wsparcia1. Nie wiadomo, jak dalej potoczą się losy tej konstrukcji ani też w którą stronę nastąpi rozwój samej gałęzi wozów wsparcia wojsk aeromobilnych. Wiemy jednak, od czego rozpoczęła się jej historia. Na samym początku drogi prowadzącej do Spruta znajdują się pewne małe pojazdy, transportowane za pomocą szybowców. To właśnie im chciałbym poświęcić niniejszą pracę2.
Spadochroniarska prehistoria
Pod koniec XV wieku spod ręki anonimowego rysownika wyszła przedziwna postać – człowiek uwiązany do stożkowatej czaszy. Ten szkic, starszy o parę lat od słynniejszego rysunku Leonarda, przedstawia pierwszy europejski spadochron, a przynajmniej coś co miało pełnić taką funkcję.
Co ciekawe, na samo słowo „spadochron” przyszło poczekać aż do XVIII wieku, kiedy to rozpoczęto pierwsze praktyczne próby, prowadzone w sposób – jak na owe czasy – naukowe3. Metodą prób i błędów, niekiedy śmiertelnych, odkrywano kolejne formy kształtowania czaszy, doboru materiału i konstrukcji samej uprzęży. Trzeba było jednak czekać aż do pierwszej wojny światowej, by spadochrony zyskały na niezawodności, a wojskowi decydenci przyzwyczaili się do ich obecności.
Wielkie marzenia Wielkiej Wojny
Długotrwały zastój na froncie zachodnim zainspirował wielu wojskowych i konstruktorów do poszukiwania drogi efektywnego wyjścia z okopowego impasu. Niektóre propozycje rzeczywiście zrealizowano (jak na przykład czołgi), inne pozostały w sferze projektów. Taki los spotkał najambitniejszy chyba pomysł na przeprowadzenie zwycięskiej ofensywy mającej w krótkim czasie zakończyć wojnę.
Autorem tego niezwykłego planu był Amerykanin, generał brygady Billy Mitchell. Jego najistotniejszą częścią było przerzucenie całej 1. Dywizji Piechoty (około 12 tysięcy ludzi) wraz z lekką bronią maszynową na tyły wroga za pomocą brytyjskich i włoskich bombowców ciężkich. Własne myśliwce miały oczyścić niebo z nieprzyjaciół, po czym przystąpić do ostrzeliwania niemieckich linii, zapewniając w ten sposób osłonę i wsparcie Amerykanom skaczącym ze spadochronem.
Pomysł ten był bardzo prosty, aczkolwiek całkowicie awykonalny w ówczesnych realiach. Do wiosny 1919 roku, kiedy to planowano przeprowadzenie wielkiej ofensywy przeciwko Niemcom, nie zdołano by ani zgromadzić niezbędnej ilości maszyn, ani przygotować całej dywizji do desantu spadochronowego. Plan Mitchella pozostał więc w sferze fantazji, będąc niemym świadectwem dostrzeżenia potencjału leżącego w wykorzystaniu wojsk powietrznodesantowych4.
Interludium
Dwudziestolecie międzywojenne przyniosło ze sobą dalszy rozwój idei wojsk spadochronowych, choć trudno mówić o jakimś większym zainteresowaniu tą problematyką na szeroko rozumianym Zachodzie. Zgodnie ze starym powiedzeniem wojskowi przygotowywali się do minionej wojny, budując wielowieżowe czołgi mające wspierać piechotę czy silnie opancerzone pojazdy przełamania. Z tych tendencji wyłamało się jedno państwo – Związek Sowiecki5.
Rozwój wojsk powietrznodesantowych w ZSRS nie był dziełem przypadku ani też przelotnym kaprysem Stalina. Dla Wielkiej Brytanii, Francji czy USA ostatnią „dużą” wojną była Wielka Wojna, z całą plątaniną okopów, drutem kolczastym, minami i innymi imponderabiliami niezbędnymi przy prowadzeniu wojny pozycyjnej. Dla ludów i narodów zamieszkujących dawne Imperium Rosyjskie tą „poprzednią” wojną były walki z lat 1917–1923. To była zupełnie inna wojna, oparta przede wszystkim na ruchu. Zachodni generałowie planowali wielkie przełamania, radzieccy generałowie pracowali nad ideą „głębokiej operacji”.
