Czasy przed Wielką Rewolucją to okres, kiedy w niemal każdej armii europejskiej dominowały wzory wyszkolenia piechoty stworzone przez Fryderyka Wielkiego. Żołnierze przechodzili ścisłą „tresurę”, by na polu walki reagować na polecenia oficerów z precyzją automatów. Dzięki tak intensywnemu wymusztrowaniu można było stosować w walce skomplikowane, niekiedy wręcz wymyślne szyki. Tak wyszkolone oddziały miały jednak szereg wad, na przykład słabą mobilność i trudności w walce w terenie niepozwalającym na rozwinięcie szyków. Sprawa, dlaczego wykształcił się taki wzór wyszkolenia piechoty, mimo jego ewidentnych ograniczeń, byłby tematem na osobny artykuł, ograniczę się więc jedynie do zasygnalizowania faktu. Skutki tych wad ówczesnej piechoty w walce dawało się zresztą ograniczyć dzięki ściśle współdziałającej z nią, lepiej wyszkolonej kawalerii.

We Francji po Rewolucji takiego systemu nie dało się utrzymać. Złożyło się na to kilka przyczyn. Po pierwsze: wielu oficerów zarówno w piechocie, jak i (w większym stopniu) w kawalerii było rojalistami i o ile nie zginęli w czasie terroru, to zazwyczaj nie chcieli służyć nowemu rewolucyjnemu reżimowi, uosabiającemu wrogie im ideały, więc brakowało kadr do szkolenia rekrutów w starym systemie. Drugim powodem było to, że Francja wdała się w wojnę z niemal każdym sąsiadem i sama armia oraz procentowy udział w niej piechoty zwiększyły się nieporównywalnie do wcześniejszego okresu. Jako że wyszkolenie i wyposażenie kawalerzysty trwa długo i sporo kosztuje, a by mieć piechura, wystarczy teoretycznie dać rekrutowi mundur i karabin oraz nauczyć kilku podstawowych komend, przyrost piechurów był w rewolucyjnej armii niewspółmiernie duży w stosunku do kawalerii i artylerii.

System fryderycjański pozostał na papierze. Przynajmniej w początkowym okresie walk taktyka rewolucyjnych dowódców sprowadzała się do falowego posyłania słabo zdyscyplinowanych hord piechoty na nieprzyjacielskie linie, co niekiedy nawet okazywało się skuteczne. Z czasem oddziały te lepiej przeszkolono, a rewolucyjni dowódcy wprowadzili kilka nowinek taktycznych. Luźny szyk niezdyscyplinowanej hordy zamieniono w cienką tyralierę ustawioną przed szykiem własnych wojsk. Taka tyraliera strzelców, ponosząc od ostrzału wroga zdecydowanie mniejsze straty niż sztywna linia, wykonywała zadania nękające, zadając przeciwnikowi znaczne straty jeszcze przed bezpośrednim starciem. Do takich zadań każdy batalion piechoty wydzielał określoną kompanię, które szybko się w pełnieniu nowych funkcji wyspecjalizowały. Taką kompanię, do której zazwyczaj wybierano niskich, zwinnych żołnierzy z całego batalionu, przyjęło się nazywać kompaniami woltyżerskimi. Z uwagi na niedobory w kawalerii woltyżerzy przejęli także część jej zadań, takie jak osłona własnych wojsk przed niespodziewanym atakiem. Kiedy zachodziła potrzeba, aby osłonić łańcuchem tyralier większe siły własne, kompanie woltyżerskie łączono czasowo w odrębne bataliony. Szybko okazało się, że tak wyszkolone jednostki były zdecydowanie bardziej skuteczne niż zwykła piechota liniowa w czasie walk w trudnym terenie takim jak lasy, góry, a także w walkach miejskich, co zaowocowało ich stałym miejscem we francuskiej armii. Uzbrojenie jej stanowiły zazwyczaj (pełnej standaryzacji nie udało się nigdy osiągnąć) standardowe gładkolufowe karabiny wzór 1777, a później An IX. Wkrótce po wprowadzeniu tych zmian nie tylko Francuzi zaczęli reformować swoje wojsko i podobne jednostki pojawiły się w innych armiach europejskich.

Należy wspomnieć, że w armii rosyjskiej, pruskiej i austriackiej już na przełomie XVII i XVIII wieku istniały oddziały słynnych jegrów. Były to jednostki złożone z doświadczonych strzelców uzbrojonych często we własną broń – zazwyczaj strzelby z lufą gwintowaną – walczący w szyku rozproszonym.

Były to jednak oddziały ochotnicze, nieregularne i stosunkowo nieliczne rekrutowane zazwyczaj z leśników, gajowych itp. Powierzano im zadania o charakterze rozpoznawczym i osłonowym, a kiedy udowodnili przydatność w toku wojen śląskich i wojny siedmioletniej, weszli w skład armii i uzbrojono ich w regulaminowe sztucery (tak nazywano wtedy broń gwintowaną).

