Kryzys strefy euro, czarne prognozy o rozpadzie Unii Europejskiej lub przynajmniej wystąpieniu części członków (mało prawdopodobnym, ale niemożliwym do wykluczenia a priori), nagroda Nobla – wszystko to sprawia, że rzetelne publikacje na temat historii, teraźniejszości i przyszłości Unii stały się pożądanym towarem na rynku. Niewielka książeczka nieżyjącego już Tony’ego Judta wydana przez Rebis z pewnością zalicza się do tego grona, ale jej największa zaleta jest – paradoksalnie – jej największą słabością.

Kwalifikacje Judta do pisania o historii UE nie mogą budzić wątpliwości nawet wśród jego największych przeciwników. A miał ich sporo – oskarżano go bowiem w różnych etapach życia o poglądy lewackie, syjonistyczne (jest bowiem Żydem), ale i antysemickie. Niemniej jednak, w kwestii najnowszej historii Europy zdobył renomę eksperta z najwyższej półki, w dużej mierze dzięki monumentalnemu „Powojniu”.

„Wielkie złudzenie” to niespełna dwustustronicowy esej opowiadający o historii zjednoczonej Europy i polemizujący z ideą tworzącą jej fundament. Nie można go jednak zakwalifikować jednoznacznie ani jako eurosceptycznego w najpowszechniejszym znaczeniu tego słowa. Autor nie sprzeciwia się bowiem integracji europejskiej jako takiej, powiedziałbym raczej, że przeciwstawia się jej praktycznemu wdrożeniu i towarzyszącej temu hipokryzji historycznej. „Szczególne wrażenie”, pisze, „robi wielowarstwowa amnezja w Austrii. Oprócz pełnego wyjaśnienia spraw, nad którymi woleliby się prześlizgnąć, takich jak represje w 1934 roku, entuzjazm w 1938 i późniejszy udział w zbrodniach wojennych, Austriacy i austriacka historiografia muszą jeszcze pogodzić się z tym, że zupełnie nie zasłużyli na to, by z taką łatwością ponownie wejść do «europejskiej rodziny», nie wspominając o korzyściach, które ten kraj czerpał przez cztery dekady ze swej błogiej neutralności” (s. 96–97). Sam jednak tłumaczy, że „dla brukselskich planistów […] «europejskiej rodziny» sprowadza się do bardziej przyziemnych, materialnych form zjednoczenia” (s. 147).

Wszelako największa wartość książki – jako się rzekło – jest także jej największą wadą. Skrupulatność Autora sprawiła, że obecny zamęt gospodarczo-polityczny w znacznej mierze zdezaktualizował całą treść. Niepokoje społeczne w Hiszpanii i Francji są przecież dokładnie tym, czego zdaniem Judta nie było i nie ma. Bułgaria jest członkiem Unii już od sześciu lat (rocznica przypadła 1 stycznia), choć jego zdaniem miała tego nigdy nie doczekać. Z drugiej jednak strony, być może na podstawie błędnych przesłanek Autor wyciągnął prawidłowe wnioski: iż dalsze zacieśnianie więzów między państwami członkowskimi nie będzie miało sensu, iż instytucja państwa odzyska rację bytu. Odzyska ją, dodajmy, formalnie, bo w praktyce trudno stwierdzić, że w ogóle kiedykolwiek ją straciła, czego naocznie dowodzą decyzje podejmowane na różnych etapach istnienia Unii przez Francję, Wielką Brytanię czy Niemcy – decyzje stawiające interesy państwowe ponad wspólnotowymi. Jeśli spełnią się prognozy o rozpadzie unii monetarnej, będzie to namacalny dowód, że jednak Autor miał rację.

Nie da się zaprzeczyć, że „Unia jest niezwykłym dokonaniem”, a i przy bardziej pragmatycznym spojrzeniu trudno nie dodać, iż „nie aż tak niezwykłym, jak sugerują jej orędownicy” (s. 145). warto poznać opinię Judta na jej temat, trochę przeterminowaną, trochę błędną, ale mimo wszystko przemyślaną i interesującą.