Po raz pierwszy ideę tę sformułowano w 1929 roku, choć w owym czasie brakowało jeszcze narzędzi do jej realizacji6. Te jednak tworzono w zastraszającym wprost tempie. Już w 1935 roku na wielkich manewrach w rejonie Kijowa zrzucono 1200 skoczków, za którymi na „zdobyte lądowiska” przewieziono dalsze 2500 żołnierzy z ciężkim sprzętem7. W maju 1941 roku, istniało już pięć korpusów powietrznodesantowych pierwszego rzutu. W drugim rzucie czekało dalsze pięć, z VII Korpusem formowanym pod kątem działania w Hiszpanii8. Dla pełności obrazu wypadało by dodać, iż pierwsze niewielkie niemieckie i włoskie jednostki spadochronowe pojawiły się dopiero w 1936 roku.
Potomkowie Lilienthala
Okres międzywojenny to – w odniesieniu do wojsk powietrznodesantowych – nie tylko czas rozwoju koncepcji wykorzystania i struktur organizacyjnych. Wiele wysiłku włożono także w rozwiązanie największej bolączki tego typu wojsk, czyli braku możliwości dostarczenia ciężkiego sprzętu wraz z pierwszą falą desantu. Istniały co prawda rozmaite sposoby podwieszania cięższych rzeczy pod maszyny transportowe lądujące na zajętych pasach startowych czy lądowiskach, niemniej było to rozwiązanie dosyć niepewne. W końcu nie zawsze można zagwarantować obecność takiego lądowiska, a jeśli nawet takowe znajdowało się w rejonie desantu, nigdy nie wiadomo, czy uda się je zdobyć i utrzymać. Poszukując nowych rozwiązań, skierowano się w kierunku szybowców.
Idea wykorzystania latających środków desantowych umożliwiających przewożenie grup żołnierzy pojawiła się najpóźniej już w XIX wieku, kiedy to Napoleon rozważał użycie balonów do przewiezienia części sił inwazyjnych na terytorium Wielkiej Brytanii.
Wtedy ten koncept pozostał na papierze, jednak w XX wieku sama idea doczekała się wskrzeszenia w postaci szybowca desantowego. Palmę pierwszeństwa w tej dziedzinie dzierży ZSRS z prototypowym G-63 z 1932 roku9. Dzięki użyciu szybowców dany pododdział przybywał na ziemię w zwartym szyku, mogąc zabrać ze sobą o wiele więcej sprzętu niż w wypadku zrzutu na spadochronach. Cały czas jednak poszukiwano nowych dróg dostarczenia ciężkiego sprzętu na ziemię wraz z pierwszą falą desantu. Rozwiązaniem mogłyby być większe szybowce lub też stworzenie nowatorskiego podejścia do problemu.
Skrzydlaty czołg
W 1932 roku w amerykańskim czasopiśmie Modern Mechanix pojawił się artykuł „Flying Tanks that Shed Their Wings” (Latające czołgi które zrzucają swe skrzydła). Opisano w nim dosyć niezwykły pomysł, autorstwa Johna Waltera Christiego, zakładający produkcję specjalnych tankietek, zdolnych do lotu. Christie zakładał, że możliwe jest doczepienie do pojazdu specjalnego zestawu, składającego się z ogona, sterów i skrzydeł („latający czołg” miał być dwupłatem) wraz ze śmigłem, napędzanym przez silnik czołgu. Całość miała samodzielnie wzbijać się w powietrze, dolecieć na miejsce lądowania, a po przyziemieniu część „latającą” oddzielano od pojazdu, przekształcając czołg „latający” w zwykły10.
Idea Christiego pozostała wyłącznie na papierze, jednak w ZSRS podjęto próbę zbudowania bardzo podobnego pojazdu. Czy była to prosta inspiracja artykułem, czy też Christie przekazał pewne informacje Rosjanom, pozostaje niewiadomą11. Kształt radzieckiego A-40 KT daje do myślenia, jednak być może rozwiązanie tej zagadki jest o wiele prostsze. Nie ma, bądź co bądź, zbyt wielu sposobów przyłączenia skrzydeł i ogona do czołgu w sposób funkcjonalny. Możemy mieć więc do czynienia z prostą zbieżnością projektów dyktowaną funkcjonalnością całego zestawu.
