Powojenna historia relacji amerykańsko-rosyjskich (radzieckich) to w dużej mierze lata wzajemnej nieufności i rywalizacji, która – na szczęście – nigdy nie przerodziła się w bezpośredni konflikt zbrojny. Wydawało się, że wraz ze zwycięstwem w zimnej wojnie Stanom Zjednoczonym uda się trwale spacyfikować rywala, a demokracja rozpocznie triumfalny pochód w zdobywaniu przyczółków w kolejnych państwach, nie tylko tych, które przez lata były zdominowane przez Moskwę, ale także w samej Rosji. Ta sprawiała wrażenie rzuconej na kolana nieefektywnymi rządami Borysa Jelcyna, poturbowana permanentnym kryzysem gospodarczym i poniżona na arenie międzynarodowej rozszerzeniem NATO o kraje dawniej wchodzące w jej strefę wpływów.
Wraz z dojściem do władzy Władimira Putina na Kremlu zadecydowano jednak o kontrofensywie. Zdając sobie sprawę z różnicy potencjałów gospodarczego i militarnego, postawiono na działania wywrotowe wobec USA, próbując doprowadzić do kryzysu amerykańskiej demokracji. Do tego zadania nie są potrzebne pełne arsenały, ale broń, którą możemy określić mianem „politycznej”.
Właśnie temu zagadnieniu poświęcona jest nowa książka amerykańskiego dziennikarza Tima Weinera „Szaleństwo i chwała”. Laureat Nagrody Pulitzera i National Book Award, specjalista od amerykańskiego wywiadu, autor książek poświęconych dziejom CIA i FBI, prowadzi swój publicystyczny wywód przez kolejne dekady stosunków na linii Biały Dom – Kreml, aby dojść do rządów wyraźnie zauroczonego Putinem Donalda Trumpa. Wprost określa je jako zagrożenie dla amerykańskiej demokracji, a byłego już prezydenta USA mianem rosyjskiego agenta wpływu, który wygrał wybory w dużej mierze dzięki sterowanej z Rosji akcji dezinformacyjnej, który wspiera geopolityczne interesu Putina, powtarza jego propagandę i tuszuje dowody rosyjskiej ingerencji w system demokratyczny USA. „Putin dokonał jednak najbardziej zuchwałej operacji dywersyjnej od czasu, gdy Grecy podciągnęli wielkiego drewnianego konia pod bramy Troi. Trump miał się okazać bezcennym zasobem w rosyjskiej wojnie z demokracją i rządami prawa” – pisze Weiner.
Książka przygotowana dla polskich Czytelników przez Rebis ukazuje się w momencie, kiedy historia znowu przyśpiesza. Na Kijów i inne ukraińskie miasta spadają rosyjskie bomby i pociski. Trwa największy konflikt w Europie od czasów wojny na Bałkanach. USA nie stoją z boku i wydaje się, że zakończenie kolejnego europejskiego konfliktu nie obędzie się bez ich decydującego udziału. Swoją drogą, w jakiej sytuacji obecnie mogliby znajdować się Ukraińcy, gdyby to jednak najważniejszy głos w Gabinecie Owalnym miał nie Biden, ale zwycięski na drugą kadencję Trump.
Autor przypomina postać George’a Kennana, amerykańskiego sowietologa i dyplomaty, który w „długim telegramie” z 1946 roku, analizującym politykę zagraniczną ZSRR, ostrzegał o stosowaniu przeciwko USA metod, za których pomocą komuniści będą „dążyć do podkopania wiary narodu w siebie, sparaliżowania środków obrony narodowej, zwiększania społecznych i robotniczych niepokojów, stymulowania wszelkich form rozbicia wspólnoty […]. Biedni będą nastawieni przeciwko bogatym, czarni przeciwko białym, młodzi przeciwko starym, przybysze przeciwko zadomowionym mieszkańcom”. Zdaniem Weinera mamy do czynienia ze swego rodzaju polityczną przepowiednią, bo wszystko to miało nastąpić siedemdziesiąt lat później, podczas wyborów prezydenckich w USA. Koncepcja powstrzymywania według Kennana, choć realizowana przez polityków nie do końca zgodnie z tym, co głosił ten sowietolog, była podstawą amerykańskiej polityki zagranicznej aż do chwili, gdy nad Kremlem po raz ostatni opuszczono sztandar z sierpem i młotem.
