Każdy, kto miał chęć się zainteresować początkiem II wojny światowej na froncie wschodnim, wie już, co stało się z tysiącami radzieckich czołgów, które zostały rozniesione przez Niemców. Stop! Po pierwsze wojna na wschodzie nie zaczęła się wraz z niemieckim atakiem na Kraj Rad, ale 17 września 1939 roku, a po drugie Niemcy nie roznieśli radzieckich dywizji, ale sprzęt został porzucony przez sołdatów, którzy panicznie uciekli na wschód. Ale nie czepiajmy się szczegółów. Wojna była, a czołgów radzieckich niet. Czołgi to jedno, ale tak dzisiaj, jak i siedemdziesiąt lat temu nie dało się prowadzić zwycięskiej kampanii bez uzyskania panowania w powietrzu. I to się Niemcom udało. Ale jak do tego doszło? Przecież radzieckie lotnictwo liczyło o tysiące myśliwców więcej niż w jakimkolwiek momencie swego istnienia miała potężna Luftwaffe. A tym bardziej więcej niż miała Luftwaffe zmęczona i wyniszczona dwoma latami walk na Zachodzie. Problem ten na tyle zainteresował rosyjskiego historyka-samouka Marka Sołonina, że napisał o tym książkę.

Tytuł odnosi się do słów innego popularnego autora, do którego Sołonin jest porównywany – Wiktora Suworowa, który w serii Lodołamacz stwierdził, że do pogromu radzieckiego lotnictwa doszło o pierwszym brzasku, kiedy to lotnictwo niemieckie zaatakowało śpiące lotniska i większość samolotów zniszczono na ziemi. Jako człowiek z wykształcenia i zawodowo zajmujący się lotnictwem Sołonin poczuł, że coś z teorią Suworowa jest nie tak, dlatego postanowił pokazać, jak to naprawdę na tych uśpionych lotniskach było.

Zanim jednak autor dojdzie do wyjaśnienia owych zdarzeń, poświęci dwie trzecie książki innym sprawom. Całość jest bardzo ciekawa, jednak dla mnie najciekawsze okazały się nie fragmenty o samym przebiegu działań zbrojnych, ale część pierwsza, w której przedstawiono teorię budowy samolotów i zastosowania lotnictwa w czasie II wojny światowej. Może nie czytałem zbyt wielu książek na ten temat, ale w żadnej nie spotkałem się z tak dokładna analizą poszczególnych elementów, które wpływały na to czy dany samolot mógł być uważany za dobry lub słaby. Autor wziął pod uwagę materiały, z których budowano samoloty, układy konstrukcyjne, rodzaje silników, systemy chłodzenia, typy i różnice w uzbrojeniu. Do tego dołożył analizę taktyki stosowanej przez siły powietrzne poszczególnych państw oraz analizę zależności pomiędzy sukcesami a typami samolotów i wyszkoleniem pilotów. Wyniki okazały się, jak dla mnie, nader intersujące i zaskakujące. Autor obalił przy tym kilka mitów, na które można natknąć się w popularnych opracowaniach dotyczących tego zagadnienia. Było przy tym konieczne omówienie pewnych zagadnień z fizyki, ale nie obawiajcie się, wszystko jest napisane zrozumiale, nawet dla tych, którzy z fizyką są na bakier. Poruszanie się w tych zagadnieniach wymaga odpowiedniej terminologii, dlatego trochę szkoda, że w niektórych miejscach, gdzie mowa jest o masie (liczonej w kilogramach), zastosowano słowo „ciężar”, który w fizyce oznacza co innego i podawany jest w niutonach. Bardziej kuriozalne było użycie w jednym miejscu na określenie prędkości skrótu km/g zamiast km/h, chociaż jak popatrzyłem na klawiaturę, uznałem, że może to tylko literówka (bardzo niefortunna), bo oba znaki są obok siebie, a we wszystkich innych miejscach jest poprawnie.

Drugą część poświęcono stanowi lotnictwa radzieckiego w przededniu wojny. Znajdziemy tam przegląd konstrukcji lotniczych, ale przede wszystkim opis rywalizacji poszczególnych biur konstrukcyjnych o względy Stalina i pałacowe gierki dworzan czerwonego cara, którzy dbając o własne interesy i przywileje, nie zawsze postępowali tak, jak by tego wymagał interes radzieckiego państwa. Rzuca to zupełnie nowy obraz funkcjonowanie Związku Radzieckiego, o którym przeważnie myślimy że funkcjonowało jak armia i każdy rozkaz Stalina natychmiast posłusznie wykonywano. Tu widzimy rozmaite grupy wpływów, które potrafiły manipulować gospodarzem Kremla, wykorzystując jego nieznajomość branży lotniczej – w końcu na wszystkim nawet ktoś taki jak Wódz Narodów nie mógł się znać.

Wreszcie dochodzimy do trzeciej części, gdzie autor odpowiada, jak to się stało, że w końcu czerwca 1941 roku doszło do pogromu radzieckiego lotnictwa. A właściwie dlaczego, mimo że do owego pogromu nie doszło, radzieckie lotnictwo przestało istnieć? Nie będę wam psuł zabawy i opisywał konkluzji autora. Kto czytał poprzednią książkę Sołonina, mniej więcej już powinien się orientować, o co chodziło. Wystarczy, że powiem, że cały wywód jest bardzo logiczny i dobrze udokumentowany. Trudno się w nim doszukać jakichś słabych punktów.

Wydając około czterdzieści złotych, w zamian dostajemy od Rebisu intersującą, porządnie przetłumaczoną, ładnie wydaną i wzbogaconą wkładkami z ilustracjami książkę o jednym z najdonioślejszych, choć ciągle tajemniczych momentów II wojny światowej. Czy warto? Zdecydowanie tak!

PS Zapomniałem wspomnieć o jednym, tradycyjnym niemal błędzie w tego typu książkach. Myśliwiec P-39 został w niej nazwany oczywiście Aircobra zamiast poprawnego Airacobra.