Korzystam z przyjemnego faktu, iż recenzenckie egzemplarze powieści Bernarda Cornwella wydawane przez różne wydawnictwa trafiają do moich rąk. Dodatkowo jest to pomocne przy ogólnej ocenie książki, gdyż mam sposobność porównania różnych dzieł angielskiego pisarza. Siadając do czytania, byłem świadom rozpoczynającej się przygody, z wielką historią w tle.
Fabuła przenosi nas do grudnia 1413 roku, gdy po raz pierwszy stykamy się z bohaterem powieści, Nicolausem Hookiem, dziewiętnastoletnim łucznikiem służącym jako leśnik w dobrach lorda Slaytona. Główny bohater wywodzi się z nizin społecznych, jego ojciec był zwykłym pasterzem. W wieku trzynastu lat został osierocony, a wychowywany był wraz z młodszym bratem Michaelem przez babkę – lokalną znachorkę. Rodzina Hooków od trzech pokoleń jest skonfliktowana z młynarską rodziną Perrillów, a sam Nick ma obowiązek dokonać zemsty za śmierć dziadka i ojca. W konsekwencji nieudanej próby zabójstwa jednego z braci Perrillów Nick porzuca pracę leśnika i podejmuje służbę jako łucznik w drużynie lorda, w której szkolił się od najmłodszych lat.
Służba w drużynie łuczników pochłania cały czas Nicka, który okazuje się wybornym strzelcem. Wciąż musi się wystrzegać pałających żądzą zemsty braci Perrillów i obłąkanego duchownego sir Martina, domniemanego rzeczywistego ojca obydwu braci. Podczas incydentu zaistniałego w Londynie przy egzekucjach lollardów Nick zmuszony jest uciekać za granicę, gdzie wiedzie los szeregowego najemnika księcia burgundzkiego. Jego życie w znaczący sposób zmienia oblężenie miasta Soissons, gdzie jako najemny łucznik bierze udział w obronie zdobyczy burgundzkiej. Francuskie wojska zdobywają miasto, które wydają na pastwę pijanego żołdactwa. Nickowi udaje się przeżyć i dostępuje objawienia dwóch świętych patronów miasta: świętych Kryspina i Kryspiniana, będących odtąd „aniołami stróżami” młodego łucznika. Przy okazji ratuje przed gwałtem młodą nowicjuszkę Melissandę, córkę francuskiego wielmoży z nieprawego łoża, która stanie się damą jego serca.
Ratując się ucieczką ze zdobytego miasta, wędrują ku Calais, skąd mimo banicji naszego bohatera wracają do Anglii. W ojczyźnie Nick stanie się członkiem oddziału sir Johna Cornewaille’a, dzięki czemu będzie mógł wyruszyć w sierpniu 1415 roku do Normandii jako członek armii króla angielskiego Henryka V aspirującego do tronu Francji. Ostatecznym punktem wyprawy będą pola pod Azincourt, gdzie dojdzie do jednej z najsłynniejszych bitew średniowiecznej Europy.
Każdy, kto choć raz zapoznał się z dziełami Cornwella, zna archetyp bohatera jego twórczości. W przypadku „Pieśni Łuków” jest nim młody, inteligentny, choć pochodzący z niższego szczebla drabiny społecznej mężczyzna, któremu los wyznaczył dokonanie rzeczy wielkich. Nick Hook nie jest bynajmniej bohaterem malowanym – ma słabości, które nie pozwalają mu uosabiać cnót rycerskich. Zresztą sam autor nigdy nie przepadał za sztucznymi, monochromatycznymi postaciami. W zamian mamy ludzi z krwi i kości, zdobywających się na szlachetność, ale i takich, którzy dopuszczających niehonorowych czynów.
Nasz bohater rzeczywiście istniał i służył pod wodzą króla Henryka V. Podobnie jak znakomita większość występujących postaci, których imiona i nazwiska zapożyczono z oryginalnych list werbunkowych angielskiej armii zachowanych w National Archives. To, co fascynuje mnie w twórczości Cornwella, to doskonałe połączenia dwóch wątków – historycznego, motywowanego faktami, celami władców tego świata, i wątku osobistego głównego bohatera. Tak więc Nick nie dość, że musi chronić ukochaną przed sir Martinem i Perrilami, to jeszcze cały czas jest niezbędnym trybikiem machiny wojennej angielskiego władcy.
Angielski pisarz słynie z tego, iż znakomicie obrazuje wydarzenia. Odmalował w pełni obraz XV-wiecznej Anglii i Francji – świat o dwóch obliczach: sacrum i profanum. Kompani Hooka muszą jak on sam znosić niewygody ówczesnych czasów. Podobnie w przypadku opisów walk, żołnierzy, prowadzenia kampanii i wszystkich spraw pośrednio bądź bezpośrednio związanych z wojskowością doby wieków średnich. Powieść spełnia wszelkie kryteria, związane przedstawieniem jej jako powieści historycznej. Jest znakomitym nośnikiem wiedzy o życiu i wojnie przedstawianych czasów. Autor nie szczędzi opisów wyrobu broni, szkolenia, zakładania zbroi, czyszczenia wyposażenia i wielu innych rzeczy składających się na życie prostego żołnierza. A służba jest niewdzięczna, jeśli nie jest się możnym rycerzem – trzeba być w ciągłej gotowości, dbać o swój ekwipunek i wyżywienie, niejednokrotnie własnoręcznie zdobywane.
„Pieśń łuków” czyta się jednym tchem. Możecie wierzyć lub nie, ale przeszło 600-stronicowe dzieło zajęło mi ledwie dwa dni. Styl i akcja nie pozwalają oderwać się od lektury, która pochłania całkowicie naszą wyobraźnię. Przy okazji lekkość i harmonijność tekstu nie wymagająca szczególnego skupienia, pozwalając czytać w dowolnym miejscu. Na końcu powieści znajduje się nota historyczna, w której autor oddziela prawdę od elementów literackiej wyobraźni, aby Czytelnik mógł otrzymać uzasadnienie jej użycia.
Tym razem wydania powieści Anglika podjęło się krakowskie Wydawnictwo Esprit. Od strony technicznej książka nie daje argumentów do narzekania. Przy tego rodzaju książkach to naprawdę solidne wydanie, tylko nieliczne błędy w edycji (głównie fleksja i ortografia) umniejszają ocenie pracy korekty. Wydanie zawiera dodatkowo mapy zarysowujące obszar rozgrywania się opisywanej akcji.
Książki Bernarda Cornwella są idealnym nośnikiem i popularyzatorem historii chwały angielskiego oręża. Tego możemy pozazdrościć Wyspiarzom. „Powieść łuków” to nieskomplikowana a wciągająca powieść historyczno-przygodowa, której celem jest rozbudzenie chęci poznania wiedzy historycznej, zwłaszcza u młodego pokolenia. Jak dla mnie pierwszorzędna pozycja w swojej kategorii.
Tytuł oryginału: Azincourt
Tłumaczenie: Tomasz Tesznar
Data wydania: 15 września 2009
ISBN: 978-83-60040-90-4
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 140x200mm
Liczba stron: 600