Jak już niejednokrotnie wspominałem, „Bitwa o Anglię” Bungaya wyznaczyła na długie lata standardy pisania o zmaganiach RAF-u z Lutfwaffe na przełomie lata i jesieni 1940 roku, stawiając jednocześnie pod znakiem zapytania zasadność publikowania innych książek przekrojowych na ten temat, książek, które po prostu muszą być gorsze pod wieloma względami, jeśli nie pod każdym. Niemniej jednak, trudno się dziwić, że w okrągłą, siedemdziesiątą rocznicę rzeczonej bitwy ukazały się w Polsce liczne publikacje na ten temat, zarówno autorów polskich, jak i zagranicznych.
Na szczęście książka Michaela Kordy wydana przez AMF, wydawnictwo znane w tym sektorze rynku dzięki słynnemu dziełu Lynne Olson i Stanleya Clouda (na marginesie: szkoda, że nie pozostawiono tamtej, ładnej szaty graficznej; obecna jest estetyczna, ale jakby pospolita1), nie jest jakimś gniotem obliczonym na wyciśnięcie jakichś pieniędzy przy okazji rocznicy. Wręcz przeciwnie, mamy tu do czynienia z porządnie wykonaną, przemyślaną, interesującą publikacją.
Problem w tym, że „Bitwa o Anglię” Kordy na każdym polu ustępuje „Bitwie o Anglię” Bungaya (swoją drogą, chłosta należy się polskim wydawcom – oryginalne tytuły tych książek, w moim doraźnym przekładzie, to „Na skrzydłach niczym orły” i „Najgroźniejszy wróg”). Jeśli Korda o czymś pisze, możemy spokojnie założyć, iż napisał o tym również Bungay, a do tego napisał więcej i przedstawił szerszą bazę źródłową. Temu pierwszemu zdarzają się gdzieniegdzie dziwne skróty myślowe i uproszczenia, a choć praca Bungaya też nie była od nich wolna, miała na swoją obronę dużo większą wartość całej treści. Należy więc w tym miejscu postawić pytanie: czy jest cokolwiek, co mogłoby skłonić potencjalnego Czytelnika do sięgnięcia po recenzowaną tu książkę?
Otóż tak. Jest jedna kwestia, której Michael Korda poświęcił więcej miejsca niż Stephen Bungay, mianowicie rola marszałka Hugh Dowdinga. W pewnym sensie cała publikacja to długi, pełen argumentów wywód na temat jego zasług, wywód uzasadniający, dlaczego właśnie ten oficer powinien być uznany za głównego architekta zwycięstwa RAF-u – i jest to bodajże jedyny czynnik uzasadniający istnienie tej książki na rynku. A Polacy? No cóż, u Bungaya o Polakach było mało, a tutaj… jest niewiele więcej. Trochę szkoda.
W ostatecznym rozrachunku książka Michaela Kordy może się okazać wyśmienitym przetarciem dla młodego adepta nauk historycznych (lub też, nazwijmy to umownie, początkującego pasjonata), który dopiero zaczyna przygodę z tym fascynującym okresem II wojny światowej. Tym bardziej, że czyta się ją łatwo i szybko, a skromna liczba przypisów okazuje się wówczas dodatkowym ułatwiaczem. Jednakże Czytelnik mający już za sobą lekturę Bungaya, Kutznera, Gretzyngiera, Kershawa (żeby ograniczyć się do recenzowanych u nas) i kilku innych autorów lepiej uczyni, jeśli będzie się trzymał z daleka od książki Kordy. Nie dowie się z niej zbyt wielu nowych rzeczy, sama obrona Dowdinga to chyba trochę za mało. Wolałbym, aby Korda napisał biografię Dowdinga, odsuwając do roli tła bitwę o Anglię jako taką. Wszyscy wyszliby na tym dużo lepiej, a zwłaszcza Czytelnik.
Przypisy
1. Aby zachować pełną uczciwość w stosunku do wydawcy, winienem dodać, że okładka wersji polskiej jest taka sama jak okładka wersji angielskiej. Możliwe więc, iż jej zachowanie wymusiły względy licencyjne. Ale nawet jeśli, to i tak szkoda.