Przyznać muszę, że pierwsza moja reakcja na tę książkę była co najmniej negatywna. Tytuł skojarzył mi się bowiem z leksykonami-przewodnikami: samoloty NATO, bitwy epoki napoleońskiej, okręty II wojny światowej i tak dalej. Większość z nich to w sumie całkiem przyjemne książeczki, ale z konieczności mocno skrótowe. Obawiałem się, że w tym wypadku sytuacja będzie podobna – oczywiście nie spodziewałem się, że skrótowość będzie aż tak daleko posunięta, jednak nie miałem nazbyt wygórowanych oczekiwań. Mile się zdziwiłem.
Jak łatwo zauważyć, jest to kolejna książka z „czarnej serii” wydawnictwa Znak, ale dopiero druga – pierwszą była Daviesowska „Europa walczy” – nieograniczająca się do jednego kraju czy odcinka frontu. Autor, brytyjski historyk, podobnie jak znany nam dobrze Richard Overy jest specjalistą od historii III Rzeszy, tu jednak obejmuje analizą nie dość, że całą Europę, ale wręcz cały świat. „Punkty zwrotne” opisują około półtora roku historii II wojny światowej, od wiosny roku 1940 do jesieni 1941, w którym to okresie, jak argumentuje Kershaw, zapadły decyzje, które zaważyły na całym przebiegu II wojny światowej i na późniejszych losach świata. Korzystając więc ze wspomnień i różnorodnych opracowań, przedstawia Czytelnikowi, jak i dlaczego owe decyzje podjęto, a także – to rzadkość w tego typu książkach – spekuluje, co mogłoby się stać, gdyby zadecydowano inaczej.
Ian Kershaw mało uwagi poświęca zbrojnemu aspektowi II wojny światowej, koncentrując się na tym, co działo się w zaciszu gabinetów. Dowie się więc Czytelnik na przykład, w jaki sposób funkcjonował system decyzyjny w Japonii, nazistowskich Niemczech czy faszystowskich Włoszech oraz w jakim stopniu Franklin D. Roosevelt pozwalał, by sterowały nim sondaże opinii publicznej (ciekawe w kontekście zarzutów pod adresem Donalda Tuska). W tej kwestii „Punkty zwrotne” obalają stereotypy, choćby ten o absolutnej niczym hitlerowska władzy Benita Mussoliniego, ale przede wszystkim jasno wskazują, które z kluczowych dla tego konfliktu decyzji musiały, a które nie musiały być podjęte w takiej postaci, w jakiej je znamy.
Można by dyskutować nad takim a nie innym wyborem owych punktów zwrotnych – zabrakło mi decyzji Finów, by w wojnie kontynuacyjnej przeciwko Sowietom nie uderzać na Leningrad, co bez wątpienia złamałoby opór dzielnie broniącego się miasta. Chętnie poznałbym opinię Kershawa na temat tego, jaki wpływ miałby ten fakt na ogół zmagań na froncie wschodnim, nawet niekoniecznie w osobnym rozdziale. Poza tym jednakże dobór tematów jest w pełni przekonywający, podobnie jak opinie autora i argumenty, którymi je podpiera. Można się z nimi oczywiście nie zgadzać – sam chętnie omówiłbym z Kershawem parę kwestii – ale nie sposób odmówić im sensowności.
No a przy tym czyta się świetnie, co nie powinno dziwić tych, którzy mieli już do czynienia z najpopularniejszymi obecnie brytyjskimi autorami książek historycznych. Trzeba jednak przyznać, że wystąpiły pewne problemy z tłumaczeniem, na szczęście drobne, ale bijące po oczach, na przykład „Flota Atlantycka”, podczas gdy przyjęło się: „Flota Atlantyku”. Do tego dołożyły się nieliczne błędy redakcyjne, choćby cokolwiek śmieszne „w ciągu trzech niespełna czterech tygodni”. To o kampanii wrześniowej i choć nie znam oryginału, zgaduję, że tłumacz lub redaktor pragnął uczynić tekst bardziej strawny dla polskiego Czytelnika i nieznacznie wydłużył czas naszej wojny obronnej. Zapomniał jednak o wykasowaniu pozostałości po poprzedniej wersji.
Powoli zbliżamy się do końca recenzji, ale zanim to nastąpi, przynajmniej kilka zdań muszę poświęcić takiej oto kwestii. Otóż jak już wspomniałem, Kershaw koncentruje się w swoim dziele na decyzjach politycznych, jednak o ile pierwsze dziewiątka to decyzje wojennej, a przynajmniej okołowojenne (zgoda Roosevelta na dostawy sprzętu do Wielkiej Brytanii), o tyle rozdział dziesiąty poświęcono zagładzie Żydów, jej związkom z napaścią na Związek Radziecki (tak na marginesie: wcale niebędącą, jak wykazuje autor, jakąkolwiek akcją prewencyjną), rozważanym alternatywom w rodzaju „Żydzi na Madagaskar!” i tak dalej. Tu zgłoszę jeszcze jeden zarzut pod adresem Kershawa. Otóż oryginalna wersja książki powstała w 2007 roku, a więc ładne parę lat po publikacji znanej nam pozycji „Żydowscy żołnierze Hitlera”. Jestem delikatnie zawiedziony tym, że autor ani jednym zdaniem nie odwołał się do tej pozycji, w mojej opinii nader wartościowej – mógłby z niej wyciągnąć kilka interesujących spostrzeżeń.
W sumie mamy tu do czynienia z książką na pograniczu historii, politologii i filozofii – filozofii historii oczywiście, gdyż autor analizuje problem nieuniknioności w procesach historycznych, pokazuje też Czytelnikowi, że w pewnym rozsądnie ograniczonym zakresie „gdybanie” wcale nie musi być dla historyka śmiertelnym grzechem. Nie przekonałem się do „Punktów zwrotnych” od razu, ale w końcu to nastąpiło. Nie jest to książka merytorycznie idealna, pod względem poziomu redakcyjnego również wypada trochę gorzej niż większość pozycji wydawnictwa Znak, jednak ogólny efekt jest nader obiecujący. Sięgną po się tę pozycję mogą nie tylko miłośnicy historii, ale też polityki i politologii, chcący spojrzeć na współczesne mechanizmy z historycznej perspektywy.