Wszyscy nasi Czytelnicy z pewnością przynajmniej słyszeli o Tomie Clancym, wielu też prawdopodobnie czytało przynajmniej jedną jego książkę. W Polsce zyskał wielu fanów, pojawiając się wraz z innymi autorami technothrillerów i thrillerów politycznych w kultowej już Czarnej Serii wydawnictwa AiB. Często zastanawiałem się, dlaczego polscy pisarze nie są w stanie napisać czegoś takiego. Niniejszym przepraszam bardzo. Są w stanie.

Pająk z Góry Katsuragi nie jest technothrillerem w najściślejszym tego słowa znaczeniu, jest to raczej połączenie tego gatunku z political fiction, niemniej jednak jest to naprawdę wysokich lotów literatura sensacyjna, tym bardziej wciągająca, że w dużej mierze oparta na faktach. Nie zrozumcie mnie źle, nie w tym rzecz, że na faktach oparta jest fabuła. Całe jej tło jednak – już tak. Mało tego, można by zaryzykować stwierdzenie, że całe tło fabularne to są fakty. Dlaczego? Powieść, jak widzicie, ma dwóch autorów. Pierwszy, Mirosław Bujko, to dziennikarz, drugi zaś, Waldemar Dziak, jest politologiem, wybitnym ekspertem od spraw Korei Północnej. Gdy pięć lat temu opublikował biografię Kim Dzong Ila, na rozkaz dyktatora przetłumaczono ją na koreański właśnie dla Kima. Spodobała mu się tak bardzo, ze dożywotnio zabronił Dziakowi wstępu na teren KRLD.

Właśnie to, iż Dziak rezultaty niektórych swoich badań umieścił w powieści w postaci tła fabularnego, jest jej największą siłą. Dzięki temu Pająk nie tylko opowiada wciągającą historię o dziewczynce porwanej przez północnokoreańskich agentów i jej przyrodnim bracie, żołnierzu sił specjalnych, ale także uczy, naprawdę uczy Czytelnika wielu rzeczy na temat polityki KRLD i tamtejszej kultury. Można się więc dowiedzieć, w jaki sposób Koreańczycy zdobywają know-how, by prowadzić program zbrojeń nuklearnych, na czym opiera się tamtejsza gospodarka i jak z grubsza wyglądają stosunki na dworze Umiłowanego Przywódcy. Dzieje się to zaś w sposób nieinwazyjny, niemal niezauważalny; jest kilka miejsc, gdzie chęć przekazania Czytelnikowi wiedzy wzięła górę na tyle, że pojawiło się „przegadanie” (zwłaszcza gdy mowa o tytułowym pająku), powieść jednakże w żadnym miejscu nie staje się nudna.

Wręcz przeciwnie, dziennikarskie doświadczenie Mirosława B. wyśmienicie uzupełnia się z przygotowaniem merytorycznym Waldemara D., dzięki czemu Pająk cały czas trzyma w napięciu. Szkoda tylko, że zajawka książki zdradza tak wiele z fabuły, gdyż ta, choć nieskomplikowana, nie jest sztampowa i poznanie opisu powieści trochę zaburza przyjemność z czytania. Również postaci, choć niespecjalnie skomplikowane, nie sprawiają wrażenia odciskanych foremką. Pod względem walorów literackich Pająk w niczym nie przewyższa klasyków literatury sensacyjnej – takich jak Clancy właśnie czy Ken Follett – ale też niczym im nie ustępuje.

Stwierdzam powyższe z prawdziwą przyjemnością, gdyż miło jest mieć świadomość, że w Polsce istnieją pisarze dorównujący Wielkim Sławom Literatury Światowej. Jestem przekonany, że gdyby zapewnić Pająkowi dobre tłumaczenie i odpowiednią promocję, odniósłby sukces na Zachodzie, nie tylko ze względu na jakość powieści jako takiej, ale i ze względu na to, że pisany jest w sposób niewskazujący bynajmniej na narodowość autorów. Poza jednym, dość konkretnym, odniesieniem do naszego kraju, cała reszta osadzona jest mocno w realiach Dalekiego Wschodu.

Doprawdy, to budująca świadomość, że nie tylko Amerykanie, Brytyjczycy i Francuzi potrafią pisać dobrą literaturę sensacyjną. Szkoda tylko, że pewnie świat nigdy się o tym nie dowie i nigdy tego nie doceni. Doceńmy więc chociaż my. Warto, zdecydowanie warto.