Fenomen miłości Polaków do Napoleona był już przedmiotem naukowych rozpraw; nie miejsce tutaj na wgłębianie się w tę problematykę i szukanie jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, skąd tak potężna estyma Cesarza Francuzów wśród mieszkańców kraju nad Wisłą. Gdyby jednak uruchomić wehikuł czasu i cofnąć się do Gdańska z początków XIX wieku z pytaniem, jak gdańszczanie – pozostawmy na boku kwestie narodowościowe – wspominają kilkuletnią obecność wojsk Napoleona w ich mieście, jedyną reakcją, której moglibyśmy oczekiwać, byłby z pewnością stek kalumnii. I nie ma w tym cienia przesady.
W czwartym tomie cyklu „Monografie Muzeum Gdańska” ukazała się przed kilkoma tygodniami książka doktora Andrzeja Nieuważnego: „Klucz do wszystkiego. Dzieje napoleońskiej twierdzy Gdańsk 1807–1814”. Wydawnictwo Arche, przygotowujące tekst do druku, wykonało pracę, za którą należą się osobne podziękowania. Twarda oprawa, dobrej jakości papier (akurat zastosowany krój czcionki nie należy do moich ulubionych, ale to opinia mocno subiektywna) oraz ponad 60 ilustracji i tabel. To wszystko zasługuje na uznanie, a książkę po prostu przyjemnie się trzyma w ręku i przegląda.
Myślę, że nie trzeba interesować się epoką napoleońską, aby przynajmniej raz nie usłyszeć nazwiska autora publikacji. Dla przypomnienia: Andrzej Nieuważny to niestety przedwcześnie zmarły historyk, wybitny znawca Napoleona i jego czasów oraz popularyzator historii. Lubiany z wzajemnością przez rekonstruktorów oraz dziennikarzy, którym – tak jak niżej podpisanemu – swego czasu w sposób klarowny i przystępny wyjaśniał zawiłości napoleońskiego zdobycia Tczewa podczas kampanii w 1807 roku. Tej samej, w której po kilku miesiącach od lutowych walk o gród Sambora zajęto i Gdańsk. W 2009 roku został odznaczony najwybitniejszym odznaczeniem cywilnym Akademii Francuskiej – Orderem Palm Akademickich. Z Francją związał się również zawodowo, wykładając na tamtejszych uczelniach. Doktor Nieuważny zmarł zdecydowanie za wcześnie, w sile wieku i naukowych osiągnięć. „Klucz do wszystkiego” była jego ostatnią, jak się okazało, pracą. Przygotowywaną jako rozprawa habilitacyjna. Ostateczną redakcję dzieła, którą nie zdążył się zająć autor, wykonano już pośmiertnie.
Głównym tematem książki są dzieje gdańskiej twierdzy w latach 1811–1813, kiedy podczas wojny z Rosją decydowała się przyszłość Cesarza Francuzów, ale klamrą spinającą treść są dwa oblężenia – z 1807 i 1813 roku. Autor omawia nie tylko działania militarne, które rozgrywano na przedpolach stolicy Pomorza, ale także – wręcz drobiazgowo, do pojedynczej armaty i funta prochu – wyposażenie garnizonu oraz architekturę militarną twierdzy, będącej zapleczem podczas wojen przeciwko Rosji. Kolejne poruszone zagadnienia to m.in. aktywność wywiadowcza wobec Prus i Rosji oraz działalność gdańskich kaprów przeciwko flocie angielskiej na Morzu Bałtyckim, do czego jeszcze wrócimy. Co istotne, Nieuważny nie tylko skorygował nieścisłości dotąd pokutujące w literaturze przedmiotu, ale też uzupełnił wiedzę o napoleońskiej epoce „Gibraltaru Bałtyku”. Wszystko to dzięki kwerendzie nieznanych dotąd materiałów źródłowych z archiwów rosyjskich i francuskich.
Celem budowy umocnień twierdzy Gdańsk było zabezpieczenie granic francuskich wpływów na północnym wschodzie i wschodzie Europy – wraz z budowanym praktycznie od podstaw Modlinem. W 1812 roku twierdza Gdańsk stała się ofensywną bazą, „żywiącą, ubierającą i zbrojącą idące na północ wielojęzyczne dywizje Wielkiej Armii”. Po klęsce w Rosji odegrała z kolei rolę „fundamentu marzenia Napoleona o ofensywnym powrocie nad Wisłę”. Napisać, że nie był to łatwy czas dla gdańszczan, to napisać niewiele. Miasto trapione kryzysem gospodarczym po rozbiorach Polski i wojnie ekonomicznej Napoleona z Anglią, musiało na dodatek utrzymywać nietani garnizon. W ciągu siedmiu lat, jak już wspomniałem, Gdańsk przeżył dwa oblężenia, po których – już pod ponownym panowaniem pruskim – nastał 130-letni czas pokoju.
Pierwsze z oblężeń zakończyło się w maju 1807 roku. Działania były elementem wojny z IV koalicją antyfrancuską, rozpoczętym po nierozstrzygniętym starciu pod Iławą Pruską. Marszałek François Joseph Lefebvre, po późniejszym zajęciu miasta mianowany księciem Gdańska, ponaglany przez Napoleona, „musiał rozpocząć niekonwencjonalne z punktu widzenia sztuki wojennej przedsięwzięcie: regularne oblężenie bez ciężkich dział”. Dlatego też przełomowym dla oblężenia momentem nie był zmasowany ostrzał napoleońskiej artylerii, ale odparcie wojsk rosyjskich, które uderzyły od strony Bałtyku w kierunku twierdzy Wisłoujście. Broniący się umiejętnie Prusacy stracili tym samym możliwość odsieczy. Pogłębiający się problem z zaopatrzeniem w żywność i zmęczenie oblężeniem sprawiły, że miasto zostało poddane. 27 maja uroczyście wjechał do miasta marszałek Lefebvre, a 1 czerwca – sam Napoleon, który nałożył na miasto kontrybucję w wysokości 20 milionów franków, z czego połowa miała zostać opłacona w gotówce, a reszta w towarach i produktach.
