Gdyby ktoś zapytał mnie o największego Rambo polskiej literatury, bez chwili wahania wskazałbym Adama Gawlika, bohatera Męskiej Sprawy – książki, która w wielu elementach wydaje się być kalką tej kinowej serii. Wartka akcja, mnóstwo krwi, miłość, zbrodnia i zemsta, a przede wszystkim bohater – profesjonalny zabójca, który potrafi w pojedynkę rozprawić się z oddziałem wrogów. Jednak o ile filmowa opowieść to typowa, hollywoodzka jatka trwająca 90 minut, to książka Kędzierskiego posiada kilka atrybutów, stawiających ją wyżej niż amerykański hit kinowy.

Adam Gawlik jest osobą niezwykle doświadczoną przez los, wychowywał się bez rodziców, w rodzinie brata alkoholika. Życia uczył się od kolegów z biednego żarskiego podwórka. Prawdopodobnie historia Adama potoczyłaby się zgoła inaczej, gdyby któregoś dnia nie spotkał znienawidzonego nauczyciela języka polskiego ze szkoły podstawowej. Mimo początkowej antypatii zawiązała się między nimi przyjaźń, a stary belfer stał się dla Adama kimś więcej niż tylko przyjacielem. Zastąpił mu ojca, a lekcje sztuk walki emerytowanego komandosa – nauczyciela, dane młodemu chłopakowi na zawsze ukształtowały jego osobowość. Później życie Adama Gawlika toczyło się często poza jego kontrolą – śmierć narzeczonej, dezercja z wojska, służba w armii radzieckiej, wreszcie bycie najemnym żołnierzem i powrót do rodzinnego kraju, a wszystko to wypełnione brutalnością, męstwem i zwierzęcą precyzją. Jednak Gawlik, to wbrew pozorom nie tylko żołnierz i zabójca szkolony przez liczne armie i wywiady, ale także zwykły człowiek i dla wielu wierny przyjaciel, którego los rzucił w wir wojen w najgorszych miejscach na ziemi, często wbrew jego woli.

Przez długi czas, kiedy czytałem „Męską Sprawę” irytowała mnie jej rozbudowana fabuła, mnóstwo wątków pobocznych i nudnawych historyjek, niewiele wnoszących do historii Gawlika, jak na przykład początkowa scena z młodą kobietą i mnichami czy też kilkunastostronicowa opowieść o opiece nad psem sąsiadki. Pod koniec stwierdziłem jednak, że były one niezłym, a nawet niezbędnym dodatkiem do rozdziałów przesiąkniętych krwią i cierpieniem, bez których ta sensacyjna powieść stałaby się czymś pokroju kinowego Liberatora czy wspomnianego już wcześniej Rambo. A tak opowieść o polskim zabijace zyskała duszę i jednocześnie została zgrabnie wpleciona w teraźniejsze wydarzenia, znane nam z pierwszych stron gazet, które poznajemy jednak dopiero w zaskakującym zakończeniu, także zaliczonym przeze mnie in plus powieści.

W mojej opinii „Męska Sprawa” napisana jest ciekawie, szybko się ją czyta i nie odstrasza nawet jej długość – ponad 500 stron, które wypełnione wieloma zaskakującymi wydarzeniami i zwrotami akcji oraz najważniejszymi w życiu mężczyzny uczuciami – miłością, przyjaźnią i chęcią zemsty za wszelką cenę, są męską sprawą, z którą warto się zapoznać. Jednak książka Marka Kędzierskiego nie jest idealna. Negatywnie w mojej pamięci zapisały się dialogi – czasem wydawały się sztuczne, zawierające naciągany humor i chociaż może pasowały do stworzonej fabuły i ogólnego stylu książki, to mnie miejscami drażniły, mimo to uważam, że „Męska Sprawa” jest godna polecenia. Stanowi niezłą pozycję dla facetów, szukających opowieści o polskim Supermanie, którego przeznaczenie nie oszczędza, a każdy kolejny kop w tyłek od losu jest impulsem do jeszcze większego zaangażowania i implikuje jedno uczucie – chęć zemsty.