Nikomu chyba w naszym kraju nie trzeba tłumaczyć, czym podczas II wojny światowej było SS i jego siły zbrojne: Waffen-SS. Wystarczy tylko, jeśli powiem, że za swoje postępowanie formacje te zostały w całości uznane za organizacje zbrodnicze, a przynależność do nich jest ścigana. Z drugiej, czysto wojskowej, strony żołnierze tych jednostek walczący na wszystkich frontach wojny zdobyli zasłużoną sławę, jako doskonale wyszkoleni i wyposażeni, nieustępliwi, nigdy niepoddający się i stwarzający największe zagrożenie dla jednostek alianckich.

O jednym z epizodów walk tej formacji, a właściwie jej najbardziej doborowego kawałka, opowiada opisywana książka. Jej tematem są walki 1. Korpusu Pancernego SS w Normandii od czasu D-Day do zamknięcia kotła pod Falaise. Piszę, że była to najbardziej elitarna ze wszystkich jednostek Waffen-SS, ponieważ obie wchodzące w skład korpusu dywizje miały w nazwie nazwisko wodza III Rzeszy, Adolfa Hitlera. Były to 1. Dywizja Pancerna SS Liebstandarte Adolf Hitler i 12. Dywizja Pancerna SS Hitlerjugend.

Choć formalnie stanowiły jeden korpus, rzadko walczyły razem. Mimo tego to na nich opierała się niemiecka obrona w czasie pierwszych dwóch miesięcy po alianckiej inwazji w Normandii. Obrona bardzo skuteczna, trzeba przyznać, gdzie – pomimo całkowitego panowania w powietrzu i znaczącej przewagi w ludziach i sprzęcie na lądzie – w starciu z dwoma pancernymi dywizjami SS bez osłony powietrznej alianci przez bardzo długi czas nie mogli dokonać znaczących postępów, a chwilowo zagrożeni nawet byli zepchnięciem z powrotem do morza. To, że do takiej sytuacji nie doszło, zawdzięczać mogą głównie wodzowi III Rzeszy, który niekompetentnie, osobiście dowodził podległymi mu oddziałami, zamiast zostawić tę pracę dla swoich doskonałych generałów. O tych wydarzeniach opowiada właśnie książka Reynoldsa.

Oprócz samego opisu omawianego okresu autor przedstawił, choć zwięźle, także wcześniejsze losy samego SS i jego sił zbrojnych, ich udziału we wcześniejszych etapach wojny, zarówno na froncie wschodnim jak i zachodnim. Nie pominął także bardzo ważnej części, jaką była strona ideologiczna, która to właśnie w olbrzymim stopniu determinowała postawę ludzi należących do tej organizacji, z początku przyjmującej ochotników spełniających bardzo surowe wymagania. Opisane są także metody szkoleniowe, które powodowały, że jednostki Waffen-SS były tak waleczne i trudne do pokonania dla nawet znacznie silniejszego przeciwnika.

Autor nie skupia się przy tym na suchym opisywaniu kolejnych starć jednostek alianckich z broniącymi się Niemcami, ale opisuje całą bitwę o Normandię od strony postaw i zachowań samych żołnierzy obu stron. Nie ucieka przy tym od osobistych uwag i opinii na poruszane przez siebie tematy. Trzeba przyznać, że są to sądy bardzo surowe dla wojsk sprzymierzonych, a chwalące żołnierzy Hitlera. Nie można przy tym podejrzewać autora o pronazistowskie sympatie. Co to, to nie. Stwierdza po prostu, że Niemcy byli lepszymi żołnierzami, a ich dowódcy byli znacznie lepsi od swoich zachodnich odpowiedników. Potrafili improwizować, nie bali się ryzyka, stosowane przez nich metody prowadzenia szkolenia i walki powodowały, że żołnierze byli zapatrzeni w oficerów i szli za nimi w ogień, podczas gdy po stronie alianckiej dowódcy najczęściej siedzieli gdzieś daleko za linią frontu i nie uczestniczyli bezpośrednio w walkach. Miało to swój na morale walczących stron.

Reynolds nie jest w tej opinii odosobniony. Wielokrotnie przytacza opinie innych zachodnich autorów czy nawet samych żołnierzy i oficerów biorących udział w walkach przeciwko Waffen-SS, którzy w równym stopniu ich nienawidzą za popełnione zbrodnie wojenne, co podziwiają ich kunszt jako świetnych żołnierzy.

Autor wielokrotnie odwołuje się do innych opracowań poruszających opisywany temat. Nie tylko do publikacji książkowych, ale też niepublikowanych zapisków czy listów i wspomnień uczestników będących latem 1944 roku w Normandii. Nie bierze ich przy tym bezkrytycznie, ale porównuje zdobyte materiały z innymi źródłami, wytykając przy tym wszystkie nieścisłości lub też celowe przeinaczenia faktów. Trzeba mu przyznać, że pod tym względem wykonał dobrą robotę historyka.

Treść główna książki uzupełniona jest aneksami, w których przedstawione są schematy organizacyjne głównych jednostek biorących udział w walkach o Normandię. Znajdują się tam również mapy, z którymi miałem jednak pewien kłopot. Ponieważ autor wielokrotnie w tekście odwołuje się do wspomnianych map, konieczne było co jakiś czas zerkanie na koniec książki, a następnie powracanie do właściwiej treści. Nie było to zbyt wygodne. Lepiej byłoby umieścić te mapy w części głównej, a nie na końcu. Całość uzupełnia wkładka ze zdjęciami.

Od strony redakcyjnej nie ma większych zastrzeżeń, chociaż korekta mogłaby bardziej przyłożyć się do pracy. Wielokrotnie natykałem się na literówki, brak jakiejś litery lub spacji. Nie były to wielkie błędy, ale nie powinny się w takiej ilości zdarzać tego typu wydawnictwu. Drugą sprawą jest już kiedyś poruszana przeze mnie w innym miejscu kwestia tłumaczenia nazw niemieckich czołgów. Przez całą książkę, ilekroć jest mowa o niemieckim czołgu Panzerkampfwagen IV, napotykamy anglosaskie oznaczenie Mk IV. Może jestem przewrażliwiony, ale wydaje mi się, że w Polsce bardziej poprawne, a na pewno bardziej popularne i zrozumiałe dla wszystkich jest nazywanie tych maszyn PzKpfw IV lub Panzer IV.

Podsumowując, jest to ciekawa książka pokazująca walki w Normandii z odmiennej strony. Za jej główny atut, oprócz oczywiście rzetelnego opisania walk, uważam opinie i komentarze autora, który nie jest jedynie zbieraczem faktów, ale także ich komentatorem, dzięki czemu mamy przyczynek do dyskusji czy polemiki, a o to chyba właśnie powinno chodzić. Od strony technicznej przytrafiło się kilka błędów, które jednak nie psują znacząco obrazu całości. Książkę polecam wszystkim zainteresowanym tematem, a także tym, którzy chcieliby spojrzeć na Waffen-SS od nieco innej strony niż jest to powszechnie przyjęte w naszym kraju.