Postać Jacka Ryana należy do najsłynniejszych na świecie bohaterów cykli powieściowych, do tej samej ligi co Herkules Poirot, Bilbo Baggins (choć „Władca pierścieni” to jedna powieść, tyle że wydana w trzech tomach), Eugène de Rastignac czy Harry Potter. Zbudowane wokół niego uniwersum przyniosło autorowi grube miliony dolarów na przestrzeni blisko trzydziestu lat. Jak powszechnie wiadomo, Tom Clancy zadebiutował „Polowaniem na «Czerwony Październik»”, ale trzy lata później napisał do niego prequel – Patriot Games, w Polsce znane pod tytułem „Patrioci”.
Powieść rozpoczyna się zgodnie z podstawową zasadą Hitchcockowską – z tą drobną różnicą, że zamiast trzęsienia ziemi mamy zamach. Nie byle jaki wszakże i nie na byle kogo. Samemu nieomal tracąc przy tym życie, John Patrick Ryan ocala życie następcy brytyjskiego tronu. Jak łatwo zgadnąć, irlandzcy terroryści zaczynają szukać okazji, aby odpłacić się wścibskiemu jankesowi za pokrzyżowanie im planów.
Pod względem literackim jest to może powieść mniej wybitna niż „Bez skrupułów”, brakuje tu bowiem równie głębokiego portretu psychologicznego głównego bohatera. Pod względem tematyki „Patrioci” plasują się w szeregu jednakże raczej z „Bez skrupułów” aniżeli „Sumą wszystkich strachów” czy „Długiem honorowym”. Nie ma tu wojny w klasycznym rozumieniu tego słowa, ani na wielką, ani na małą skalę, nawet techniki wojskowej mamy mniej niż w debiutanckim „Polowaniu…”, są za to kulisy działań wywiadu i sił specjalnych. Magnetyzm „Patriotów” opiera się na dwóch czynnikach: zabójczo szybkiej akcji oraz pomysłach Clancy’ego na spiski i zabójstwa. Myli się jednak każdy, kto sądzi, że akcja cały czas leci na łeb, na szyję. Clancy nie byłby sobą, gdyby raz na jakiś czas nie wstrzymał akcji, by pochwalić się przed Czytelnikiem swą rozległą wiedzą. Ponadto przypadł mi do gustu przekład autorstwa Leszka Erenfeichta, którego Czytelnicy kojarzą być może z jego rozlicznych artykułów i tłumaczeń takich autorów jak W.E.B. Griffin. Szkoda tylko, że jakość przekładu została dość mocno podkopana niedbałą korektą.
Warto podkreślić obecność bardzo szczególnej grupy bohaterów drugoplanowych: brytyjskiej rodziny królewskiej. Z oczywistych powodów nie są wymienieni z imienia, lecz Clancy ukazał ich w taki sposób, że rozpoznanie królowej Elżbiety, książąt Filipa i Karola oraz księżnej Diany nie może budzić wątpliwości. Pamiętajmy jednak, że „Patrioci” ukazali się pierwotnie w roku 1987, kiedy jeszcze rację bytu miały doniesienia o sielankowym związku Karola z Dianą.
Tom Clancy jest marką sam dla siebie, a „Patrioci” to jedna z jego lepszych powieści (chociaż moim zdaniem zdecydowanie nie najlepsza). Dowodzi tego również ekranizacja ze świetnym jak zwykle Harrisonem Fordem. Brakuje „Patriotom” jedynie tego, co czyniło „Bez skrupułów” tak wyśmienitym dziełem – wyraźnego ziarna niejednoznaczności w kreacji postaci. Mogę zrozumieć to, że terroryści są ludźmi złymi do szpiku kości, szkoda jednak, że jedyną wadą Jacka Ryana jest tutaj pocieszna niezdarność.