Zapewne wszyscy zainteresowani II wojną światowa na wschodzie znają już Marka Sołonina. Ten rosyjski autor wzorem Wiktora Suworowa i kilku innych niezależnych badaczy postanowił pokazać Czytelnikom nową, odkłamaną bądź, jak wolą inni, odmienną od oficjalnej wersję historii. Nawet jeśli nie czytaliście jego poprzednich książek, co byłoby sporym błędem, to pewnie przynajmniej widzieliście ich recenzje na naszej stronie. W „22 czerwca” i „Na uśpionych lotniskach…” autor skupia się na problemie klęski Armii Czerwonej w obliczu ataku znacznie słabszego wroga. Najnowsza książka jest bardziej podobna do prac Suworowa, bo oprócz dalszego wyjaśniania przyczyn początkowej klęski jedną z jej tez jest to, że Hitler uprzedził atak Stalina o jeden dzień.

W pierwszej części autor przedstawia stan, w jakim znajdowała się Armia Czerwona w 1941 roku. Autor dokonuje podsumowania dotychczasowych jej osiągnięć – za takie niewątpliwie należy uznać pokonanie Japończyków nad Chałchyn-goł – stanu liczebnego i wyposażenia. Analizie zostaje także poddana radziecka myśl wojskowa, która stała wówczas na wysokim poziomie, bo wystarczy wspomnieć, że owa bitwa z Japończykami była pierwszym praktycznym zastosowaniem idei, którą później Niemcy nazwali Blitzkriegiem. Oczywiście nie wszystko było idealne i tu autor szczególnie pochyla się nad zagadaniem ciągłych rozterek radzieckich wojskowych czy lepsze są ogromne korpusy zmechanizowane, czy może mniejsze brygady. Wreszcie opisuje MP-41 czyli plan mobilizacyjny na rok 1941, to jest jeden z najważniejszych dokumentów w czasie przygotowań do ewentualnej wojny. Część pierwszą poświęcono faktom na tyle, na ile można było je na obecnym stanie wiedzy ustalić i ich analizie.

Druga część to już w większej mierze praca analityczna samego autora nad tym, co z tych zebranych przez niego wcześniej faktów wynika. Stawia trzy hipotezy, dlaczego 22 czerwca stało się to, co znamy z kart historii. Pierwsza opiera się na założeniu, że przywódcy Związku Radzieckiego, karmieni złymi danymi wywiadowczymi, nie spodziewali się, że Niemcy uderzą tak skromnymi siłami, ponieważ wszystkie radzieckie plany wojny z tym przeciwnikiem zakładały, że przeciwnik skoncentruje do pierwszego uderzenia około 260 dywizji, toteż nie niepokoili się, kiedy u zachodnich granic niemieckich dywizji było o niemal 200 mniej w porównaniu do ich założeń. Druga hipoteza Sołonina mówi o przygotowywaniu radzieckiego na zachód na początek lipca 1941 roku. Trzecia wreszcie i zdaniem autora najbardziej prawdopodobna hipoteza mówi o rozpoczęciu radzieckiego ataku 23 czerwca, a dzień wcześniej miały się dziać rzeczy, przy których prowokacja gliwicka była niewinną igraszką. Jakie? Sięgnijcie po książkę, bo warto.

Ostatnia część książki to wyjaśnienie, dlaczego niezależnie od rozwoju sytuacji, czyli hipotetycznego ataku na zachód i prawdziwej obrony przed niemiecką agresją, armia radziecka musiała ponieść klęskę. Dwadzieścia cztery lata panowania komunistów z ich terrorem, gułagami, głodem, czystkami i wszystkim, co o nich wiemy, spowodowało całkowitą utratę zdolności bojowych pojedynczego radzieckiego żołnierza, który nie chciał się bić za taki kraj. Potwierdzeniem tego jest skala dezercji, o czym była mowa w poprzednich, ale także i w tej książce. Patrząc szerzej, nałożyła się na to także rosyjska zła „tradycja” wojskowa, zgodnie z którą organizacja była na poziomie zerowym, a powszechne było bałaganiarstwo, brak własnej inwencji wśród dowódców i ogólny brak przygotowania do wojny z nowocześnie myślącym, posiadającym bojowego ducha przeciwnikiem. Nie było to zjawisko typowe dla okresu komunizmu, ale korzeniami sięgało wiele wieków wstecz i – to już moja opinia – trwa do dzisiaj.

„23 czerwca” została napisana w takim samym, wymagającym, ale przyjemnym stylu jak dwie poprzednie pozycje tego autora. Po szczegóły odsyłam do recenzji. Z ciekawostek warto wspomnieć, że Sołonin przywołuje powieść Stanisława Lema „Niezwyciężony”, określając ją mianem „starej, solidnej literatury science fiction” – miło. Tak samo wydawnictwo Rebis, które stoi za polskim wydaniem, ponownie stanęło na wysokości zadania i choć nie ustrzegło się kilku błędów, to nie mogą one zaważyć na końcowej ocenie książki jako całości. Mimo że są to literówki: 80 mm zamiast 88 mm przy omawianiu słynnego niemieckiego działa, brak cyfry 1 w tytule rozdziału MP-41 czy określenie prędkości maksymalnej czołgu BT-7 na 2 km/h, to jednak w książce Rebisu nieco zaskakują.

Jeśli czytaliście poprzednie książki tej serii, do najnowszej nie muszę was zachęcać, bo pewnie już dawno ją macie. Pozostali także powinni się w nią zaopatrzyć, nie tylko po to, by poznać zdanie autora na temat wydarzeń z czerwca 1941 roku, ale aby przeczytać ciekawą analizę na temat radzieckiej armii w ogóle.