Kanwą książki duetu dziennikarskiego – Olivera Schröma i Andrei Röpke – jest historia procesu byłego strażnika SS w obozie koncentracyjnym Theresienstadt, Antona Mallotha (1912–2002). Starania wnuka więźnia zamordowanego przez Mallotha w obozie, aby sprawiedliwości stało się zadość, przewijają się przez wszystkie rozdziały „Cichej Pomocy dla nazistów”. Ta historia miała koniec w roku 2001, kiedy w końcu, po wielu latach zabiegów, walki z opieszałością i celowym sprzeciwem niemieckiego wymiaru sprawiedliwości udało się skazać nazistę na dożywocie. Malloth był już wówczas schorowany i odsiedział (w dość zresztą komfortowych warunkach) niespełna rok wymierzonej kary. W roku 2002 zmarł w celi.
Choć ostatnie lata SS-mana są niejako klamrą spinającą konstrukcję książki Schröma i Röpke, ich dziennikarskie śledztwo ma wymiar znacznie szerszy. Na zebrany materiał składają się zasadniczo dowody zaniedbań (lub celowych działań) instytucji sądowniczych w Niemczech, ale również Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Niemczech i Rzymie oraz humanitarnych organizacji watykańskich na polu „denazyfikacji”, i roli polityki po roku 1945 w „zagospodarowaniu” potencjału (wiedzy, umiejętności, dokumentacji) czołowych niemieckich ludobójców w realiach zimnej wojny. Stworzyło to przychylny klimat dla działalności na rzecz byłych SS-manów takich organizacji postnazistowskich jak tytułowa „Cicha Pomoc” (Stille Hilfe).
Dzięki zebranemu materiałowi źródłowemu książka ta stanowi ważne (i co istotne – niebezpodstawne) oskarżenie polityki pronazistowskiej Kościoła katolickiego, w którego oczach zbrodniarze hitlerowscy byli przede wszystkim antykomunistami i katolikami, więc należało pomóc im w trudnej sytuacji bytowej po wojnie, „nawrócić” z powrotem na katolicyzm, a jeżeli trzeba było – nawet ponownie ochrzcić. W tym sensie książka mogłaby stać się dziełem epokowym, gdyby udało się skłonić Stolicę Apostolską do odtajnienia archiwaliów. Pokazuje także powiązania kościelne z niemieckimi politykami (zwłaszcza z partii FDP, CDU i CSU), środowiskami biznesowymi i zachodnioeuropejską arystokracją (niemiecką, ale również: duńską, szwedzką, holenderską, francuską).
Jest to interesujące tym bardziej, że działalność pomocowa dla środowisk nazistowskich nie kończy się wraz z wymieraniem pokolenia frontowego. Rozciąga się ona na coraz liczniejsze stowarzyszenia i różnej maści organizacje ultraprawicowe, narodowe, pronazistowskie. Autorzy wymieniają kilka ważniejszych ugrupowań o charakterze neonazistowskim: Towarzystwo Antropologii Biologicznej, Eugeniki i Etologii, Koło Miłośników Sztuki Filmowej (organizujące retrospektywy kina propagandowego Trzeciej Rzeszy), Stowarzyszenie Rodzinne Heide, Stowarzyszenie Posiadaczy Ziemskich (ziemiańsko-arystokratyczne), Ariogermańska Wspólnota Bojowa (Bractwo volkistowsko-ariozoficzne), Ordo Teutonis (lub Ordo Novum Templum, Zakon Nowej Świątyni) – reaktywowany po wojnie, nawiązujący do tajnych stowarzyszeń pangermańskich i pogańskich, skupionych wokół postaci duchowych guru Guido von Lista i Jörga Lanza von Liebenfelsa, i wiele innych.
Autorzy zwracają też uwagę na wzrost zainteresowania w Niemczech i niektórych krajach zachodnich ruchami o korzeniach nazistowskich. Odnotowują coraz częstsze przypadki wykupywania starych posiadłości rodowych, stojących na uboczu wielkich miast zamków i pałacyków myśliwskich, aby organizować tam tajemnicze zebrania teozoficzne i rasistowskie. Posiadłość Blankensee pod Hamburgiem, Amholz czy Hetensdorf to tylko trzy punkty na mapie neonazistowskich seminariów i szkoleń. Edukacja (wychowanie ideologiczne „nowego Aryjczyka”) idzie tu bowiem w parze z profesjonalnym, wojskowym szkoleniem bojówek typu Wikingjugend.
Stille Hilfe (założona w roku 1951) jest jedną z najbardziej zakonspirowanych organizacji nazistowskich w obecnych Niemczech. Jej szarą eminencją jest córka Heinricha Himmlera – Gudrun Burwitz. Powiązana z wyżej wymienionymi stowarzyszeniami, mająca rozliczne kontakty w świecie biznesu i polityki, choćby z pozornie neutralnym ideologicznie Towarzystwem Niemiecko-Południowoafrykańskim (DSAG), przyciąga do siebie szanowane i znane osobistości takiego formatu, jak choćby niedawno zmarły arcyksiążę Otto von Habsburg (1912–2011).
„Cicha Pomoc dla nazistów” to niezwykle odważna rozliczeniowa książka niemieckich dziennikarzy śledczych, lewicowych publicystów i politologów. Polskiego czytelnika „Cichej Pomocy…” uderza ogromna szczerość i rzetelność badawcza Autorów. Dzięki niej otrzymujemy ciekawe opracowanie, będące analizą niemieckiego środowiska szlacheckiego, korporacji akademickich czy wreszcie kombatanckich stowarzyszeń weteranów, którym bliskie są wszelkie przejawy germańskiej pychy i głęboko zakorzenionego antysemityzmu. Cieszy zwłaszcza ów głos… Niemców. Autorów niejako pochodzących z rodu katów, nie ofiar. Głos ważny, gdyż podejmujący temat dotąd często celowo pomijany, wygładzany i tuszowany.
Kwestią wstydliwie ukrywaną w pracach niemieckich politologów są współczesne powiązania arystokracji, urzędników federalnych, polityków i dyplomatów z organizacjami takimi jak Cicha Pomoc. Czy jest to porażka demokracji europejskiej czy też świadoma polityka niemieckich elit, że daje się przyzwolenie na niemal jawną działalność stale rosnących w siłę organizacji nazistowskich, „Braune Kameraden”? I czy owe elity są „tylko” uwikłane w narodowy socjalizm czy wręcz go współorganizują?
Na arenie wielkiej polityki, gdzie każde państwo chciało (po 1945 roku) rozegrać własną zimną wojnę o wpływy w nowym układzie sił (marzący o rechrystianizacji Europy Watykan, szykujące się do nowych zbrojeń i podboju kosmosu Stany Zjednoczone, pragnąca gwałtownego rozwoju gospodarczego w oparciu o nazistowskich naukowców Argentyna Juana Peróna, etc.) tylko pozornie myślano o sprawiedliwości i sądzie nad katami Europy. Pozorowano jedynie pogoń za mordercami. Przede wszystkim jednak (i jak zawsze) myślano o sobie.
Konkluzja, która nasuwa się zatem po lekturze „Cichej Pomocy dla nazistów”, jest przygnębiająca: nie ma winnych zbrodni nazistowskich. Ludzie typu Antona Mallotha to dziś „biedni”, schorowani staruszkowie. Wymagają pomocy socjalnej i medycznej. Sądzić ich wydaje się niemal nieludzkie. Poglądy narodowo-socjalistyczne wyznaje mniej lub bardziej jawnie wielu Europejczyków (bo przecież nie tylko Niemców), sympatyków choćby takiego… Andersa Breivika.