Rewolucja… To słowo przerażające i fascynujące zarazem, podobnie jak zjawisko, do którego się odnosi. Rewolucja francuska w powszechnej świadomości kojarzy się z gilotynami, rewolucja październikowa – z Leninem i tysiącami ludzi mordowanych od Koli po Kamczatkę.

Zmarły w 2004 roku amerykański historyk Martin Malia pracował u kresu życia nad książką, którą zamierzał zatytułować „Wzorzec i eskalacja rewolucji w kulturze Zachodu”; nie zdążył jednak dokończyć pracy, wydawca amerykański zaś – a w ślad za nim i polski, Wydawnictwo Naukowe PWN – zdecydował się jednak na Marksowską metaforę „Lokomotywy historii”. Taki tytuł z pewnością skuteczniej przyciągnie wzrok potencjalnego Czytelnika, ale za to wersja autorska dużo lepiej objaśniała, czego możemy się spodziewać po treści, a i sygnalizowałaby charakter książki. Trzeba bowiem podkreślić, że zgodnie z przymiotnikiem w nazwie wydawnictwa jest to książka stricte naukowa, jako podręcznik akademicki dotowana przez Ministerstwo Nauki. Co za tym idzie, nie czyta się jej ani szybko, ani łatwo.

Nie znaczy to jednak w żadnym wypadku, że jest nudna. Jeśli już Czytelnik zdecyduje się z nią zmierzyć, szybko się przekona, iż Martin Malia był naprawdę wysokiej klasy historykiem, który potrafił dojść do ciekawych wniosków i przekonywająco je uzasadnić. W książce tej przedstawia historię rewolucji jako takiej – począwszy od ruchu husyckiego na początku XV wieku aż po „szczytowe osiągnięcie” w postaci rewolucji październikowej.

Chodzi tu jednak nie tylko o proste pokazanie ciągu wydarzeń. Malia ukazuje rewolucję, która jest dlań, słusznie zresztą, typową dla europejskiego kręgu kulturowego, jako proces bardziej polityczno-ideologiczny niż społeczny; jest to wniosek o tyle ciekawy, że rewolucja, zwłaszcza ta, która zmieniła Rosję Carską w Radziecką kojarzy się często właśnie z wywróceniem do góry nogami porządku społecznego. Nie sposób jednak w recenzji nawet dwa razy dłuższej rzetelnie streścić wszystkich spostrzeżeń, którymi raczy Czytelnika autor.

Nie będę ukrywał, że jestem pod dużym wrażeniem pracy wykonanej przez Malię. „Lokomotywy historii” to książka stosunkowo niedługa, ale wypełniona do granic możliwości faktami i wnioskami, a przy tym wybornie dopracowana pod względem redakcyjnym. Jak już jednak wspomniałem, nie jest to książka dla każdego, Czytelnik „Lokomotyw”, zwłaszcza taki, który nabędzie dzieło Martina Malii dla siebie, nie zaś ze względu na wymagania wykładowcy, powinien umieć radzić sobie z twardymi tekstami naukowymi i posiadać pewną wiedzę ogólnohistoryczną. Spełniwszy te warunki, nabywca „Lokomotyw historii” z pewnością dojdzie do wniosku, że jego pieniądze nie poszły na marne.