Mówi się, że ekonomista to ktoś, kto dokona dokładnej prognozy tego, co wydarzy się w przyszłości, a następnie przekonująco wyjaśni, dlaczego jego wizja się nie sprawdziła. Podobne twierdzenie można chyba zastosować do wielu ekspertów, w tym politologów. Próbują oni przewidywać przyszłość, ale gdy ta już nadejdzie, rzadko znajduje potwierdzenie we wcześniejszych analizach. Są na to liczne przykłady, a jednym z najlepszych są amerykańskie przewidywana z końca „zimnej wojny”, że zjednoczenie Niemiec nie nastąpi w XX wieku. Mimo to kolejne prognozy są tworzone, bo na czymś rządy muszą opierać swoje strategie. Dlatego najwybitniejsi politolodzy na pewno nie będą narzekać na brak zainteresowania swoimi przemyśleniami, czego dowodem jest wysyp książek próbujących opisać świat za –naście lat. Pod koniec ubiegłego roku ukazała się „Następna dekada” George’a Friedmana, a teraz – również dzięki Wydawnictwu Literackiemu – do ręki dostajemy najnowszą pracę Zbigniewa Brzezińskiego: „Strategiczna wizja. Ameryka a kryzys globalnej potęgi”.
Podobnie jak Friedman, Brzeziński nie wybiega w przyszłość zbyt daleko, bo liczba czynników mających wpływ na sytuację geopolityczną staje się zbyt duża i przygotowanie analizy, która będzie miała więcej wspólnego z nauką niż wróżbiarstwem, jest właściwie niemożliwe. Dlatego Autor jako datę graniczną wyznacza sobie rok 2025, a za cel książki obiera próbę wyjaśnienia obecnej słabości Stanów Zjednoczonych, konsekwencji potencjalnej utraty przez USA przodującej roli w świecie i określenie zadań stojących przed tym państwem w celu zachowania przewodniej pozycji.
Profesor Brzeziński twierdzi, że jak sama Ameryka jest winna obecnego położenia, tak sama – przez reformy wewnętrzne – może sobie z tym poradzić i zachować pozycję czołowego państwa na świecie. Będzie to zadanie niezwykle trudne, bo wymagające politycznego konsensusu, do którego i demokraci, i republikanie byli zdolni w kluczowych momentach amerykańskiej historii, ale który w dzisiejszych czasach wydaje się prawie niemożliwy. Będzie jednak niezbędny ze względu na ustrój polityczny, który skonstruowano tak, żeby wielkie reformy czy rewolucje w sposobie myślenia mogły zostać przeprowadzone jedynie przy bezwzględnym poparciu wszystkich uczestników sceny politycznej. Bez tego porozumienia Stany Zjednoczone pogrążą się w marazmie i chociaż nadal będą ważnym światowym graczem, to już niekoniecznie kluczowym. Ważnym elementem przemiany musi być reforma systemu edukacji na poziomie szkoły podstawowej i średniej, które w większości są obecnie na żałośnie niskim poziomie, co powoduje że naród nie ma wiedzy wystarczającej do życia we współczesnym, zglobalizowanym świecie i nie jest zdolny do podejmowania rozważnych decyzji wyborczych.
Podobnie trudno będzie na arenie międzynarodowej, gdzie kluczem do przeciwstawiania się rosnącym potęgom Chin i Indii będzie stworzenie bloku państw Ameryki Północnej, Rosji i Unii Europejskiej, do której powinna należeć również Turcja. Przy tym należy zachować ścisły sojusz z Koreą i Japonią, co pozwoli na otoczenie Chin kordonem państw przyjaznych Stanom Zjednoczonym. Oczywiście asymilacja Turcji i Rosji ze strukturami zachodnimi nie będzie procesem łatwym i szybkim, lecz mimo wszystko koniecznym, by nad Bosforem nie doszło do zwrotu w kierunku islamistycznym, a Rosja mogła wziąć udział w okrążaniu Chin i przestała być stałym zagrożeniem dla mniejszych sąsiadów. Co do Tajwanu – Autor spodziewa się, że dojdzie w końcu do jego zjednoczenia z ChRL na warunkach podobnych do Hongkongu, lecz z zachowaniem jeszcze większej autonomii. Już teraz oba podmioty utrzymują mocne kontakty gospodarcze spowolnione jedynie przez to, że statki z towarami w drodze z wyspy na kontynent (i w drugą stronę) wchodzą na moment na redę jednego z japońskich portów, by potrzymać fikcję, że między oboma bytami nie ma bezpośredniego połączenia.
Wywód Autora jest klarowny i logicznie uargumentowany, lecz lektura nie należy do najłatwiejszych. Z pewnością tego tytułu nie można zaliczyć do literatury popularnonaukowej skierowanej do szerokiego grona Czytelników interesujących się bieżącą polityką. Powiedziałbym raczej, że odbiorcami książki powinni być studenci i osoby naukowo lub zawodowo zainteresowane poruszaną w niej problematyką. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by również hobbyści po nią sięgnęli, jednak uprzedzam: to książka stawiająca pewne wymagania intelektualne. Muszę przyznać, że George’a Friedmana czytało się lepiej.
Podobnie jak jego książka, tak i ta została opublikowana przez Wydawnictwo Literackie, któremu należą się duże pochwały za konsekwentne podejmowanie tak ambitnej tematyki, w czasie gdy w mediach ukazują się kolejne raporty dotyczące zapaści polskiego czytelnictwa. „Strategiczną wizję” wydano w prostej, ale schludnej formie. Twarde okładki z obwolutą kryją 270 stron tekstu uzupełnionego kilkunastoma tabelami i mapami. Do swojej pracy redakcja podeszła poważnie i na wysokim poziomie, co znalazło swój wyraz między innymi w poprawieniu przypisem Autora, gdy ten pomylił daty.
Opisywana książka jest jak najbardziej godna polecenia wszystkim zainteresowanym współczesnymi stosunkami międzynarodowymi, szukającym informacji pogłębionej w stosunku do tego, co na co dzień możemy znaleźć w gazetach czy Internecie. Doświadczenie i dorobek Autora gwarantują, że mamy do czynienia z pracą na najwyższym poziomie, do czego przyczyniła się także solidna praca polskiego wydawcy. „Strategiczna wizja” zasługuje na bardzo wysoką ocenę.