Najdalej w reformach dotyczących piechoty posunęli się Anglicy. Pod wpływem sukcesów stosowanej przez Francuzów taktyki postanowili przejąć, a nawet rozwinąć zaobserwowane u wroga koncepcje. W 1800 roku podjęli decyzję o utworzeniu eksperymentalnego Korpusu Strzelców – wytypowani z piętnastu pułków piechoty żołnierze rozpoczęli szkolenie pod kierunkiem podpułkownika Stewarta. Nowatorski projekt okazał się jednak zbyt ambitny dla konserwatywnych kół wojskowych i jednostkę rozwiązano, lecz Stewartowi udało się wywalczyć pozostawienie w służbie trzech kompanii, aby móc zaprezentować możliwości bojowe strzelców na polu bitwy. W ten sposób z pozostałych z Korpusu Strzelców żołnierzy utworzono w 1803 roku 95. pułk piechoty.

Nowa formacja wyróżniała się samym wyglądem. W tamtym okresie żołnierze ubrani byli w różnokolorowe mundury, które ułatwiały rozpoznawanie się na polu walki. Spore różnice pojawiały się nawet na szczeblu kompanii bowiem inne mundury nosili rekruci, a inne weterani. Z kolei 95. pułk wyposażono w nowe całkowicie zielone mundury. Było to dość charakterystyczne, jednak z uwagi na rodzaj zadań, jakie wypełniała formacja, miało ułatwić żołnierzom zamaskowanie się. Ale najbardziej doniosłą zmianą było wyposażenie wszystkich żołnierzy w tym pułku w karabiny gwintowane i przeszkolenie strzeleckie, jakiemu ich poddano.

Sama idea broni z lufą gwintowaną nie była wtedy niczym nowym. Przykładowo strzelby wytwarzane w Cieszynie od końca XVI do początków XVIII wieku mają w zdecydowanej większości lufy gwintowane. Wiedziano więc, że pocisk wystrzelony z broni o takiej lufie ma znacznie większy zasięg i jest celniejszy, używano jej wszakże raczej do polowań niż do walki. Bezpośrednią przyczyną, która eliminowała sztucery z użycia przez zasadniczą masę żołnierzy, była szybkostrzelność. Proces nabijania trwał ponad dwie minuty. Pocisk, aby wyzyskać korzyści z gwintu, musiał ściśle przylegać do ścianek lufy. Znaczy to, że najpierw musiał być w ten gwint praktycznie wbity. Znacznie wydłużało to proces ładowania. Dodatkowo sztucery wymagały stosowania dokładnych ilości prochu, bowiem zbyt duży ładunek mógł spowodować tak zwane „zerwanie kuli” – pocisk wyrwał się z bruzd i po prostu przelatywał przez lufę, uszkadzając się o kolejne części gwintu, zamiast nabrać odpowiednio szybkiego ruchu obrotowego. Wszystkie te cechy powodowały, że broń gwintowana przeznaczona była do użytku raczej przez doświadczonych strzelców, a tych wbrew pozorom nie było w armii tak wielu.

Rozwiązaniem wielu tych niedogodności okazał się karabin zaprezentowany w 1800 roku przez londyńskiego rusznikarza Ezechiela Bakera. W swej broni zastosował kulę o kalibrze mniejszym niż średnica lufy, a ścisłe przyleganie do gwintu zapewniało zastosowanie „flejtucha”, niewielkiego kawałka płótna nasączonego olejem lub łojem. Po wsypaniu prochu do lufy należało położyć flejtuch na wylocie lufy, umieścić na nim kulę i następnie całość wepchnąć w dół. Pozwoliło to przyspieszyć ładowanie, a poza uszczelnieniem pocisku flejtuch znakomicie czyścił przewód lufy. System ten stosowano aż do końca okresu używania karabinu Bakera. Pozwalał strzelcowi uzbrojonemu w tę broń razić cel wielkości pojedynczego człowieka na dystansie do 275 metrów. Jako że z regulaminowego karabinu o lufie gładkiej trudno było trafić rozwiniętą kolumnę na dystansie powyżej 200 metrów, widać wyraźnie przewagę, jaką zapewniała broń gwintowana.

95. pułk piechoty przeszedł chrzest bojowy w czasie walk na Półwyspie Iberyjskim w późnej fazie wojen napoleońskich, gdzie szybko zasłużył sobie na miano formacji elitarnej. Potwierdzeniem tej reputacji były osiągnięcia jednostki w czasie kampanii w Belgii zakończonej bitwą pod Waterloo. Te dokonania sprawiły, że stał się najbardziej znaną jednostką brytyjską doby napoleońskiej.
Powyższy artykuł stanowi jedynie zarys tej jakże ciekawej tematyki, jaką są specjalistyczne jednostki lekkiej piechoty na przełomie XVIII i XIX wieku. Zdaję sobie sprawę, że w żadnym wypadku nie wyczerpuje tematu, mam jednak nadzieję, że przyczyni się do szerszego zainteresowania zagadnieniem.

Bibliografia:

1. Matuszewski Roman, Muszkiety, arkebuzy, karabiny…, Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 2000
2. Ilustrowana encyklopedia Broń strzelecka XIX wieku, wydanie polskie pod redakcją H. Martynowski, Wydawnictwo Espadon 1995
3. Bielecki Robert, Wielka Armia Napoleona, Bellona, Warszawa 1995
4. Malarski Tomasz, Waterloo 1815,Wydawnictwo Obrony Narodowej Warszawa 1984