Zwykle na opowieści o nazistowskich eksperymentach, okultyzmie i zamku Wewelsburg reaguję alergicznie i nie tykam tego typu lektur. Dla Pawła Majki i Radosława Rusaka czynię jednak wyjątek. Z zadania, które przed sobą postawili, wybrnęli całkiem nieźle, a do tego w tle majaczą niewyraźne cienie Wielkich Przedwiecznych.
Zapowiedź książki wprowadza nieco w błąd. Czerwiec roku 1964, wybuchła trzecia wojna światowa i nikt nie wie, dlaczego Związek Radziecki ruszył na zachód. Czytelnicy, podobnie jak bohaterowie, gubią się w domysłach. Nic do siebie nie pasuje, okazuje się bowiem, że od kryzysu kubańskiego trzy lata wcześniej Amerykanie rzucili się do poszukiwania, zdobywania i kradzieży historycznych artefaktów, a najchętniej szukają ich w państwach komunistycznych. Agenci CIA odwiedzają także zamek SS w Wewelsburgu, skąd, ku konsternacji obserwujących ich agentów brytyjskich służb, wywożą skrzynie z tajemniczymi dokumentami.
Problem w tym, że takie same działania prowadzą Rosjanie. Co więcej zaczęli działać wcześniej, a nawet stworzyli specjalną jednostkę rekrutujących historyków, archeologów i poszukiwaczy skarbów z wszystkich krajów bloku wschodniego.
Autorzy stworzyli całą plejadę barwnych bohaterów. Są więc polscy komandosi, prowadzący działania dywersyjne na terenie Niemiec Zachodnich. Jest złożona w większości z imigrantów grupa brytyjskich agentów usiłujących rozwikłać, o co chodzi Amerykanom i Rosjanom. Są amerykańscy i radzieccy łowcy skarbów, a we wszystkich tych grupach znajdują się oczywiście Polacy, rozrzuceni po świecie przez zawieruchę poprzedniego globalnego konfliktu. Wszyscy uwikłani nie tylko w wojnę światową, ale też coraz bardziej bezpardonową walkę wywiadów, gdzie nikt nie jest tym, za kogo się podaje. Pojawia się nawet wątek walki o władzę na Kremlu i obalenie Chruszczowa przez Breżniewa.
Do tej pory wydawnictwo Znak opublikowało dwa z trzech tomów, w Internecie mają też pojawić się opowiadania rozwijające wątki poboczne. „Czerwone żniwa” prezentują średni poziom dla tego typu literatury. Książki są sprawnie napisane, chociaż pod koniec drugiego tomu fabuła zaczyna przyspieszać i nieco się rozłazić, jakby wydawca zaczął poganiać Autorów, gdyż wyczerpania pomysłów nie można im zarzucić.
Komu można polecić „Czerwone żniwa”? Autorzy zdecydowali się na ciekawy eksperyment, który nie wszystkim Czytelnikom może się spodobać. Mieszanie political fiction z fantastyką tym razem dało pozytywny efekt, ale ostateczny werdykt zależy od Czytelnika. Warto jednak dać tej serii szanse w trakcie wolnych dni.