Niniejsza recenzja nie była dla mnie łatwym zadaniem z dwóch powodów. Po pierwsze: trudno oceniać ludzkie wspomnienia, po drugie zaś: ich tematem jest bardzo kontrowersyjny okres stosunków polsko-niemieckich, a mianowicie okres wysiedleń milionów Niemców z terenów przydzielonych Polsce i ZSRR na podstawie ustaleń przywódców Wielkiej Trójki. Tereny te dotyczącą wschodnich rubieży przedwojennych Niemiec: Prus Wschodnich, całego Pomorza, Górnego i Dolnego Śląska oraz ziemi lubuskiej.
Dlatego też biorąc do ręki publikację wydaną przez zakrzewskie wydawnictwo Replika, miałem obawy co do jej bezstronności i rzetelności. Do lektury podszedłem bardzo skoncentrowany, chcąc poznać „niemiecki” pogląd na sprawę wysiedleń i ewentualnych żądań zadośćuczynienia. Już na wstępie informuję potencjalnego Czytelnika, iż niniejszy zbiór nie ma charakteru antypolskiego ani nie jest orężem w walce o odszkodowania. Mimo to natrafiłem na parę nieprawdziwych sformułowań, które jednak nie wpływają na ocenę publikacji. Warto przy tym pamiętać, iż w tego rodzaju tekstach bardzo ważną rolę ogrywają emocje, które decydują o subiektywnej ocenie autora danej relacji.
W rzeczywistości „Nie było powrotu” jest jedynie zbiorem osobistych przeżyć osiemnastu przedstawicieli ludności wschodnich terenów Rzeszy Niemieckiej, którzy za dyktaturę Hitlera oraz przegraną wojnę utracili własny Vaterland. Zbiór powstał na kanwie spisanych oraz opublikowanych już wcześniej relacji mieszkańców Prus Wschodnich oraz Dolnego Śląska, dla których wkroczenie Armii Czerwonej nie oznaczało końca nieszczęść.
Wspomnienia dzielą się na dwie części: Ucieczka (zawarte w niej historie dotyczą ucieczki ludności Prus Wschodnich już przed zbliżającym się frontem w styczniu/lutym 1945 roku) i znacznie obszerniejsza Wypędzania (narratorami własnych przeżyć oraz pozostałych współziomków są mieszkańcy zarówno Prus, jak i Śląska). Co ważne, opowieści nie kończą się na opuszczeniu rodzinnych stron, lecz opisują również trudne losy w chwili przybycia na „niemieckie” ziemie.
Polski wydawca wzorowo zadbał o bardzo dobrą przedmowę, która nakreśla problematykę wysiedleń oraz jej skutków. Od „odpowiedzialności i rzetelności” nie ucieka również sam Herbert Reinoss, który wyraźnie daje do zrozumienia, iż niniejsza publikacja nie stanowili elementu przetargowego, lecz jest pomnikiem pamięci i wyrazem szacunku dla osób, które musiały najciężej pokutować za narodowe grzechy.
Co mnie osobiście zaskoczyło w czytanych ludzkich losach?
To, że po przybyciu do nowych Niemiec byli odrzuceni przez resztę niemieckiego społeczeństwa, byli wręcz, jak podkreślają niektórzy autorzy, traktowani jak obywatele drugiej kategorii. Nie sądziłem, że Niemcy okażą się tak nieprzychylni wygnanym z własnych domów rodakom, którzy najbardziej cierpieli za wspólne winy. Z pozytywnej strony zaś miła okazała się ich „wieczna i niczym niezrażona” miłość do utraconej małej ojczyzny oraz odczuwana już w okresie powojennej „wędrówki ludów” solidarność i pewna duchowa więź między niemieckimi a polskimi repatriantami.
Autorzy wspomnień nie przedstawiają Rosjan czy Polaków jednostronnie negatywnie. Co więcej, często podkreślają ich szlachetne czyny. Nie ma jednak jakichkolwiek obaw, aby dać świadectwo występującym wśród zwycięzców częstym przejawom barbarzyństwa. Choć wspominane niecne czyny odnoszą się głównie do Rosjan, to jednak i Polacy nie są bez winy. Polskiego odbiorcę może mocno uderzyć zwłaszcza buta większości administracji polskiej podporządkowującej sobie nowo otrzymane tereny oraz brutalność polskiej milicji oraz urzędów bezpieczeństwa. Negatywnie zadziwia również nieprzychylny stosunek polskiego kleru do niemieckich braci w wierze.
Zapewniam, iż wspomnienia wypędzonych nie mają charakteru rewanżystowskiego wobec Polaków bądź Rosjan. Bohaterowie książki zdają sobie sprawę, iż to ich rodacy nakręcili spiralę nienawiści, której „owoce” sami później zebrali. Są świadomi, że wojenna znieczulica spowodowała częste przemienianie się ofiar w katów. Nie możemy o tym zapominać ani przesłaniać tym zjawiskiem win popełnionych i przez naszych rodaków. Przemoc nie może usprawiedliwiać przemocy.
Należy również ująć w recenzji parę słów o aspekcie technicznym publikacji. Wydanie należy określić mianem zwykłego, choć w dobrym tego słowa znaczeniu. Występują co prawda błędy w redakcji tekstu, ale nie jest to na szczęście plagą. Papier co najwyżej średni, tak jak miękka oprawa. Nie znajdziemy niestety żadnych ilustracji, grafik, a duża szkoda.
Dlaczego warto sięgnąć po wspomnienia niemieckich wysiedleńców? Przede wszystkim, aby wokół dyskusji toczonej wokół niemieckich roszczeń znać historię z przeciwnego punktu widzenia. Apeluję, abyśmy nie oburzali się na tego rodzaju publikacje, gdyż wysiedlenia są nieodłączną części naszej wspólnej niemiecko-polskiej historii i w założeniu winny służyć wzajemnemu zrozumieniu i uszanowaniu godności ludzkiej.
Po niniejszej lekturze słynny cytat z listu biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 roku „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie” nabrał dla mnie nowego, jeszcze bardziej głębokiego i pojednawczego znaczenia…
Tytuł oryginalny: „Es gab kein zuruck”
Przekład: Jola Zepp
ISBN: 978-83-60383-55-1
Rok wydania: 2008
Nr wydania: 1
Oprawa: miękka
Liczba stron: 280
Wymiary: 145 x205