Mariusz Borowiak – Stalowe drapieżniki
Polska marynarka wojenna w ogólności, a jej okręty podwodne w szczególności, znajdują się w …
Polska marynarka wojenna w ogólności, a jej okręty podwodne w szczególności, znajdują się w …
Ostatnio wśród książek historycznych popularne jest wznawianie wydanych już kiedyś pozycji. Nie ma w tym żadnego zarzutu, wypada się jedynie cieszyć, bo kolejne edycje świadczą tylko o tym, że wydane niegdyś tytuły były tak dobre i stale cieszą się tak dużym popytem. Na tej fali pojawiło się na rynku nowe wydanie „Malej floty bez mitów” równie popularnego co kontrowersyjnego marynisty Mariusza Borowiaka.
Najnowsza pozycja Borowiaka, wydana oczywiście w Almapress, dotyczy największego przedwojennego polskiego okrętu – stawiacza min ORP Gryf. Dziwna jest to książka. Przeważnie do czynienia mamy z historiami opisującymi przebieg służby okrętów, ich dokonania bojowe i przeprowadzone misje. Jak jednak napisać książkę o okręcie, który zatopiono już w pierwszych dniach wojny? Okazuje się, że można i wcale nie wygląda to źle.
Zgodnie z zamieszczonymi w tomie pierwszym zapowiedziami, na rynku ukazała się druga część „Żelaznych rekinów Dönitza”. Recenzję pierwszego tomu możecie przeczytać w naszym serwisie po kliknięciu w ten link. Mówiąc w skrócie, autor opisał w nim historię powstania, rozwój konstrukcji i budowę okrętów podwodnych typu VII od strony technicznej. Była to typowa monografia sprzętu wojskowego, jakich wiele jest na rynku księgarskim
Najbardziej płodny obecnie polski autor zajmujący się tematyka morską pisze kolejne książki w godnym pozazdroszczenia tempie. Nie tak dawno temu recenzowałem dla Was jego książkę dotyczącą U-Bootów typu VII, a już ukazała się jego najnowsze dzieło – biografia admirała Józefa Unruga.
Chyba nawet ci, którzy historią drugiej wojny światowej na morzu nie interesują się wcale, kojarzą charakterystyczną sylwetkę okrętów podwodnych typu VII. Choć zaprojektowano i zbudowano wiele różnych typów okrętów podwodnych, to za sprawą bitwy o Atlantyk i słynnej taktyki wilczych stad te zapadły w pamięć najbardziej. Zbudowano ich ponad siedemset, stały się więc niemal synonimem U-Boota. Najbardziej chyba obecnie znany polski pisarz zajmujący się tematyką wojennomorską postanowił w najnowszej książce zapoznać Czytelników z tą konstrukcją.
Swoimi poprzednimi książkami Mariusz Borowiak przyzwyczaił nas, że porusza tematy tyleż ciekawe, co bardzo kontrowersyjne. Szczególnie w naszym kraju, gdzie wszystko, co ma związek z walkami o niepodległość czy wojną, jest uważane za świętość i można o tym mówić jedynie z należną czcią i wyłącznie pozytywnie.
Ciekawa książka, a do tego historyczna. Brzmi dziwnie?
Historia jest ciekawa, zależy tylko czy jest wymruczana pod nosem, czy opowiedziana z pasją i rozmachem. Mariusz Borowiak nadał swej historii rozmach, zapraszam zatem do zapoznania się z pozycją „Plamy na banderze”.