W polskim wysiłku zbrojnym okresu drugiej wojny światowej obrona twierdzy Tobruk przez Samodzielną Brygadę Strzelców Karpackich zajmuje chwalebne miejsce i jest utrwalana w pamięci potomnych na lekcjach historii.
Niemniej o wiele istotniejszą rolę na tym odcinku frontu odegrali Australijczycy pod komendą gen. Leslie’ego Morsheada. I właśnie ku pamięci ich bohaterstwa powstała recenzowana książka, którą bez wahania mogę nazwać australijską epopeją wojenną. Chociaż sporo uwagi autor poświęca również innym nacjom zarówno oblegającym twierdzę (Niemcy, Włosi), jak i broniącym dostępu do niej (Brytyjczycy, Polacy, Hindusi).
Autor jest z zawodu dziennikarzem, w chwilach wolnych od studia radiowego czy pisania artykułów dla gazet poświęca się zaś pracy pisarskiej (ma już szesnaście książek na koncie). Ostatnio kieruje działalność na odcinek historiografii, której celem jest uchowanie bezcennych wspomnień żyjących jeszcze weteranów wojny i upowszechnienie wiedzy o ich bohaterskich czynach wśród społeczeństwa australijskiego. Jak sam przyznaje w obszernym „Wprowadzeniu”, praca pisarska, mimo wielu przeszkód, daje wielką satysfakcję. Sam „Tobruk” powstał pod wrażeniem rozmowy z wujem autora – „Szczurem Tobruku” z 2/1 batalionu saperów australijskiej 9. Dywizji.
Esencją pracy badawczej autora są niezliczone rozmowy z weteranami bądź ich najbliższymi, skwapliwie zachowującymi przekazy pisemne lub ustne zmarłych żołnierzy. Równie żmudną pracę podjęto w wielu archiwach i bibliotekach, które dodały wielce istotny czynnik faktograficzny. W tym miejscu myślę o obydwu stronach konfliktu. Dlatego biorąc do ręki dzieło Fitzsimonsa mamy pełny obraz dziejów oblężenia Tobruku i życia ludzi „w” i „wokół” twierdzy.
Czytelnik może zapytać: czy Tobruk czasowo ogranicza się jedynie do tzw. „pierwszego” aktu oblężenia? Na to pytanie odpowiadam: „absolutnie NIE”. Mamy tutaj przedstawione losy samej osady Tobruk, właściwa historia zaczyna się zaś jeszcze przed wybuchem wojny, a kończy się na czasach nam współczesnych.
Dzięki lekturze „Tobruku” poznamy (między innymi, oczywiście): reakcje rządu i społeczeństwa australijskiego na wybuch wojny, formowanie australijskich sił zbrojnych, relacje brytyjskiej „macierzy” z kolonią, „drogę do karabinu” uchodźców z powrześniowej Polski, dzieje powstania Deutsche Afrika Korps, osobiste sylwetki dowódców, rolę polityków w kampaniach wojennych oraz wiele innych ważnych lub trochę mniej istotnych czynników składających się na całkowity obraz świata w latach 1939- 1945.
Autor, co zrozumiałe, najbardziej chce utrwalić swoich rodaków, lecz bynajmniej nie pomija sojuszniczych jednostek czy nieprzyjacielskich żołnierzy. Naprawdę podziwiam autora, że jak to sam określa „w epoce coca-kolonizacji” i do tego w kraju multinarodowościowym dba o pamięć przodków. U nas z pamięcią o II wojnie światowej jest niestety coraz gorzej, a co dopiero pisać o społeczeństwie australijskim.
Po lekturze „Tobruku” z myślą o pisanej teraz recenzji, po paru głębszych oddechach, postawiłem sobie pytanie, które pomaga w takich ocenach, a mianowicie: „co dał mi „Tobruk” Petera Fitzsimonsa?” Muszę przyznać, iż była to w ogóle moja pierwsza książka autora z kraju dotąd bardziej kojarzącego mi się z kangurami i misiami koala niż z historiografią. Nauczony tym doświadczeniem, z pewnością z większą uwagą będę się odnosił do literatury rodem z odległej Australii.
Efektem dwuipółletniej pracy jest znakomita książka o „wojnie bez nienawiści”, w której próżno szukać obozów śmierci bądź formacji Einsatzkommando, a znajdujemy żołnierską uczciwość oraz szacunek dla przeciwnika.
Wartym odnotowania jest fakt, iż weterani korpusu Rommla podzielili optymizm strony przeciwnej, w pełni akceptując książkę Australijczyka, do której powstania również mocno się przyczynili. Jednym zdaniem, „Tobruk” jest wspólnym dziełem kiedyś przeciwnych stron. Najdobitniejszym tego przykładem jest słowo wstępne autorstwa Manfreda Rommla, syna Lisa Pustyni, na którego ogon silnie nadepnęli obrońcy Tobruku.
Teraz parę słów o aspekcie technicznym. Wydawnictwo Magnum wydało na rynek księgarski naprawdę porządnie wykonany produkt. Musilem się naprawdę wysilić, aby znaleźć błędy korekcyjne. Ostatecznie znalazłem zaledwie kilka. Książkę cechuje estetyczne wykonanie, optymalna wielkość czcionki, bardzo dobre mapki oraz cała szata graficzna. Do szczęścia brakuje mi jedynie twardej oprawy…
Jeśli prócz faktów, łakniecie „żywej historii” oraz wiedzy o często pomijanym, acz ważnym udziale Australii w dziele ostatecznego zwycięstwa w II wojnie światowej, to jest to książka dla Was. Gorąco polecam.
Oprawa: Miękka
Data wydania: 2008-06-30
Wydawca: Wydawnictwo Magnum
Ilość stron: 444
Numer Wydania: I
ISBN: 978-83-8965-642-1
Tłumaczenie: Maciej Antosiewicz