Motywem wstępu posłużę się cytatem z recenzowanej książki: „Francuzi nienawidzili nas, nienawidzą i już zawsze będą nienawidzić – powiedział Arthur Wellesley, pierwszy książę Wellington”. Z drugiej strony Autor przypomina cytat z Williama Faulknera: „Przeszłość nigdy nie umiera. Właściwie nawet nie jest przeszłością”. Te właśnie słowa stały się mottem książki „1000 lat wkurzania Francuzów” Stephena Clarke’a, autora cyklu „Merde!” Polscy Czytelnicy mogą znać go szczególnie z bestsellerowej pozycji „Merde! Czyli Anglik w Paryżu”. W tej zaś szuka zrozumienia dla szczególnych relacji między Francuzami i Anglikami, w które historyczne zaszłości wkradają się właściwie nieustannie. To samo zresztą może się tyczyć relacji obustronnych wszystkich państw, nie tylko europejskich.
Książka została wydana nakładem warszawskiego wydawnictwa W.A.B., porządnie zredagowana pod względem merytorycznym i edytorskim, w twardej okładce z obwolutą. Autor podzielił książkę na kilkanaście rozdziałów, w których krok po kroku, a raczej zdanie po zdaniu, udowadnia, że historia relacji francusko-angielskich jest dużo ciekawsza i bardziej zawiła niż się może nawet zawodowym historykom wydawać. Nawet jeśli francuscy historycy trzymają się faktów i spraw tak oczywistych jak przegrana bitwa, i tak starają się usprawiedliwiać sprawy jednoznaczne. Zresztą to nie tylko przypadłość Francuzów.
Autor przedstawia całość dziejów relacji obu narodów przez cały, długi tysiąc lat. Skupia się nie tylko na sprawach politycznych i wojskowych, które można znaleźć w każdej książce historycznej, schodzi dużo niżej, do historii życia codziennego i historii materialnej. Czy Francuzi zdobyli Anglię w 1066 roku? Absolutnie nie, ponieważ tego dokonali Normanowie! Gilotyny nie wynalazł doktor Guillotin, została wynaleziona w Anglii, w Yorkshire. Bąbelki w szampanie to nie dzieło słynnego zakonnika Pierre’a Pérignona, ale Anglików. Bagietka również nie jest francuska, ponieważ przywieźli ja do Francji austriaccy żołnierze w 1815 roku. I tak dalej, i tak dalej. Przypomina mi to nieco scenę z „Żywota Briana”. Kiedy spiskowcy chcą wywołać powstanie przeciwko Rzymianom, w czasie narady pada pytanie „bo co tak naprawdę dali nam Rzymianie?” i padają odpowiedzi: „szkolnictwo, drogi bezpieczeństwo, różnorodne prace, poezję, literaturę”, ale i tak końcowa ocena jest taka, że należy ich pozabijać!
Clark łączy opis zawiłej historii Anglików i Francuzów z ciekawostkami i anegdotami, co powoduje, że od książki nie można się oderwać. Poza tym należy docenić trafne, prześmiewcze porównania historyczne. Wojnę domową porównuje do spotkania czterech pijanych angielskich kibiców na pustej plaży z zadbanym dobrze wyglądającym i bogatym Francuzem. Obili go, bo mogli! Potem wrócili i jeszcze zabrali mu karty kredytowe. I tak to trwało. Potrafi też wbijać szpilę w opisie działań wojennych: „Filip sprowadził też muzyków – głównie trębaczy i bębniarzy – aby przestraszyć przeciwnika. Jak widać, już wtedy muzyka francuska budziła w Anglikach grozę!” Za drugim razem pisze, iż Francuzi wydali na spalenie Joannę d’Arc Anglikom, ponieważ nosiła spodnie, i oczywiście przesadzili w swym sławnym wyczuciu mody!
Słowem zakończenia pozwolę sobie napisać, że gdyby w taki sposób – choć może momentami bardziej stonowany – pisano podręczniki do historii, nie tylko wzrosłoby czytelnictwo, ale i dużo więcej osób interesowałoby się historią, nie tylko swojego narodu. Chętnie przeczytałbym podobną pracę z naszego podwórka, bez zacietrzewienia, humorystycznie i „z jajem” – pod tytułem na przykład „….wkurzania Polaków” – która traktowałaby o relacjach z Niemcami, Rosjanami, Czechami. I na odwrót.