Radziecka konstrukcja była o wiele mniej skomplikowana niż jej amerykański odpowiednik. Rosjanie po prostu doczepili skrzydła i ogon do lekkiego czołgu T-60, tworząc coś w rodzaju kanciastego szybowca. W 1941 roku odbyto (choć należałoby tu postawić znak zapytania) pierwszy i ostatni lot tej konstrukcji. A-40 KT wystartował, holowany przez TB-3, wzbił się w powietrze, a następnie dokonano udanego wyczepienia. Przed przyziemieniem kierowca/pilot rozpędził gąsienice, przez co lądowanie przebiegło bezproblemowo. Cały projekt miał pewne perspektywy rozwojowe, jednak wobec inwazji Niemiec na ZSRS prace przerwano12.
Wielka Wojna Vol.2
10 maja 1940 roku Niemcy wylądowali na terenie fortu Eben Emael i w rejonie trzech pobliskich mostów. By uzyskać maksymalne zaskoczenie obrońców i skupienie grup szturmowych, atakujący użyli szybowców DFS 230, tym samym otwierając nowy rozdział w dziedzinie bojowego wykorzystania wojsk powietrznodesantowych. Akcja ta, wraz z innymi desantami mającymi miejsce zarówno podczas Fall Gelb, jak i podczas Unternehmen Weserübung ostatecznie przekonały wszystkich, jak znaczącą rolę w nowej wojnie odgrywają spadochroniarze.
Następne miesiące przyniosły zadziwiające przetasowanie sił. ZSRS po niemieckiej inwazji znacząco spowolnił swe prace nad rozwojem i wykorzystaniem sił powietrznodesantowych w pierwotnie wyznaczonej roli, wykorzystując przygotowane już jednostki do zapychania dziur w linii frontu w charakterze zwykłej piechoty. Niemcy z kolei po krwawym desancie na Kretę z 20 maja 1941 roku w ogóle zaniechali przeprowadzania podobnych operacji. Ta sama operacja przekonała Brytyjczyków i Amerykanów do gwałtownej rozbudowy swych sił powietrznodesantowych13.
Wojskowi z obydwu państw intensywnie starali się podglądać Niemców w celu podpatrzenia co lepszych wzorców i wyciągnięcia wniosków z cudzych błędów. W polu zainteresowań zachodnich analityków znalazła się także kwestia przewożenia czołgów. Godne odnotowania jest niewątpliwie to, że alianci zdobyli informacje dotyczące prowadzenia przez Niemców testów z szybowcami Me 321 w połowie 1942 roku14. W alianckim opracowaniu z 1942 roku podano co prawda, że w próbach uczestniczyły szybowce Merseburg (Ju 322), co jest informacją błędną, wspomniano jednak przy tej okazji o próbach przewozu przez szybowiec czołgu PzKpfw II15.
W tym samym źródle znajduje się jeszcze jedno, bardzo ciekawe z punktu widzenia tematu, zdanie „German opinion is increasingly unfavorable to the vulnerable light tank”. Mówiąc wprost, sami Niemcy uznali, że użycie do wsparcia desantu lekkich czołgów o stosunkowo cienkim opancerzeniu mija się z celem. Słowa te okazały się prorocze.
Light Tank Mk VII (A17)
Historia pierwszego na świecie czołgu użytego podczas prawdziwej bojowej operacji powietrznodesantowej zaczyna się całkiem zwyczajnie.
W 1937 roku Vickers rozpoczął prace nad czołgiem lekkim „P.R.”, który miał być zaoferowany nie tylko brytyjskim siłom zbrojnym, ale również (a może przede wszystkim) zagranicznym kontrahentom. Nowy wóz miał mieć relatywnie silne uzbrojenie w postaci armaty kalibru 40 milimetrów i karabinu maszynowego, zamontowanych w obrotowej wieży. Trzyosobową załogę chronił niezbyt gruby, bo sięgający 16 milimetrów pancerz. Mk VII skonstruowano w wykorzystaniem nowatorskiego systemu sterowania, zakładającego wykonywanie łagodnych zakrętów poprzez skręcanie pierwszej pary kół jezdnych i wyginanie gąsienic.
