Po kilku miesiącach przerwy wydawnictwo Inicjał wypuściło na rynek kolejną część historii II wojny światowej na froncie wschodnim autorstwa Władimira Bieszanowa. Po „Czerwonym Blitzkriegu”, który opowiadał o wydarzeniach z lat 1939–1940 i „Poligonie czerwonych generałów”, który obejmował rok 1942, a także „Pogromie pancernym 1941”, który w Polsce ukazał się nakładem innego wydawnictwa, przyszła kolej na rok 1943 – jak pisze sam autor, przełomowy.
Główne wydarzenia tego roku to zakończenie bitwy stalingradzkiej i bitwa na łuku kurskim. Stosownie do ich wagi autor poświęca im najwięcej miejsca w 440-stronicowej książce. Ale nie znaczy to, że traci z pola widzenia inne operacje. Wręcz przeciwnie, Bieszanow prowadzi nas po wszystkich odcinkach frontu wschodniego, od Kaukaz, przez Krym, południową Ukrainę i front centralny aż po znajdujący się ciągle w oblężeniu Leningrad.
Robi to przy tym w znany z poprzednich tomów sposób, który spotkać możemy także u innych współczesnych rosyjskich autorów, jak Suworow czy Sołonin. Składa się on z dwóch charakterystycznych cech. Z jednej strony opisy są możliwie jak najbardziej szczegółowe, choć oczywiście Autor nie schodzi na poziom pojedynczego żołnierza. Zatrzymuje się na jednostkach, ale zarzuca Czytelnika numerami dywizji, brygad i pułków, nazwiskami kolejnych dowódców i wyliczankami dotyczącymi sprzętu i na ograniczonej objętością książki przestrzeni stara się przedstawić jak najwięcej z wydarzeń roku 1943. Z drugiej strony nie ogranicza się do suchego przedstawienia faktów, ale wspomaga się cytatami z pamiętników uczestników walk (głownie radzieckich dowódców) i dodaje coś od siebie. Najczęściej są to uszczypliwo-złośliwe komentarze na temat jakości radzieckiej kadry dowódczej, która mimo ogromnej przewagi materiałowej i ludzkiej nie potrafiła sprawnie przeprowadzić niemal żadnej operacji, nawet przeciwko znacznie słabszemu nieprzyjacielowi, który znał arkana sztuki operacyjnej. Takich błędów było wiele: walka z okrążoną 6. Armią Paulusa, podczas gdy można było zamiast tego odciąć całą niemiecką grupę armii na Kaukazie, czy nieprzygotowana, zakończona klęską ofensywa na Charków zaraz po Stalingradzie. Nawet zwycięska bitwa na łuku kurskim, jeśli brać pod uwagę straty po obu stronach, była wielką porażką Rosjan, a jej jedynym pozytywnym skutkiem było wyczerpanie niemieckich rezerw.
Książkę czyta się przyjemnie. Jest to z pewnością zasługa wspominanego już, typowego dla Rosjan stylu. Identycznie jak w poprzednich pozycjach serii treści towarzyszy spora ilość zdjęć niewielkiego formatu. Większość ich opisów jest bardzo ogólna, na przykład: „działo przeciwpancerne w akcji” czy „rozbity czołg sowiecki”. Gdzieniegdzie pojawiają się opisy nieco dokładniejsze, jednak obarczone błędami, na przykład nazwanie Ju 87 bombowcem pikującym zamiast nurkującym, nazwanie miny samobieżnej Goliath tankietką czy największe kuriozum – Me-109 z podwieszoną torpedą, zamiast Me-109 z dodatkowym zbiornikiem paliwa (abstrahując już od zbędnego dywizu i kwestii „Me” czy „Bf”). Nie są to błędy tragiczne, ale nie powinny mieć miejsca. Inną uwagę mam do map, które według mnie są nieczytelne. Są za małe a dodatkowo jest na nich za dużo wszelkich symboli i strzałek z ruchami wojsk.
„1943. Rok przełomu” na pewno nie jest książką przełomową. Niemniej jednak jest pracą co najmniej solidną, dobrze spełnia swoje zadanie i co oczywiste, dobrze wkomponowuje się w serię Bieszanowa jako całość. Kto ma poprzednie części, powinien nabyć i tę. Również jako publikacja samodzielna wypada nieźle, ale w takim wypadku na przykład tracimy z opisu bitwy stalingradzkiej tę jej część, która miała miejsce w 1942 roku, a to już spory ubytek. Jak dla mnie jest to praca jak najbardziej godna polecenia, jednak każdy musi sam ocenić czy jest to waśnie to, czego szuka.