Wiele razy spotykałem się z książkami pisanymi przez byłych agentów wywiadu i żołnierzy sił specjalnych. Zawsze uważałem, że treścią, opisami i fabułą nie ustępują dobrym opowiadaniom, ale zawsze też miałem wrażenie, że zostały napisane tylko po to, by czytelnik poszukujący sensacji i opisów ciekawych sposobów działania jednostek okrytych tajemnicą kupił taką pozycję i dał zarobić autorowi i wydawnictwu.
To, co mnie przeraża w tego typu książkach to napięcie i brutalność – czasami wydają mi się zbytnio wykreowane i specjalnie koloryzowane. Historie te są dla mnie o tyle dziwne, iż najczęściej narratorem nie jest uczestnik akcji, lecz obserwator z zewnątrz, przez co „podkręcanie” faktów powoduje stworzenie opowiadania częściowo opartego na autentycznych zdarzeniach, lecz mizernego w opisie wydarzeń, bez jakiejkolwiek podpory technicznej. Dlatego zawsze sceptycznie podchodziłem do książek opisujących działania czy to służb specjalnych, czy pojedynczych agentów, z wyjątkiem, gdy opracowania te były pisane przez bezpośrednich uczestników akcji.
Tym bardziej ucieszyłem się, gdy do moich rąk trafiła książka “Schwytałem Eichmanna” – Petera Malkina i Harrego Steina. Tym, co udało mi się dowiedzieć we wstępnej fazie kontaktu z tą pozycją (czyli po obejrzeniu okładki) było to, że jest to „porywająca relacja z pierwszej reki superagenta Mossadu”. Choć nie lubię tego typu sloganów reklamowych to tym razem, po przeczytaniu całej książki stwierdziłem, że nie można się z nim nie zgodzić i trzeba poprzeć go na całej linii. Jednak wszystko po kolei…
Książka “Schwytałem Eichmanna” ukazała się nakładem wydawnictwa StudioEMKA, co także jest małym zaskoczeniem, gdyż jest ono kojarzone głównie z opracowaniami pozycji dotyczących biznesu oraz technik motywacyjnych. Bardzo cieszy mnie to, że także takie wydawnictwa stawiają na popularną w Polsce literaturę faktu. Jeśli chodzi o techniczną oprawę ksiązki, to dzięki udanemu pozbyciu się papieru kredowego oraz zbędnej w tym przypadku twardej okładki uzyskano 250-stronicową książkę, na dobrej jakości papierze i z ceną, która powinna zadowolić większość czytelników. Do tego dostajemy porywającą treść, ale o tym za chwilkę…
Aby udało mi się rzetelnie zrecenzować książkę Petera Malkina i Harrego Steina muszę przedstawić postać głównego bohatera. Peter Malkin to jeden z najlepszych agentów izraelskiego wywiadu. Do perfekcji opanował sztukę kamuflażu oraz wiedzę o materiałach wybuchowych, uczestniczył w wielu operacjach wywiadowczych, głównie po drugiej wojnie światowej, których celem było odszukiwanie i wyłapywanie ludzi bezpośrednio odpowiedzialnych za Holocaust i winnych śmierci ludności żydowskiej. Naprzeciwko Malkina los postawił Adolfa Eichmanna – nadzorcę wykonania postanowień „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” i pełnomocnika samego Heinricha Himmlera.
„Schwytałem Eichmanna” to opowieść, z wielu względów, porywająca. Przede wszystkim napisana jest specyficznym językiem, nie ogranicza się jedynie do opisu operacji „Eichmann”, ale jest także biografią Petera Malkina. Podczas lektury często miałem takie złudzenie, że siedzę w ciemnym pokoju i rozmawiam bezpośrednio z samym Malkinem – na ścianie za mną wyświetlany jest film z jego życia, a my, przy butelce dobrego wina, dyskutujemy na temat słuszności tego, co robił oraz co motywowało go do takich działań.
Autor dokładnie, krok po kroku, opisuje historię swojego życia – ucieczkę z Polski, śmierć ukochanej siostry, dziecięce zabawy, wstąpienie do Mossadu, pierwsze akcje, kobiety, z którymi się spotykał, śmierć matki. Wszystkie wydarzenie przeplątają się z opisami działań, jakie prowadził Malkin wraz z Mossadem, dając przekład świetnie napisanej biografii z elementami trzymającymi w napięciu, a także pozwalającymi się wzruszyć.
Kluczowym elementem książki jest oczywiście sama operacja „Eichmann”, czyli schwytanie Adolfa Eichmana. Opis całej akcji zajmuje ponad jedną trzecią stron, ale za to trzyma w napięciu od samego początku. Ciekawe, także pod względem psychologicznym, są rozmowy, jakie Malkin przeprowadza ze schwytanym Eichmannem. To konwersacje podobne do tych z „Rozmów z katem” Moczarskiego, najeżone ocenami świata zewnętrznego, Holocaustu, mówiące o wpływie ideologii na mentalność i czyny człowieka.
Podsumowując – trzeba zadać sobie pytanie: czy rozgrywka między agentem Mossadu a byłym katem żydowskiej ludności może być ciekawa dla czytelnika? Odpowiedź jest tylko jedna: tak, i to „tak” powiedziane donośnym głosem. “Schwytałem Eichmanna” oprócz tego, że jest świetną, trzymająca w napięciu, i napisaną płynnym i fachowym językiem relacją, to zawiera także uniwersalne wartości i oceny działań człowieka. Pokazuje chęć zemsty, uległość, a także presję, jaką wywiera brudna ideologia na umysł zarażonego człowieka. Z czystym sumieniem polecam!