Piloci polskich dywizjonów myśliwskich walczących w szeregach RAF-u okazali się nie tylko wybitnymi łowcami, ale też wcale płodnymi pisarzami. Szczególnym dorobkiem literackim wykazać się mogą Witold Urbanowicz i Wacław Król, ale przynajmniej jedną książkę napisali również na przykład Jan Zumbach, Jerzy Damsz czy nasz dzisiejszy bohater – Bohdan Arct. „Niebo w ogniu” to swoista antologia, połączenie w jednym woluminie trzech książek autora.
Dla Czytelnika obytego z pisarstwem drugowojennych żołnierzy polskich niewiele w tej pozycji będzie zaskakujące. Styl Arcta to ta sama dobrze znana, zrodzona jeszcze z przedwojennej edukacji polszczyzna zabarwiona kalkami z języka angielskiego. Co bardziej wrażliwi odbiorcy mogą czuć się zirytowani takimi wtrętami, ale domaganie się ich poprawienia zwiastowałoby wyjątkową małoduszność. Walczący na froncie zachodnim polscy oficerowie – zwłaszcza, ale nie tylko piloci – wytworzyli sobie swoisty dialekt, który już wówczas delikatnie odbiegał od standardów polszczyzny, a teraz, gdy język nasz wyewoluował, odbiega od nich jeszcze bardziej.
Książki takie jak ta są świadectwem istnienia owego dialektu i współczesna korekta powinna ingerować w tekst w możliwie najwęższym zakresie, ograniczając się jedynie, i to zgoła nie zawsze, do interpunkcji i ortografii. Ot, na przykład gdy imię Amerykanina Lance’a Wade’a zapisano jako „Lence” – wskazana byłaby ingerencja korekty.
„Niebo w ogniu” opowiada o karierze autora w roli pilota myśliwskiego na froncie zachodnim i afrykańskim, a następnie w roli jeńca wojennego po lądowaniu ze spadochronem nad okupowaną Holandią. Znajdzie tu Czytelnik zmagania nie tylko z myśliwcami i bombowcami Luftwaffe, ale także z pustynnym gorącem czy pociskami V-1, jednak pod względem informacyjnym zdecydowanie najcenniejszy jest opis niewoli, jakiej doświadczył autor pod koniec wojny. Powód jest oczywisty: unikalność tego opisu, a tym samym jego niezwykle wysoka wartość źródłowa. Z pewnością istnieją też inne wspomnienia z niewoli – i to po obu stronach frontu – jednakże należą do rzadkości i już choćby dla tych paru rozdziałów warto się zapoznać z „Niebem w ogniu”.
Czyta się Arcta płynnie i szybko, muszę jednak przyznać, iż jeśli choć li tylko o talent literacki i umiejętność wciągnięcia Czytelnika, większą sprawnością wykazali się Urbanowicz czy Damsz. Jeśli więc szukasz książki do poczytania tylko dla przyjemności, a warstwę faktów traktujesz jedynie jako przyjemny dodatek, poleciłbym raczej kogoś z tej dwójki. Jeżeli jednak oczekujesz w głównej mierze informacji, a dopiero na drugim miejscu stawiasz formę, Arct będzie równie doskonałym wyborem, gdyż pod względem faktograficznym jest to książka niezwykle cenna.
Oczywiście, jak każda biografia, ma typowe dla tego gatunku wady, a więc przede wszystkim subiektywne podejście i w najlepszym razie pojedyncze odniesienia do jakichkolwiek źródeł. Nie jest to jednak wada w ścisłym znaczeniu tego słowa – ot, cecha gatunku raczej. Z cytowanych dokumentów bodaj największą wartość – także humorystyczną – mają listy, jakie od swoich żon, przyjaciółek i krewniaczek dostawali towarzysze niedoli autora z niemieckiego obozu. „Niebo w ogniu” jest też dziełem bardzo osobistym, Arct bynajmniej nie unika wzmianek o głęboko prywatnych aspektach własnego życia, co może i nie zwiększa jej wartości okołohistorycznej, ale zdecydowanie zbliża Czytelnika do autora.
Przyznam na zakończenie, iż wielce się cieszę, iż książka Arcta trafiła w moje ręce. Spełniła bowiem dwa warunki, od których zależy, czy dana pozycja jest warta przeczytania – zapewniła mi rozrywkę i poszerzyła moją wiedzę, z większym naciskiem na to drugie. Zdecydowanie warto więc się nią zainteresować.