Zarówno USA, jak i Związek Radziecki, chętnie sięgały po tajne działania w celu rozszerzania i podtrzymywania swoich wpływów w Ameryce Łacińskiej, Afryce, Azji Południowo-Wschodniej i na Bliskim Wschodzie. Jak podaje Weiner, w XX wieku Biały Dom i Kreml wpłynęły co najmniej 117 razy na wynik wyborów na całym świecie. Lojalność kupowano za broń i gotówkę. Przykładem takich działań ingerowanie w wewnętrzne sprawy Konga, gdzie CIA wspierało finansowo i organizacyjnie Josepha-Désirégo Mobutu (Mobutu Sese Seko), obawiając się umocnienia rządów komunizującego – zdaniem Amerykanów – pierwszego premiera nowego państwa, Patrice’a Lumumby. Mobutu przeprowadził zamach stanu, Lumumbę aresztowano i zamordowano, co pozwoliło Mobutu na objęcie pełni dyktatorskiej władzy. Amerykanom zupełnie nie przeszkadzało, że traktował kraj jak prywatny folwark. Ważne, że Sowieci nie objęli go swoją strefą wpływów.
Przykładem licznych nieudanych działań mających na celu pomaganie opozycji antykomunistycznej w krajach Europy Środkowo-Wschodniej było wspieranie ruchu Wolność i Niezawisłość w Polsce, który finalnie okazał się kontrolowany przez bezpiekę. Bardziej skuteczne okazały się „miękkie” inicjatywy związane chociażby z powstaniem Radia Wolna Europa. Zresztą rozdział poświęcony Radiu z pewnością polskiego czytelnika zainteresuje najbardziej, bo jego tematyka płynnie przechodzi do burzliwych lat 80. – narodzin „Solidarności”, stanu wojennego, strajków z 1988 roku, rozmów opozycji z władzą w ramach Okrągłego Stołu i pierwszych (prawie) wolnych wyborów do parlamentu. Autor wskazuje, że CIA nie przewidziała takiego rozwoju wydarzeń. Co innego KGB, które kilka dni po utworzeniu w Polsce rządu Tadeusza Mazowieckiego powołała nowy zarząd w celu zwalczania „wrogich elementów planujących doprowadzić do siłowego obalenia władzy radzieckiej”. Wysoki urzędnik Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego już wcześniej miał ostrzegać Biuro Polityczne: „Jeśli przyjrzycie się doświadczeniu Polski, ujrzycie, dokąd zmierza nasz kraj”.
Jak w ostatnich latach, tak też w ciągu dziewiątej dekady ubiegłego wieku Amerykanie nie radzili sobie z neutralizacją produkowanych przez Rosjan fake newsów. Dla CIA było to zadanie drugorzędne, którym zajmowało się niewielu analityków. Początek nowego wieku to z kolei skupienie się na wojnie z terroryzmem. Rzucenie wszystkich sił do zwalczania mniej lub bardziej rzeczywistych zagrożeń sprawiło, że amerykański wywiad nie był w stanie skutecznie kontynuować wojny politycznej z Rosją, na której czele stał już Władimir Putin. Do czego doprowadziło to zaniechanie, obserwowaliśmy podczas wspomnianej kampanii prezydenckiej w 2016 roku.
Książkę Tima Weinera można czytać na kilka sposobów. Chociażby jako publicystykę, ale opartą na solidnych fundamentach rodem z archiwów. Można też ją potraktować jako swoiste memento w kontekście obecnych wydarzeń w Ukrainie, patrząc na nie przez pryzmat napaści Rosji na Gruzję w 2008 roku. Mechanizm działania Kremla był wówczas bardzo podobny. Tym razem jednak Zachód wydaje się lepiej uodporniony na rosyjską manipulację faktami, polityczny lobbing i kształtowanie opinii publicznej, w tym opinii przywódców politycznych.