Niedawno na ekrany kin wszedł film „Tajemnica Westerplatte”, o którym głośno było już kilka lat temu. Dyżurni politycy strzegący narodowych świętości oskarżali reżysera o tworzenie filmu antypolskiego, opierając swe twierdzenia na pogłoskach i niedokładnych artykułach prasowych. Jednak cel osiągnęli i producenci mieli duże kłopoty z dopięciem budżetu. Na szczęście jednak, mimo kłód rzucanych pod nogi filmowcom, „Tajemnica Westerplatte” weszła do kin. Chcąc do maksimum wykorzystać rozgłos wokół filmu, reżyser Paweł Chochlew postanowił równocześnie napisać książkę opartą na scenariuszu, a do współpracy zaprosił Aldonę Rogulską. Taka jest historia powstania książki wydanej przez krakowski Znak.
Akcja tej niewielkiej pozycji obejmuje osiem dni – od 31 sierpnia do 7 września 1939 roku – w czasie których rozstrzygnęły się losy polskiej placówki w Gdańsku. Jest to powieść oparta na faktach, którą autorzy wzbogacili o swoją wizję dialogów, myśli i czynów poszczególnych postaci z załogi Westerplatte. Rzecz jasna, jak w przypadku filmu czy książki Mariusza Borowiaka „Westerplatte – w obronie prawdy”, owe fakty odbiegają od kanonicznej wersji historii i nie są powszechnie akceptowane. Mam na myśli oczywiście kwestię dowodzenia obroną po 2 września i spór między majorem Sucharskim a kapitanem Dąbrowskim co do konieczności kapitulacji. Najlepiej jednak będzie, jeśli każdy sam wyrobi sobie zdanie na ten temat, sięgając do bogatej literatury.
Zostawiając z boku rozważania historyczne należy powiedzieć, że książkę czyta się dobrze. Akcja toczy się wartko i bez przestojów. Na pewno jest to zasługą pochodzenia od scenariusza filmowego, którego solą jest właśnie akcja. Nieliczne opisy przeżyć wewnętrznych głównych bohaterów służą jedyne do przedstawiania Czytelnikom tych elementów, które normalnie przedstawiałby narrator, oraz tych, które w filmie zostały wyrażone aktorską grą bez słów. Nie chcę za dużo zdradzać, bo pewnie jeszcze wielu z Was nie było w kinie ani nie czytało książki Borowiaka, ale w tej historii znajdziemy wszystko, co powinna zawierać typowa opowieść wojenna: dużo akcji, strzelanin, wybuchów, dylematy moralne, bohaterów i tchórzy, a przede wszystkim śmierć, rany i funkcjonowanie żołnierzy na granicy fizycznej wytrzymałości, a czasem i poza nią. Wszystko to jest na swoim miejscu, ale trzeba szczerze powiedzieć, że Autorom daleko do światowego topu, jest to co najwyżej środek stawki jeśli chodzi o ten gatunek literacki.
Jak na Znak przystało, książce od strony wydawniczej nie można nic zarzucić. Nie uświadczymy żadnych wodotrysków ani choćby jednego zdjęcia, mapki czy rysunku, ale książka została wydana estetycznie z należytą dbałością o korektę i redakcję. Spodobała mi się za to efektowna grafika na okładce.
Czy to jednak wystarczy by skusić Czytelników do zakupu tej pozycji? Mam wątpliwości. Z jednej strony, jeśli ktoś zainteresował się tą wersją historii o Westerplatte, jest duża szansa, że posiada już któreś z wydań „Westerplatte – w obronie prawdy” Mariusza Borowiaka, gdzie Autor w bardzo przystępnym stylu opowiada nie tylko tę historię, ale także jej następstwa i dokonuje pogłębionej analizy. Z książki Znaku nic nowego się nie dowiemy, no chyba że ktoś po nią sięgnie tylko z tego powodu, że jest to powieść o bojach na Westerplatte. Z drugiej strony, jeśli ktoś był już w kinie, książka nie będzie żadnym uzupełnieniem czy poszerzeniem, ale jedynie powtórzeniem treści filmu. Zostają więc ci, którzy ani się tematyką wcześniej nie interesowali, ani nie wybierają się do kina. Wydawca na pewno sobie wszystko przeliczył i wyszło mu, że znajdzie takich osób wystarczająco dużo, by na książce zarobić. Pewnie tak, ale osobiście – będąc po lekturze innych prac na ten temat i wiedząc tyle na temat tej książki – nie zdecydowałbym się na jej zakup. Wolałbym spędzić tych parę chwil w kinie.