Prototyp pojazdu ukończono w grudniu 1937 roku16. Zgodnie z przyjętym zwyczajem, Vickers zaoferował swój nowy wyrób brytyjskiemu rządowi przed przeznaczeniem go do zagranicznej sprzedaży. War Office nie wykazało się entuzjazmem, jako że potrzeby sił zbrojnych w tej kategorii pojazdów zaspokajały już starsze konstrukcje, niemniej uznano, niejako „na wszelki wypadek”, że takie wozy też się mogą przydać i zamówiono 120 sztuk. Początkowo planowano określić je jako „lekkie czołgi krążownicze”, jednak ostatecznie zdecydowano się na Light Tank Mk VII (A17)17.
Pierwsze seryjne czołgi dostarczono wojsku w listopadzie 1940 roku. Do tego czasu zamówienie kilkukrotnie modyfikowano, zmniejszając i zwiększając naprzemiennie liczbę pojazdów zależnie od zmieniających się preferencji wojska i możliwości producenta. Ostatecznie do końca 1942 roku wyprodukowano 177 sztuk18. Wkrótce jednak okazało się, że nie za bardzo wiadomo co z nimi zrobić.
Pomiędzy złożeniem zamówienia, a dostarczeniem pierwszych maszyn doszło do istotnego wydarzenia mającego znaczny wpływ na brytyjskie poglądy na wojnę pancerną, czyli ataku Niemiec na Zachód. Walki frontowe bezlitośnie zweryfikowały tezy o przydatności lekkich czołgów w roli pojazdów wsparcia czy zwiadu. Ich cienkie pancerze nie zapewniały odpowiedniej przeżywalności na polu walki, a silniki i gąsienice nie pozwalały na szybką ucieczkę z rejonu zagrożenia, co było niezwykle istotne w wypadku pojazdów mających pełnić służbę w jednostkach rozpoznawczych.
W ramach wprowadzania w życie wniosków zadecydowano o zastąpieniu lekkich czołgów znacznie szybszymi kołowymi samochodami pancernymi. Ta, słuszna zresztą, decyzja oznaczała jednak, ze Mk VII nie zostaną wprowadzone do użytku w przewidywanej roli. Brytyjczycy zostali więc z gotowymi nowiutkimi czołgami, dla których nie było zajęcia.
Przez pewien czas wykorzystywano je na terenie Wielkiej Brytanii, jako że brakowało po prostu innych czołgów, więc dano je pancerniakom w ramach tymczasowego zastępstwa. W czerwcu 1941 roku jeden pojazd przerobiono na czołg pływający „DD”. Konwersja okazała się sukcesem, jednak projektu dalej nie rozwijano19. Dwadzieścia sztuk wysłano do ZSRS, gdzie nie spotkały się z pozytywnym przyjęciem20. Dwanaście wozów wzięło udział w operacji „Ironclad”, czyli inwazji na Madagaskar. Zastanawiano się też, czy nie wysłać ich do Afryki Północnej, jednak testy wykazały, iż układ chłodniczy silnika nie dałby rady pełnić swych funkcji w warunkach pustynnych21. Mk VII pozostawały więc, choć brzmi to kuriozalnie, jeśli wziąć pod uwagę czas i miejsce ich produkcji, praktycznie bezrobotne.
Tetrarch
Na początku 1942 roku gdzieś w gąszczu brytyjskich biur i biurek zapadła decyzja o przeznaczeniu wozów Mk VII Tetrarch, jak zaczęto je nazywać, dla wojsk spadochronowych. Nie był to wybór idealny, jako że ten czołg „lekki” wcale nie był lekki. Gotowy do walki ważył „zaledwie” 7,5 tony. Nie było mowy o zrzuceniu go ze spadochronem, zdecydowano się więc na wykorzystanie szybowców. Te jednak należało dopiero stworzyć.
