Cypr – jedna z ulubionych wakacyjnych destynacji Polaków – skrywa mroczną historię i wciąż niezabliźnione rany po nierozliczonych zbrodniach. Wydawałoby się, że w rajskich wręcz okolicznościach przyrody trudno o konflikt, który na tyle silnie wgryzł się w codzienność mieszkańców, że do rozwiązania sporu, akceptowalnego przez wszystkie strony, jest zdecydowanie dalej niż bliżej. Jaka była jego geneza, przebieg, główni aktorzy i, wreszcie, jakie są możliwości powrotu do pełnej normalności mimo silnych nastrojów nacjonalistycznych? Dla osób, które planują wyjazd na Cypr i chcą zasięgnąć informacji wykraczającej poza podstawowe dane z przewodników i folderów turystycznych, lub po prostu dla tych, które chcą poszerzyć swoją wiedzę, idealnym rozwiązaniem wydaje się reportaż „Wyspa trzech ojczyzn” Thomasa Orchowskiego.
Dlaczego podzielony Cypr jest wyspą trzech ojczyzn? Autor – zajmujący się tematyką zagraniczną dziennikarz radia TOK FM – wyjaśnia ten termin na przykładzie… kawy. Otóż kawę „cypryjską” zamówi zwolennik jedności wyspy, o „grecką” poproszą optujący za zjednoczeniem („enosis”) z Grecją, a „turecką” wypiją wyłącznie domagający się zbliżenia z Turcją. Na kawiarnianą przenośnię ma wpływ kilka kamieni milowych z ostatnich wieków dziejów wyspy: turecki podbój w 1571 roku, zajęcie Cypru przez Wielką Brytanię po wojnie turecko-rosyjskiej z lat 1876–1878, wreszcie 1955 rok i wybuch powstania narodowowyzwoleńczego greckich Cypryjczyków przeciwko Brytyjczykom, od którego zaczyna się właściwa „akcja” książki. Powstanie przyniosło proklamację niepodległości Republiki Cypryjskiej w 1960 roku. Państwa będącego efektem kompromisu cypryjsko-turecko-brytyjskiego. Państwa, którego chyba nikt nie chciał. Wraz ze wzrostem nastrojów nakierowanych na przyłączenie się do Grecji kwestią czasu była militarna reakcja Turcji. Inwazja na wyspę w 1974 roku przyniosła jej podział, który trwa do dzisiaj.
Autor, przedstawiając powyższe wydarzenia, oddaje głos samym mieszkańcom. Ich wspomnienia mówią więcej o tragedii podzielonej wsypy, krwawych zbrodniach i przesiedleniach, czyli „wielkiej” polityce znowu dotykającej zwykłych obywateli, niż najlepiej nawet udokumentowana książka stricte historyczna. O swoich doświadczeniach mówią też cypryjscy Ormianie, podwójne ofiary wojny domowej pomiędzy greckimi i tureckimi mieszkańcami wyspy, oraz maronici, którym dobrze żyje się po tureckiej stronie wyspy, a którzy są mocno uprzedzeni – i mają ku temu powody – wobec greckich Cypryjczyków. Ci bowiem, jako prawosławni, nie grzeszą tolerancją wobec maronitów, też chrześcijan, ale pozostających w unii z papieskim Rzymem.
Wszelkie próby znalezienia pokojowego rozwiązania kończą się niepowodzeniem. Nie brakuje opinii, że więcej w tym winy południowej części kraju, która nie chce iść na kompromisy oznaczające podzielenie się władzą z tureckimi Cypryjczykami. Ostatnie rokowania pokojowe w Szwajcarii w 2017 roku zostały zerwane przez prezydenta z południa. Referendum zjednoczeniowe z 2004 roku, w przededniu rozszerzenia Unii Europejskiej o Cypr, odrzucono, bo przeciw planowi wypracowanemu przez Kofiego Annana zagłosowało trzy czwarte greckich mieszkańców. Za jego przyjęciem zagłosowało z kolei aż 65 procent ich tureckich sąsiadów.
Obie społeczności wciąż licytują się na nieszczęścia, na zasadzie: „Kto wycierpiał więcej?”, co skutecznie utrudnia wypracowanie porozumienia. „Geschichtspolitik, polityka pamięci, jak nazywają ją Niemcy, którzy z historią mają sporo problemów, jest na Cyprze polityką pamięci absolutnej, ale tylko jeśli chodzi o cierpienia własnej społeczności – podkreśla Orchowski. – To wygodna pamięć selektywna. Po co niuansować? Po co wspominać o wydarzeniach, które podważyłyby status wyłącznego pokrzywdzonego? Bo pozycja ofiary jest na wyspie bardzo ważna”. Jak podkreśla Autor, trudno o rozpoznanie krzywd, ukaranie zbrodniarzy i wzajemne rozliczenie się z trudnej przeszłości w sytuacji, kiedy konflikt wciąż trwa i niewiele brakuje, aby dochodziło do jego, mniej lub bardziej celowego, podsycania.
Nie da się odkreślić przeszłości grubą kreską, bo przecież nie doszło na wyspie do upadku systemu politycznego, nie usunięto junty wojskowej czy dyktatora. Nie ma dziejowej cezury, od której wszystko można by było zacząć od początku. Zastanawiając się nad wyjściem z tego impasu, osobiście zaproponowałbym powołanie komisji prawdy, na wzór tych z Argentyny, Chile czy RPA. „Tylko kto miałby nią kierować? – zdaje się odpowiadać w książce na moją propozycję sam Autor. – Politycy z obydwu stron wyspy? Wtedy istnieje ryzyko, że wykorzystają sytuację do walki o władzę. Bo my bardziej, ale oni przecież – który polityk nie weźmie udziału w takiej licytacji?” To może komisja pod kontrolą organizacji pozarządowych i niezależnych ekspertów spoza wyspy? „Tylko czy takie ciała będą miały na nią realny wpływ? – zastanawia się Orchowski. – To niech odpowiada za nią ONZ albo Unia Europejska. «Cypr to nasza sprawa, poza tym wspólnota stoi po stronie greckich Cypryjczyków, przecież ich kraj jest jej członkiem», krzykną niektórzy. W takim razie niech powstaną dwie komisje, tureckich i greckich mieszkańców wyspy. Znowu wszystko od początku, każdy o swoich krzywdach, każdy o swojej krwi”.
Dobry reportaż, a do takich z czystym sumieniem zaliczam książkę Orchowskiego, nie potrzebuje wielu ozdobników. W publikacji Wydawnictwa Czarne znajdziemy kilkanaście fotografii, twardą oprawę, mapę, kalendarium, bibliografię oraz przyjęte zasady pisowni i wymowy. Warto zajrzeć między okładkę, aby przekonać się, że w nawet najpiękniejszy raj wcale nie jest taki, na jaki wygląda.