Bojowy wóz piechoty M2 Bradley – służący już ponad cztery dekady w amerykańskich wojskach lądowych – i jego wersja rozpoznawcza M3 wciąż nie mogą się doczekać następcy i będą musiały wykrzesać jeszcze trochę sił na kolejne lata. Wnioski takie nasuwają się same w kontekście ostatnich wydarzeń wokół programu Optionally-Manned Fighting Vehicle (OMFV), który ma wyłonić następcę M2/M3. Mowa tutaj o opublikowanym przez US Army – w odpowiedzi na zapytania mediów i przemysłu zbrojeniowego – czternastostronicowym dokumencie, który jasno sprecyzował, że US Army stworzyła całkiem nowe zapytanie ofertowe, zaś wymagania z poprzedniego programu anulowano.
Trzy porażki
Z poprzedniej procedury zakupu – w której mierzyły się General Dynamics Land Systems, Raytheon-Rheinmetall i BAE Systems (ten ostatni szybko zrezygnował) – wycofano się w połowie stycznia. Kłopoty zaczęły się już w październiku 2019 roku, od wykluczenia Lynksa KF41 z dalszego udziału w rywalizacji, ale korzeni można szukać znacznie głębiej: w całościowych założeniach programu. Powielił on bowiem błędy dwóch innych programów – platform lądowych Future Combat System i nowego bojowego wozu piechoty Ground Combat Vehicle (GCV).
Pierwszy zdominował pierwszą dekadę XXI wieku, kończąc się bez żadnego efektu. Ogólnymi celami tego drugiego były rozwój i produkcja przyszłych bojowych wozów piechoty, które miały zastąpić około 40% Bradleyów. Program ruszył w 2010 roku. Produkcja seryjnych maszyn miała się rozpocząć w 2018 roku, a ich liczbę docelowo określono na 1800 sztuk. Na GCV piętno odcisnęły doświadczenia ówczesnego pola walki, szczególnie konfliktów w Iraku i Afganistanie. Pentagon wycofał się z koncepcji lekkich i zwrotnych pojazdów na rzecz wozów cięższych, ale bezpieczniejszych. Masę wersji podstawowej określono na 50 ton, a po dopancerzeniu – na blisko 70 ton, z kolei liczebność desantu powiększono z sześciu (jak w Bradleyu) do dziewięciu żołnierzy. Niemniej oba przedsięwzięcia łączyło jedno: zbyt wąskie ramy czasowe, aby spełnić wygórowane ambicje US Army, i niezdecydowanie co do ostatecznych wymagań.
Wróćmy jednak do nowego (już starego) OMFV. Po wykluczeniu Lynksa KF41 faworytem stało się General Dynamics Land Systems, które oferowało demonstrator technologii bojowego wozu piechoty Griffin III. Władze przedsiębiorstwa zacierały ręce, ale niezbyt długo, bo czuć już było nieuchronne nadejście końca. W styczniu okazało się bowiem, że ani jedna firma nie sprostała ustalonym wymaganiom. Dlatego potrzebna była głęboka redefinicja założeń programu.
Szansa dla cięższych pojazdów
Dokonano więc całkowitej zmiany dotychczasowych wymagań i założeń na podstawie doświadczeń i błędów z pierwszej odsłony programu. Druga przenosi środek ciężkości na przeżywalność na współczesnym polu walki. Co więcej, US Army po raz pierwszy uporządkowała dziewięć pożądanych cech, który miał spełniać następca Bradleya, od najbardziej pożądanej do najmniej wartościowej. Przedstawia się on następująco:
- Przeżywalność
- Mobilność
- Potencjał modernizacyjny
- Siła ognia
- Masa
- Logistyka
- Zdolność do przerzutu drogą powietrzną
- Obsadzenie załogą
- Szkolenie
Już na pierwszy rzut oka widać, że dotychczasowe – traktowane niemal priorytetowo – wymaganie zdolności do przerzutu drogą lotniczą uplasowano na siódmym miejscu, daleko za przeżywalnością, ale także za siłą ognia. W ten sposób bojowy wóz piechoty ma być jak najlepiej dostosowany do współczesnego pola walki w Europie Środkowo-Wschodniej.
Przeżywalność odnosić się będzie do rywalizacji z wrogimi bojowym wozami piechoty, takimi jak rosyjskie BMP-3, uzbrojonymi w pociski przeciwpancerne i broń średniego kalibru, a nie z czołgami podstawowym z armatami kalibru 125 milimetrów. OMFV będzie służyć jako bojowy wóz piechoty, którego zadaniem będzie przebijanie się przez strefę walki i dostarczanie żołnierzy bez szwanku do punktu docelowego. Mobilność – znajdująca się na drugim miejscu – ma mieć duże znaczenie dla poruszania się na obszarach Europy Środkowo-Wschodniej i bezpiecznego przekraczania mostów.