27 marca 1942 roku swój pierwszy lot odbył szybowiec Hamilcar. Dzięki znacznym rozmiarom (21 metrów długości, 34 rozpiętości, 6,1 wysokości) mógł przenieść aż 8 ton ładunku, co wystarczało do przewiezienia pojedynczego Mk VII. Dla ułatwienia załadunku i rozładunku nos maszyny odchylał się na bok, przez co czołg mógł bardzo szybko wkroczyć do akcji. Do holowania szybowca trzeba było co prawda używać czterosilnikowych bombowców, jednak była to niewielka cena w zamian za możliwość wsparcia desantu powietrznego czołgami, pojazdami opancerzonymi czy działami przeciwpancernymi dużego kalibru.
Operacja Tonga
Debiut bojowy Mk VII na kontynencie europejskim nastąpił wieczorem 6 czerwca 1944 roku podczas słynnego D-Day. Wtedy to, w ramach operacji „Tonga” (zrzutu jednostek brytyjskiej 6. Dywizji Powietrznodesantowej) wysłano na kontynent osiem Tetrarchów z 6 Airborne Armoured Recce Regiment22. Mimo spadochronowego przyporządkowania jednostki ich załogi pochodziły z Royal Tank Regiment23. Pojazdy pancerne miały wesprzeć zrzuconych już wcześniej spadochroniarzy w umacnianiu i obronie swych pozycji w oczekiwaniu na nadejście jednostek dostarczonych na kontynent droga morską. Co ciekawe, część Mk VII użytych w tej operacji stanowiły wozy CS, wyposażone w trzycalową haubicę.
Niestety, od samego początku Hamilcary przewożące czołgi prześladował niesamowity pech. Jeden z wozów wypadł z szybowca jeszcze podczas lotu24. Nie wiadomo, co było tego przyczyną. Być może zawiodły mocowania lub też pancerniacy przedwcześnie uruchomili silnik. Niezależnie od powodu rezultat był opłakany: stracono czołg i szybowiec wraz z ich załogami.
Pozostała siódemka dotarła do lądowiska, jednak podczas przyziemienia jeden z Hamilcarów z Mk VII na pokładzie uderzył w jeden z czołgów, który wyjechał już z szybowca. W rezultacie zderzenia oba czołgi nie nadawały się już do użytku. Pozostała piątka ruszyła do akcji, ale wkrótce wszystkie zostały unieruchomione przez spadochrony leżące na ziemi na całym obszarze strefy lądowania. Linki tak mocno splątały się na kołach i gąsienicach czołgów, iż trzeba było użyć palników25. Po oswobodzeniu z tej przypadkowej pułapki cała (?) piątka ruszyła do akcji.
Jeden wóz utracono na minie. Drugi wpadł do rowu i utknął26. Pozostałą trójkę usiłowano wykorzystać jako statyczne punkty ogniowe, jednak kolejne dwa pojazdy zostały zniszczone przez niemieckie samobieżne działa przeciwpancerne27. Nie wiadomo, co stało się z ostatnim pojazdem, prawdopodobnie spędził resztę „frontowej” służby wkopany w ziemię28. Jedno jest jasne: kiedy tylko do spadochroniarzy dotarły wojska regularne, ocaleni pancerniacy zostawili swe Mk VII i przesiedli się na „normalne” czołgi29.
Patrząc na działania bojowe Mk.VII w Normandii, trzeba uwzględnić dwie perspektywy. Z propagandowego punktu widzenia pojawienie się czołgów na tyłach wojsk niemieckich miało nieocenione znaczenie, zwiększając chaos i zamieszanie wśród Niemców w tych krytycznych godzinach. Jeśli jednak spojrzeć na ich realne osiągnięcia, była to kompletna klapa. Nic więc dziwnego, że było to pierwsze i ostatnie wykorzystanie tych maszyn w ich powietrznodesantowej roli.
Amerykański kuzyn
USA dosyć późno przystąpiły oficjalnie do drugiej wojny światowej. Amerykańscy decydenci obserwowali jednak Europę przez cały czas, starając się podpatrzeć to i owo od państw już zaangażowanych w konflikt. Nie umknęła im przy tym znacząca rola wojsk powietrznodesantowych. Tworząc własne jednostki spadochronowe, amerykanie musieli jednak stanąć przed tymi samymi problemami, co europejscy „kuzyni”.
