Reportaże różnej maści często ostatnio goszczą na naszych elektronicznych łamach. Najpierw „Wytępić całe to bydło”, następnie „Dzieci Groznego”, teraz zaś opowiem Wam o „włoskim Kapuścińskim”. Nazywano tak nieżyjącego już Tiziana Terzaniego, wybitnego żurnalistę, który przeważającą część życia zawodowego spędził w Azji – taki właśnie tytuł nosi zbiór jego reportaży wydany przez WAB.

Łatwo opisać zawartość książki. Jest to zbiór kilkudziesięciu artykułów o różnej długości (w tym wywiad), opisujących te co bardziej egzotyczne z perspektywy Europejczyka kraje Azji, od Japonii przez wschodnie rubieże Związku Radzieckiego i Chiny po Indie i Pakistan. Traktują zgoła o wszystkim, od szeroko rozumianej polityki po wszelkie kulturowe ciekawostki z japońskimi toaletami na czele.

Trudniej tę zawartość ocenić, jest to bowiem w moim odczuciu zbiór dość nierówny – około 10% stanowią teksty słabe , co stanowi znaczący odsetek, jednakże pozostałe teksty dzielą się mniej więcej po równo na dobre i wyśmienite. Szczególną moc – zarówno retoryczną, jak i merytoryczną – mają te, które mówią o Japonii. Doprawdy fascynującym doświadczeniem było dla mnie czytanie o roli, jaką w już wówczas (Terzani pisał w latach 80.) wysoce rozwiniętej, technokratycznej Japonii odgrywały tak tradycyjne instytucje jak cesarz czy jakuza. Wszyscy chyba wiedzą, iż Nippon jest krajem miliarda sprzeczności, jednak co innego słyszeć takie opinie, co innego zaś – niemalże własnoręcznie ich dotknąć. Tak sprawnie i zaskakująco pisze bowiem Terzani, że Czytelnikowi wydaje się, jakby był tam razem z nim, jakby razem z nim jeździł po kraju i zbierał materiały do artykułu. Dla miłośników sztuki reportażu „W Azji” będzie nader łakomym kąskiem.

Warto też wyróżnić wydawnictwo, które wykonało swoją część pracy co najmniej poprawnie. Książkę wydano w estetycznej formie, ale co ważniejsze, odpowiednio dużo uwagi poświęcono redakcji i korekcie. Z jakiegoś powodu Tawara Machi, japońska poetka, zmieniła się w Tamarę Machi – strasznie głupi błąd, ale na dłuższą metę nieistotny, a co ważne: jest to jedyna literówka, jaką zauważyłem.

Terzani, podobnie zresztą jak Kapuściński, miał wielkie szczęście – mógł spełnić swoje marzenia. Wypada się cieszyć, że teraz częścią jego marzeń mogą się stać także i polscy Czytelnicy. Podróż po Azji wraz z włoskim reporterem to fascynująca przygoda, choć podróżujemy jedynie wzrokiem po kolejnych stronicach.