Niejednoznaczne zakończenie recenzowanej u nas niedawno powieści „www.1939.com.pl” aż prosiło o kontynuację – niewykluczone zresztą, że była planowana od samego początku. Ciszewski napisał ją więc i był to zdecydowanie dobry pomysł. Ale usilnie zalecam, by przed lekturą tej recenzji mieć już za sobą lekturę „www.1939.com.pl” – w przeciwnym razie natkniecie się na spoilery.
Już? Przeczytana? Okej.
Udział wojsk z XXI wieku znacząco spowolnił postęp Wehrmachtu, ale ostatecznie nie uratował II Rzeczypospolitej od klęski (tyle że nastąpiła miesiąc później, stąd kampania wrześniowa zmieniła się w polskiej historiografii w kampanię jesienną). Większość naszych bohaterów, zarówno ci z roku 2007, jak i ci sprzed siedmiu dziesięcioleci, wyemigrowała więc do Stanów Zjednoczonych, gdzie zaczęli rozkręcać własny biznes i w sumie wiedli całkiem wygodne życie. Trudno jednak było się im przyzwyczaić do życia w świecie, który nie był ich i w kraju, który nie był ich. Po pięciu latach USA lat czterdziestych sprzykrzyły się im na tyle, że postanowili wrócić do okupowanej Polski, odzyskać MDS, czyli wehikuł czasu, i wrócić do domu, tego prawdziwego, z roku 2007. Zaplanowali wobec tego całkiem sensownie pomyślaną operację i ruszyli w drogę.
Rychło jednak wyszło na jaw, że nie wzięli pod uwagę co najmniej kilkunastu czynników. O niektórych nie mogli nawet wiedzieć, o innych jednak nie mieli prawa zapomnieć, a mimo to zapomnieli. Na przykład o tym, kiedy rozpoczęło się powstanie warszawskie. Nie trzeba chyba dodawać, że wybrali datę tuż, tuż przed początkiem walki o wyzwolenie stolicy.
Kłopotów przybywa zresztą w postępie geometrycznym, dzięki czemu książka Ciszewskiego wciąga już od pierwszych stron. Niemiecki kocioł, spotkanie z partyzantami, wśród których znajdą się pozostawieni w Polsce żołnierze z roku 2007, nieunikniona „wycieczka” do Warszawy… Nie trzeba dodawać, że będzie wiele okazji, by postradać życie – i faktycznie nie każdy da radę wrócić. A dokąd wrócić, czy do USA, czy do współczesnej Polski, to już musicie sprawdzić sami.
Oprócz dostarczania pierwszorzędnej rozrywki powieści Ciszewskiego zadają po cichu bardzo ważne pytanie: czy historia jest odgórnie przesądzona? Czy istnieje przeznaczenie? Oto bowiem wiedząc, co się stało w roku 1943 z generałem Stefanem Roweckim, żołnierze pozostający w Polsce zlikwidowali konfidentów Gestapo, którzy wydali „Grota” Niemcom. I co? Rowecki zginął w inny sposób. To samo zresztą dotyczy powstania warszawskiego, które wybuchło tak, jak wybuchło.
No ale w końcu jest to dzieło literatury popularnej, a nie traktat filozoficzny i w swojej roli „www.1944.waw.pl” spisuje się bez zarzutu. Ciszewski dobrze przygotował powieść pod względem nie tylko stylistyczno-fabularnym, ale i merytorycznym i na wszelki wypadek dołączył komentarz o autentycznym przebiegu powstania, mający zapobiec mieszaniu się fikcji literackiej z faktami historycznymi w prawdziwym życiu. Poza tym dzięki takiemu zabiegowi bardziej wymagający Czytelnik (w tym momencie skromnie wskazuję na siebie) zwolniony jest z wypatrywania historycznych nieścisłości. Jeśli bowiem są jeszcze jakieś odgórnie niepokazane, to po pierwsze: są mało istotne, a po drugie: po co psuć sobie przyjemność polowaniem na nie? Tym bardziej, że Ciszewski pisze gładkim, łatwo wpadającym w ucho językiem.
Na osobnego plusa zasługuje okładka. O ile w pierwszej część cyklu była taka jakby komiksowa i w sumie aż nazbyt pogodna, o tyle tym razem jest mroczna, klimatyczna i naprawdę wojenna.
Jak już powiedziałem, jest to literatura popularna, mająca dostarczyć Czytelnikowi czystej rozrywki i złe świadectwo wystawi sobie każdy, kto chciałby z powieści uczyć się historii (na marginesie: ponoć wielu Polaków wierzy, że „Potop” Sienkiewicza opisuje stuprocentowe fakty). Powieści Ciszewskiego mogą się jednak stać zachętą do pogłębiania wiedzy poprzez lekturę pozycji bardziej naukowych – i daj Boże, by tak się stało.