27 lutego 1941 roku podjęto decyzję o budowie amerykańskiego czołgu aeromobilnego30. Prace toczyły się dość sprawnie, i już w kwietniu 1943 roku pojawiły się pierwsze T9E1, określane od września 1944 roku jako M22 Locust31.
Nowy czołg pod względem wymiarów przypominał Mk VII, jako że musiał być dostosowany do transportu tymi samymi szybowcami Hamilcar. Locust miał jednak grubsze opancerzenie (25 milimetrów), bardziej racjonalnie skomponowane dzięki zastosowaniu pochyłych płyt pancernych. M22 wyposażono w działo kalibru 37 milimetrów i jeden karabin maszynowy. W skład załogi wchodziły trzy osoby32. Co więcej, „Amerykanin” rozpędzał się do 67 kilometrów na godzinę (Mk.VII osiągał 25 kilometrów na godzinę).
Do końca lutego 1944 roku powstało łącznie 830 pojazdów tego typu. Był to pierwszy na świecie czołg zbudowany od podstaw z myślą o wojskach powietrznodesantowych. Pewną ironią losu jest to, że taki wóz nie powstał w ZSRS czy w Niemczech, państwach, które pokładały wielką nadzieję w spadochroniarzach, lecz w USA, kraju lekko zapóźnionym pod względem militarnym w porównaniu zarówno z sojusznikami, jak i z wrogami. Owo pierwszeństwo nie przyniosło jednak Amerykanom żadnych korzyści, jako że w owym czasie nie posiadali ani jednego samolotu czy szybowca zdolnego do przenoszenia M22 na pole bitwy wraz z desantem powietrznym.
Po pewnych próbach z przewożeniem czołgu pod kadłubem samolotu C-54 (co wymagało zdjęcia wieży) Amerykanie zdecydowali się na dość rozsądne rozwiązanie, przekazując 260 maszyn Brytyjczykom, dysponującym odpowiednimi szybowcami transportowymi i doświadczeniem w ich użyciu. Maszyny te zastąpiły Mk VII w następnej dużej operacji powietrznodesantowej, w której zdecydowano się na użycie czołgów przewożonych szybowcami33.
Operacja „Varsity”
Debiutem bojowym „Szarańczy” stała się operacja „Varsity”, czyli przeprowadzony 24 marca 1945 roku największy (i ostatni) desant spadochronowy w drugiej wojnie światowej. Celem ataku było zabezpieczenie przepraw przez północny odcinek Renu. Podobnie jak w Normandii do wsparcia desantu 6. DPD wyznaczono osiem maszyn. Niestety, podobieństwa pomiędzy operacjami nie skończyły się wyłącznie na tym.
Pierwszy czołg utracono nad Belgią. Locust zerwał się z mocowań i rozbił ogon transportującego go szybowca. Jak stwierdził naoczny świadek zdarzenia, załoga wozu nadal siedziała na jego pancerzu podczas lotu w dół, a sam Hamilcar rozpadł się na kawałki. Pozostała siódemka wpadła pod silny ogień niemieckich dział przeciwlotniczych, przez co samo lądowanie przebiegło w chaotyczny sposób. Jeden z szybowców przy dobiegu po przyziemieniu wpadł do rowu i wywrócił się. Piloci zginęli, a czołg wyleciał na zewnątrz, lądując na wieży. Jego załoga przeżyła, jednak Locust nie nadawał się do użytku. Kolejny Hamilcar uderzył w dom; czołg wydostał się na zewnątrz, lecz jego działo i radiostacja przestały funkcjonować.
Na ziemi znalazło się więc sześć czołgów zdatnych do ruchu, z czego jednak dwa nie nadawały się w pełni do akcji; prócz wspomnianej maszyny w kolejnym czołgu doszło do awarii karabinu. Niestety, do punktu zbornego dotarły zaledwie cztery M22. Jeden wóz zepsuł się przy próbie holowania jeepa, a drugi został zniszczony przez niemiecki czołg. Pozostała czwórka robiła wszystko, co było w jej mocy, by wspierać spadochroniarzy w odpieraniu niemieckich kontrataków34. Do końca dnia z początkowej ósemki pozostały jedynie dwa wozy nadal nadające się do akcji35.
