„Granatowa załoga” – Wincenty Cygan
Wchodząc na rufowe pomieszczenie „G”, którego połowę zajmowali maszyniści, a połowę pokładowi, nawet obcego uderzyłaby różnica między tymi bliskimi sąsiadami. Po stronie maszynowej krzyk i hałas, że na przykład o posłuchaniu radia nie ma mowy. W brudnych kombinezonach (stąd nazwa „smoluchy”) krzyczy jeden na drugiego jakby z kilometrowej odległości. Zapytać którego, dlaczego się tak drze, a odpowie: „To nie ja, to tamten tłok tak szumi i zagłusza wszystkich”