Transport drogą powietrzną zachowano jako opcję. US Army przemieszcza Pancerne Brygadowe Zespoły Bojowe (Armored Brigade Combat Team) innymi sposobami: drogą morską i kolejową. Stwierdzono, że w zdecydowanej większości konfliktów historycznych i przewidywanych ciężkie jednostki pancerne rzadko przemieszczają się samolotami. Do tego rodzaju transportu przeznaczone będą samoloty C-5M Galaxy i C-17 Globemaster III. W ładowni C-5 mieszczą się dwa czołgi M1A2 Abrams lub cztery Bradleye, lub sześć – częściowo rozmontowanych – śmigłowców AH-64E Apache. C-17 ma (w uproszczeniu) o połowę mniejszą pojemność w kwestii tego samego uzbrojenia.
Należy jednak zauważyć, że do tej pory nie udało się potwierdzić, aby do ładowni jednego C-17 zmieściły się dwa w pełni wyposażone bojowe wozy piechoty. Rozważano wcześniej demontaż modułowego pancerza, aby dwa wozy bez problemu weszły na pokład Globemastera. Wówczas dodatkowy pancerz transportowano by do strefy konfliktu osobnym lotem i instalowano na miejscu lub – wobec słabo uzbrojonego nieprzyjaciela – w ogóle by go pomijano.
Być może po raz kolejny US Army będzie musiała pogodzić się z porażką. Znów może się okazać, że nie uda się opracować pojazdu dobrze chronionego i wyjątkowo lekkiego, który dałby się przetransportować drogą powietrzną w kształcie, jaki wymarzyło sobie dowództwo amerykańskich wojsk lądowych. Po prostu US Air Force nie ma wystarczającej liczby samolotów, które wykonywałyby takie operacje w krótkim czasie i w przypadku konfliktu konwencjonalnego na większą skalę. Z tego też powodu amerykańskie pojazdy powinny znaleźć się ze znacznym wyprzedzeniem u amerykańskich sojuszników w Europie.
Na Rosję, ale za osiem lat
Na pierwszy rzut oka widać, że pojawia się szansa dla cięższych i większych pojazdów. Chociażby podobnych izraelskiego Namera, który jest prawdopodobnie najlepiej chronionym bojowym wozem piechoty na świecie. Nowy amerykański OMFV z pewnością będzie lepiej chroniony pasywnie przez grubszy (i cięższy) pancerz, a także przez aktywny system ochrony. Waszyngton będzie musiał więc zadbać, aby pojazdy znajdowały się na stałe w bazach w strefie potencjalnej wojny, bo gdy zapłonie kryzys, na przerzut będzie zbyt późno. Stało się jasne, że OMFV przeorientował się na konflikt z silnym przeciwnikiem – konflikt konwencjonalny z Rosją.
US Army ma zapewnić oferentom więcej czasu, więcej pieniędzy i więcej swobody. Harmonogram zapewnia, że trwający od dłuższego czasu dialog między przemysłem a wojskiem zakończy się w przyszłym roku. Dopiero w kwietniu roku 2021 United States Army Forces Command wystosuje formalne zapytanie ofertowe, które uwzględni powzięte ustalenia. Sześć miesięcy później rozpocznie się pierwszy etap zasadniczy: wybór maksymalnie pięciu propozycji i przyznanie kontraktów na rozwój „wstępnych projektów cyfrowych”. Następnie US Army dokona oceny modeli komputerowych i podda je symulacjom.
W kwietniu 2023 roku do kolejnego etapu przepustkę uzyska co najwyżej trzech konkurentów, którzy otrzymają fundusze na udoskonalenie projektów i budowę prototypów do lipca 2025 roku. Poprzednia odsłona programu znacznie zawężała okres przygotowania demonstratorów technologii (termin wyznaczono na 1 października 2019 roku). Możliwość dostarczania wirtualnych modeli ma znacznie obniżyć koszty i zapewnić bieżącą kontrolę nad produktem.
Po odbiorze prototypów US Army podda je testom poligonowym do końca 2026 roku, aby w styczniu 2027 roku wybrać zwycięzcę. W tym samym roku wojska lądowe przyznają kontrakt na produkcję pojazdów małoseryjnych. Zakłada się, że pierwszy pełnoetatowy batalion OMFV powinien pojawić się w służbie najpóźniej we wrześniu 2028 roku. Oznacza to, że Bradley będzie musiał poczekać na następcę dwa lata dłużej, niż wcześniej zakładano. Pośpiech Waszyngtonu okazał się więc dla Amerykanów zabójczy. Obecnie myślenie ma być inne i za wyznacznik ma wziąć realne możliwości, a nie ambicje.
Zobacz też: Nowy polski bwp – jaki powinien być?