Operacja „Varsity” była pierwszym, lecz i ostatnim przypadkiem użycia bojowego M22 Locust podczas idrugiej wojny światowej w jego zamierzonej, powietrznodesantowej roli.
Podsumowanie
Historie Mk VII i M22 są dość podobne, choć rzecz jasna różni je czas i miejsce zaprojektowania. Tetrarch był czołgiem niejako zaadaptowanym do roli powietrznodesantowej, natomiast Locust został do niej stworzony. Oba wytworzono w stosunkowo znacznych ilościach, choć w tej kategorii Amerykanie dzierżą niezaprzeczenie palmę pierwszeństwa. Jeśli chodzi zaś o liczbę pojazdów zastosowanych w desantach szybowcowych, mamy remis.
Mimo pewnych różnic między nimi, wspominanie czołgi łączy jeden element ich historii. Nie odmawiając ich załogom poświęcenia i bohaterstwa, obydwie konstrukcje zawiodły pokładane w nich nadzieje. Inaczej być po prostu nie mogło. Słabo opancerzony czołg z niewielkim działem nie nadawał się po prostu na pojazd wsparcia piechoty, a użycie ich w jednostkach powietrznodesantowych wynikało bardziej z braku innych opcji niż rzeczywistego dopasowania Mk VII czy M22 do przewidywanych zadań. Gdyby tylko alianci opracowali i wprowadzili do użytku własny odpowiednik Me 321, oba czołgi skierowano by do zadań szkoleniowych czy pokazowych, wyznaczając do wsparcia spadochroniarzy cięższe i lepiej uzbrojone pojazdy. Niestety, największym szybowcem dostępnym dla aliantów w 1944 roku był Hamilcar, wyznaczający górne granice masy i wymiarów pojazdów nadających się do przerzutu wprost na strefy lądowania.
Niezależnie od oceny przydatności i skuteczności powyższych konstrukcji otworzyły one nowy rozdział w historii wojsk powietrznodesantowych. Owszem, oba typy były niedoskonałe, lecz pokazały olbrzymi potencjał leżący w tej metodzie wspierania spadochroniarzy. Tę ideę rozwijano i modyfikowano w następnych latach, dochodząc do wspomnianego już Spruta. Co dalej? Czas pokaże.
Zobacz też: Talerz przeciw czołgowi, czyli jak Local Defence Volunteers (Home Guard) planowali zatrzymać Panzery
Przypisy
1. T. Szulc, Desantowy niszczyciel czołgów 2S25 Sprut-SD [w:] Nowa Technika Wojskowa 1/2009, s. 24–30.
2. Będąc precyzyjnym – niniejszy artykuł dotyczy przede wszystkim czołgów przyjętych na uzbrojenie wojsk powietrznodesantowych i wprowadzonych do akcji w sposób „desantowy” typowy dla ciężkich pojazdów obecnych w składzie tego typu wojsk, czyli w tym wypadku szybowcowy. Nie znajdą się tu ani czołgi będące na stanie dywizji pancerno-spadochronowej „Herman Gӧring”, ani wozy nadające się do przewozu za pomocą Me 321 czy Me 323. Gdyby nie uczynić takiego zastrzeżenia, pisząc o czołgach nadających się do wsparcia spadochroniarzy, trzeba by opisać k a ż d y typ używanego wówczas czołgu, nadającego się np. do przewiezienia na zajęte lotnisko. A w ten sposób można by przetransportować choćby Tygrysa, rozmontowanego na poszczególne podzespoły.
3. Parachute. Wikipedia. Dostęp 21 lutego 2018,
4. P.S. Meilinger, Billy Mitchell’s Parachute Plan [w:] Air Force Magazine, August 2014, Vol. 97, No.8, s. 58–61. Warto jednak zauważyć, że od 1916 roku Niemcy, Włosi i Francuzi praktykowali (sporadycznie) zrzucanie niewielkich grup rozpoznawczo-dywersyjnych na tyły wroga. J. Zbiegniewski, T. Nowakowski, M. Skotnicki, Niemieckie Wojska Spadochronowe 1936-1945, Warszawa 1999, s. 7.
