Cywilizacja chińska jest najstarszą nieprzerwanie istniejącą cywilizacją świata. Na przestrzeni ponad czterech tysięcy lat Państwo Środka przeszło wiele burz dziejowych, ale ta, która przetoczyła się przez Chiny w drugiej połowie XX wieku miałaby spore szanse w rywalizacji o miano największej. Pięć dekad wobec czterystu to mało, bardzo mało, lecz Terzani dobitnie pokazuje, że w tym okresie Chiny zostały wywrócone do góry nogami co najmniej dwa razy – przez Mao i przez Denga.
„Zakazane wrota” to – podobnie jak „ W Azji” – zbiór reportaży włoskiego arcymistrza tego gatunku, ograniczający się jednak tym razem do Chin właśnie. Terzani darzył ten kraj wielką, niepodzielną i nieodwzajemnioną miłością. Choć usiłował zasymilować się z Chińczykami, choć zapisał dzieci do chińskiej szkoły, choć pielęgnował odwieczną tradycję hodowli świerszczy, choć przyjął chińskie nazwisko Deng Tiannuo, przegrał starcie z tamtejszą bezpieką i został z przybranej ojczyzny najzwyczajniej w świecie wygnany. Wcześniej zaś musiał, podobnie jak każdy obywatel Chińskiej Republiki Ludowej przyłapany na choćby tylko urojonym występku, napisać obszerną samokrytykę.
Samokrytyka stała się pod rządami komunistów jednym z wyznaczników tamtejszego życia społecznego, nawet na najniższych i najmłodszych szczeblach. Oto w podstawówce jeden z uczniów zmoczył w toalecie ubranie i wytarł je w kurtkę kolegi, który się zeń wyśmiewał. Jak zareagowała nauczycielka, której poszkodowany – czyli potarty, a nie wyśmiany, rzecz jasna – naskarżył? Postawiła winowajcę przed klasą i kazała jego koleżankom i kolegom „znaleźć odpowiedni przymiotnik”, którym można by go określić. Pojawiły się słowa takie jak „niegrzeczny”, „niehigieniczny”, wreszcie „niewdzięczny”. Kazano mu wygłosić samokrytykę, napisać wypracowanie na temat własnej niewdzięczności – wszakże tamten chłopiec zwrócił mu uwagę i miał rację – a na koniec odczytać je na głos.
Szczególnie istotna jest w tym zbiorze wiedza, jaką Terzani przekazuje europejskiemu Czytelnikowi na temat etnicznej różnorodności Chin. W oczach przeciętnego mieszkańca Starego Kontynentu Chińczyk to Chińczyk, a jak ktoś mieszka w Chinach i nie jest Chińczykiem, to na pewno jest Tybetańczykiem. Jednakże z dzisiejszej i tutejszej perspektywy jeszcze bardziej istotna będzie opowieść o chińskim cudzie – a może raczej „cudzie”? – gospodarczym, o bilansie zysków i strat rządów Mao (przede wszystkim strat) oraz staraniach Denga, by targaną nieprzemyślanymi eksperymentami ojczyznę wyprowadzić jakoś na prostą.
O ile jednak Terzani docenia wysiłki Denga, o tyle gorzko krytykuje metody, po jakie sięgał. Metody skutkujące biedą, rozwarstwieniem społecznym i anihilacją dorobku kulturalnego czterdziestu stuleci. Czego nie zdołał zniszczyć Mao, to prawie na pewno dorżnął Deng, z murami obronnymi Pekinu na czele. Jeśli mam wskazać cokolwiek, co mi przeszkadzało, wspomnę w tym miejscu o zbyt dużym nacisku na zniszczenia wśród dóbr kultury wobec nacisku na tragedię zwykłych ludzi. Daleki wszakże jestem od sugerowania, że Terzani był obojętny na losy prostych ludzi. Wręcz przeciwnie, na kartach „Zakazanych wrót” niejeden raz daje dowód głębokiej, humanistycznej wrażliwości.
Reportaże Tiziana Terzaniego – podobnie jak reportaże Kapuścińskiego – to klasyka gatunku, klasa sama w sobie. Jedne mogą się podobać bardziej, inne mniej, wszystkie jednak trzymają przynajmniej pewien minimalny poziom, niżej którego Autor nigdy nie schodził. A w dzisiejszym świecie, świecie Chin wdrapujących się powoli na pozycję dominującą, tym bardziej warto wiedzieć, jakie były pierwsze metry ich mozolnej wspinaczki. Trzeba jednak pamiętać, że podobnie jak Tiziano Terzani nie mógł w pełni stać się Dengiem Tiannuo, tak i jego Czytelnik nie stanie się w pełni Chińczykiem i nie zrozumie tego, co czuli obywatele Państwa Środka w niepewnych, post-maoistowskich latach.