Nazwisko Griffin bez wątpienia zalicza się do najpoczytniejszych w dziedzinie literatury sensacyjnej. Jest to nie tylko jeden z najlepszych, ale i najpłodniejszych Autorów parających się tym gatunkiem. Niestety ostatnie jego powieści – podobnie jak to zresztą miało miejsce w przypadku Toma Clancy’ego – prezentują poziom poniżej tego, do czego przyzwyczaił swoich Czytelników. Dlaczego? Być może dlatego, że okazał się dobrym ojcem… Postanowił bowiem pisać wspólnie z synem, Williamem E. Butterworthem IV, aby w ten sposób przetrzeć mu drogę do prawdziwej, samodzielnej kariery pisarskiej. Zamiar to ze wszech miar zrozumiały, ale skutki dla seniora, czy raczej dla jego reputacji – niezbyt pozytywne.

Żebyśmy jednak dobrze się zrozumieli: „Poza prawem” to nie jest zła powieść. Fabularnie jest nawet całkiem udana. Rzecz sprowadza się do tego, iż główni bohaterowie muszą uratować Stany Zjednoczone przed bronią biologiczną nowej generacji, a ponieważ wielka polityka i mali politykierzy, choćby nawet pomimo swej małości byli prezydentami Stanów Zjednoczonych, przeżuwają i wypluwają ludzi niepokornych, Charley Castillo i spółka będą musieli działać (zgodnie z tytułem) poza prawem. Co ma swoje zalety, ale ma też wady. Wolna ręka czy wsparcie potężnej machiny rządowej – taki wybór to nie jest nowy motyw w literaturze, tyle że nasi bohaterowie nie mają wyboru.

Trudno wskazać jakieś konkretne wady tej powieści, ale niestety trudno również wskazać zalety. „Poza prawem” to doskonała przeciętność. Owszem, pochwaliłem niezłą fabułę, problem w tym jednak, że ta niezła fabuła jest kiepsko podana. Powieść niemiłosiernie się ciągnie, aż nadto dużo miejsca zajmuje wspominanie dawnych losów wiodących postaci (czyli poprzednich części cyklu „Prezydencki agent”), podczas gdy chętniej poczytałbym o ich wzajemnych relacjach w czasie przedstawionym, gdyż tworzą naprawdę barwną gromadkę. Porządnie zrealizowany jest przekład autorstwa Macieja Szymańskiego, ale ten wpływa wyłącznie na jakość języka. Tymczasem powieść mogłaby spokojnie mieć o sto, może nawet sto pięćdziesiąt stron mniej i praktycznie nic by na tym nie straciła. A ile drzew by ocalało, wszak Griffina drukują na całym świecie…

Fani tego Autora piszą w internecie, że „Poza prawem” nie dorasta do pasa wcześniejszym powieściom z tej serii. Jeśli tak, to przede wszystkim świadczy to świetnie o poprzednich tomach. Ten tutaj zaś nie jest bynajmniej złą książką, to po prostu niezobowiązująca lektura, może i warta przeczytania, ale bez trudu można znaleźć lepsze pozycje z tego samego gatunku.