5. Dla porządku: ZSRS dorobił się także własnych czołgów wielowieżowych T-28 I T-35, niemniej cały czas wiodącą role w radzieckim parku pancernym odgrywały czołgi szybkie.
6. D.M. Glantz, The Soviet Airborne Experience, Fort Leavenworth 1984, s. 3–4.
7. W. Suworow, Lodołamacz, Poznań 2011, s. 219
8. W. Suworow, Ostatnia Republika, Poznań 2012, s. 247, 251, 258.
9. T. Królikiewicz, Szybowce transportowe, Warszawa 1985, s. 24.
10. Lew Hold, Flying Tanks that Shed Their Wings. modernmechanix.com. Dostęp 21 lutego 2018.
11. Taki rozwój wypadków nie jest niemożliwy. W 1930 roku Christie sprzedał (z naruszeniem ówczesnego amerykańskiego prawa) dwa czołgi z zawieszeniem swojego pomysłu do ZSRS wraz z dokumentacją. Fakt istnienia kontaktów handlowych między nim a Rosjanami jest bezsprzeczny. Czy Christie sprzedał Rosjanom coś jeszcze prócz owych wspomnianych maszyn? Nie wiem.
12. T. Królikiewicz, op.cit., s. 30–31.
13. J. Zbiegniewski, T. Nowakowski, M. Skotnicki, op.cit., s. 59.
14. Enemy Air-Borne Forces, Washington 1942, s. 34–36.
15. Ibidem, s. 41.
16. P. Chamberlain, Ch. Ellis, Light Tank Mk. VII Tetrarch, London 1967, s. 2.
17. Ibidem, s. 3.
18. Ibidem, s. 5.
19. P. Chamberlain, Ch. Ellis, British and American tanks of World War II. The complete illustrated history of British, American and Commonwealth tanks, gun motor carriages and special purpose vehicles, 1939-1945, New York 1969, s. 26.
20. D. Porter, Pojazdy pancerne Armii Czerwonej 1939-1945, Warszawa 2010, s. 74. Jurij Paszołok, Tiażołaja sudba logkogo tanka, warspot.ru. Dostęp: 21 lutego 2018.
21. D. Fletcher, British battle tanks. British-made tanks of World War II, Oxford 2017, s. 266.
22. R. Doherty, R. Chapman, The British Reconnaisance Corps in World War II, Wellingborough 2007 s. 24–25. Warto zauważyć, iż według wikipedyjnego wpisu w desancie w Normandii miało brać udział 20 tych maszyn, jednak wiodącą wskazówką w tym temacie jest witryna Tank Museum, jak również to, że w literaturze tematu znacznie częściej mówi się o 8 wozach.
23. P. Chamberlain, Ch. Ellis, Light Tank…, s. 10
24. T. Lynch, Silent skies. Gliders at war 1939-1945, Barnsley 2008, s. 115.
25. D. Orr, D. Truesdale, The Rifles Are There: 1st and 2nd Battalions, The Royal Ulster Rifles in the Second World War, Barnsley 2005, s. 124.
26. D. Fletcher, The universal tank. British armour in the second world war, part 2, London 1993, s. 98.
27. Airborne in Normandy, tankmuseum.org. Dostęp: 21 lutego 2018.
28. Opis akcji bojowej wspomnianej ósemki musi być traktowany z pewną ostrożnością, jako że poszczególni autorzy różnią się w swych narracjach. Obraz wydarzeń zaprezentowany w tym artykule jest pewną wypadkową wszystkich dostępnych mi opisów.
29. P.Chamberlain, Ch. Ellis, Light Tank…, s. 10.
30. M. Skotnicki, Czołg lekki M22 Locust [w:] Nowa Technika Wojskowa 01/1999, s. 27.
31. Ibidem, s. 30.
32. L. Ness, World War II tanks and fighting vehicles. The complete guide, London 2002, s. 199.
33. W ten sposób jedynymi użytkownikami obu rodzajów czołgów wykorzystanych bojowo w desantach szybowcowych stali się Brytyjczycy.
34. Powyższy opis pochodzi z książki M.W. Bowman, Air war „Varsity”, Barnsley 2017, ss. 185–186.
35. K. Ford, H. Gerrard, The Rhine Crossings 1945, Oxford 2007, s. 67.