W ubiegłym roku doczekaliśmy się publikacji wojennych wspomnień Romana Starzyńskiego. Znane nazwisko? Powinno być, bo chodzi o starszego brata ostatniego prezydenta Warszawy w międzywojniu, Stefana Starzyńskiego. Solidna, prawie pięciusetstronicowa, publikacja Instytutu Wydawniczego Erica i Wydawnictwa Tetragon to obowiązkowa lektura dla miłośników Legionów, wysoce zalecana wszystkim osobom interesującym się frontem wschodnim pierwszej wojny światowej.
Publikacja składa się ze wstępu pióra Kamila Stepana, przedmowy, dwudziestu ośmiu rozdziałów – czyli właściwych wspomnień Romana Starzyńskiego – oraz bardzo użytecznego i całkiem obszernego skorowidza nazwisk (właściwie leksykonu biograficznego). Całość zamyka skorowidz nazw geograficznych.
Wydawcy, przedstawiając swój produkt, piszą, że to książka „nadzwyczaj dobrze napisana (autor był polonistą z żyłką dziennikarską)”, i tak oczywiście jest, z tym że trzeba pamiętać, iż polszczyzna pamiętnika jest poniekąd archaiczna. Znajdziemy w nim więc trochę dziwnych konstrukcji czy form uznawanych dziś za niepoprawne (np. „mistrze”). Ortografia została uwspółcześniona, choć wydaje się, że niekonsekwentnie – w publikacji spotkamy bowiem formy takie jak „48 sekcyj batalionu”. Niemniej jednak ja zaliczam „Cztery lata…” do książek, które czyta się gładko, przyjemnie i dość szybko (mimo że tekstu na każdej stronie sporo, a czcionka wcale nie jest duża).
W opisach książki pada też stwierdzenie, że tekst „skrzy się nazwiskami”. Osoba, która na co dzień nie zajmuje się Legionami i organizacjami niepodległościowymi, powie raczej, że nazwiska działaczy walą się na Czytelnika lawiną. To nieodłączna cecha literatury na ten temat. Dla mnie odstręczająca, szczególnie jeśli wspominane hurtowo osoby nie weszły do kręgu 10–20 najbardziej znanych dowódców legionowych czy też nie tworzyły elity polityczno-wojskowej w II Rzeczypospolitej. Między innego dlatego odetchnąłem, gdy po omówieniu swojej działalności przed wojną Autor przeszedł do opisu frontowych przeżyć. W nim, choć wciąż pojawiają się liczne nazwiska, aż gęsto od plastycznych, niezwykle sugestywnych opisów walk, w których uczestniczył jako oficer I Brygady. Nie mniej ważne i ciekawe są opisy stosunków I Brygady z II Brygadą, Legionów z armią austro-węgierską i oczywiście stosunku ludności Królestwa do idei polskiego wojska.
O ile drobne i na szczęście nieliczne wpadki techniczno-korektorskie nie zasługują nawet na wspomnienie, o tyle trzeba powiedzieć o niedopilnowanej pisowni nazwy miejscowości w tytule jednego rozdziału. Brzmi on „Bitwa pod Kostiuchnowką”, choć w podpisach pod fotografiami tego błędu już nie ma.
Skoro mowa o fotografiach, to zdecydowanie są one jedną z mocniejszych stron książki. Satysfakcjonujące są ich liczba, jakość, rozmiar, rozmieszczenie i oczywiście dobór. Koniec ze sztampowym zestawem dziesięciu fotografii powielanych w setkach publikacji o Legionach. W publikacji znajdziemy mnóstwo frontowych scenek, w które można wpatrywać się przez długie chwile. Są to głównie fotografie ze zbiorów Centralnego Archiwum Wojskowego.
Największą wadą omawianej publikacji jest brak map. O ile narysowanie map do każdego epizodu byłoby czasochłonne i niewątpliwie odbiłoby się na cenie książki, o tyle warto byłoby dołączyć do niej jeden czy dwa szkice przedstawiające przemieszczanie się Autora po scenie teatru działań wojennych. Wzorem mogłoby być chociażby wydanie wspomnień Augusta Krasickiego1.
Niech wymienione wyżej niedociągnięcia nie odstraszą Was. Ten pamiętnik warto mieć i oczywiście przeczytać.
Przypisy
1. A. Krasicki, Dziennik z kampanii rosyjskiej 1914–1916. Warszawa 1988.