Zawarty po wojnie pokój z Rosjanami i Prusami w Tylży zadecydował o przyszłości Gdańska, który jako autonomiczne Wolne Miasto znalazł się pod protektoratem Prus i Saksonii. Oczywiście rzeczywistą władzę sprawowali Francuzi, którzy pozostawili w mieście wojska na mocy tajnej klauzuli porozumienia z władzami Wolnego Miasta, przewidującej „pozostanie wojsk aż do zawarcia pokoju z Anglią”. Tym samym Gdańskowi przyznano rolę jeszcze jednego rygla w blokadzie kontynentalnej „zmuszającej perfidny Albion do pokoju”. Administracyjnie twierdza Gdańsk podlegała ministrowi wojny, operacyjnie marszałkowi Davoutowi jako dowódcy Armii Renu, a później Armii Niemiec. Aż do jesieni 1810 roku twierdza znajdowała się na peryferiach zainteresowania francuskiej machiny wojennej. Zmieniło się to wraz z widmem kolejnej wojny z Rosją. Rozpoczęto między innymi prace związane ze wzmocnieniem fortyfikacji. Gubernatorem Wolnego Miasta Gdańska był generał Jean Rapp (czerwiec 1807 – grudzień 1813).
Ciekawy fragment książki dotyczy działalności gdańskich kaprów (po francusku corsaires), których zadaniem było uniemożliwienie brytyjskiego handlu na Bałtyku. Angielski przemyt realizowano najczęściej pod banderami państw neutralnych, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych. Utworzona na początku 1808 roku flota kaperska, składająca się z 6–8 jednostek, miała przechwytywać przemycane towary do wszystkich portów bałtyckich, w tym rosyjskich i pruskich. W maju 1810 roku wydano dekret cesarski nakazujący przechwytywanie wszystkich statków amerykańskich. Dekret dotarł do Gdańska trzy dni po wejściu do Nowego Portu amerykańskiego trójmasztowca „Boston Pachet” z bawełną i ryżem z Charleston. Po wyładowaniu części ładunku… amerykański statek uciekł w morze podczas próby zatrzymania. Angielskie statki na działania gdańskich kaprów odpowiadały często ogniem. Przykładowo, we wrześniu 1810 roku angielska fregata zmusiła dwie jednostki korsarskie do powrotu do portu na Helu, gdzie mogły się ukryć pod osłoną dział z reduty. Desant Anglików został odrzucony, co w rewanżu skończyło się zniszczeniem wioski przez ogień dział okrętowych. Zdobywane przez kaprów statki i towary wzbogacały kasę gdańskiej twierdzy i służyły celom wywiadu – uwięzione załogi płynące do Rosji były przesłuchiwane według określonego formularza.
Po porażce Napoleona w Rosji i nieudanym odwrocie twierdza Gdańsk miała stać się opoką dla cofającej się armii – arsenałem i magazynem, niezbędnym do jej odtworzenia. Armia potrzebowała artylerii i koni. Tymczasem w styczniu 1813 roku pod murami miasta pojawili się pierwsi Rosjanie, nie do końca zdając sobie sprawę z liczebności garnizonu. Szacowano, że w Pradze, Modlinie, Serocku, Toruniu i Gdańsku jest łącznie około 8 tysięcy żołnierzy, tymczasem tylko w Gdańsku było ich czterokrotnie więcej. Oblężenie trwało do listopada, nie licząc okresu rozejmu między czerwcem a sierpniem. Wielojęzyczny garnizon był jednak potężny tylko na papierze, bo pełen zrezygnowanych, rannych i umierających na różne zakaźne choroby żołnierzy. Nie było szans na wyżywienie wojsk i cywilów, stąd decyzje o eksmisjach kolejnych grup mieszkańców, często błąkających się bez nadziei między liniami wojsk. Na brak żywności żołnierze odpowiadali nocnymi polowaniami na psy i koty. Pojawiały się też upiorne doniesienia o kanibalizmie.
Październikowa klęska Napoleona w bitwie pod Lipskiem uświadomiła obrońcom Gdańska, że nie ma co liczyć na powrót cesarza nad Wisłę. Obrona miasta, trapionego ostrzałem i pożarami niszczącymi ostatnie zapasy, straciła sens. Honorową kapitulację podpisano 29 listopada, ale car Aleksander I zażądał wypuszczenia z twierdzy wyłącznie wojsk niemieckich i bezwzględnej niewoli dla reszty garnizonu. Gubernator Rapp zgodził się na nowe warunki miesiąc później. Jak odnotował historyk epoki napoleońskiej, generał Marian Kukiel, zniknął tym samym „prawdziwy wysunięty szaniec północny upadającej Europy napoleońskiej”.
Książkę doktora Nieważnego, mimo iż jest to praca naukowa, czyta się w płynnie i przyjemnie. Choć niektórych mogą nużyć szczegółowe wyliczenia dotyczące na przykład zgromadzonego w twierdzy arsenału, mniej emocjonujące fragmenty nie mogą mieć decydującego przełożenia na ostateczną opinię o publikacji. A ta jest jak najbardziej pozytywna i dobrze, że za temat zabrał się tak wybitny historyk epoki napoleońskiej.
Książkę można kupić w sklepie internetowym Muzeum Gdańska.