Książka „Legiony Cezara. Opowieść o dziesiątym i najwaleczniejszym legionie Juliusza Cezara i o wojskach rzymskich”, autorstwa Stephen Dando-Collinsa, ukazała się w serii „Wielkie bitwy – wielcy dowódcy” wydawnictwa Bellona w 2004 roku. W bieżącym roku publikację tę wydano kolejny raz, niestety wydawca przekazał nam do recenzji stare wydanie, więc niniejszy artykuł został napisany po przeczytaniu egzemplarza z 2004 roku.
Na początku warto powiedzieć kilka słów o Stephenie Dando-Collinsie. Jest on z pochodzenia obywatelem Australii, jego główną tematyką badawczą jest starożytność, ale zajmował się również historią USA, Francji, Wielkiej Brytanii i Australii. Pracował w dziale reklamy jako grafik, copywriter i dyrektor kreatywny. Przez kilka lat prowadził również badania marketingowe rynku amerykańskiego. Jak widać z życiorysu, nie jest to naukowiec z prawdziwego zdarzenia, a bardziej miłośnik historii, a fakt ten niestety rzutuje na całą książkę.
Jeśli chodzi o „Legiony Cezara”, jak sam autor napisał, książka miała przedstawić najsłynniejszy Legion rzymski, „dziesiątkę”, od jego powstania w 61 roku p.n.e. do stłumienia powstania w Judei. Zarazem Dando-Collins zamierzał ukazać „zmieniające się na przestrzeni lat uzbrojenie i sprzęt bojowy oraz zasady walki, wreszcie życie codzienne szeregowca i oficera”.
Zaczynając omawiać tę książkę, trzeba podkreślić, że została napisana jak powieść, dlatego autor często porusza wodze fantazji. Wie zawsze, co robił i o czym myślał w danej chwili bohater, o którym pisze. Często w treści znajdują się całe zdania mówione przez postacie, są w cudzysłowie i chyba zostały zaczerpnięte z jakichś źródeł. Moje domniemania wynikają z tego, że autor nie umieścił w książce żadnych przypisów, przez co nie możemy sprawdzić wiarygodności informacji. Samym źródłom Dando-Collins wierzy najczęściej dosłownie i nie poddaje ich żadnej krytyce, ani nie przedstawia badań innych historyków.
Co się tyczy terminologii wojskowej, „Legiony Cezara” mają olbrzymią liczbę błędów. Zacznę jednak od przedstawienia głupiego (według mnie) pomysłu pisarza w porównywaniu współczesnych stopni wojskowych ze starożytnymi. Autor argumentuje, że chciałby, aby książka była bardziej zrozumiała dla czytelników. Aby nikt się w tym nie pogubił, w dodatkach na końcu książki dodano rozdział „Stopnie armii cesarstwa rzymskiego i ich współczesne odpowiedniki” dlatego też singifer jest dla autora kapralem, a konsul generałem broni. Uważam, że nie powinno czynić się takich porównań nawet w książkach popularnonaukowych, wprowadza to tylko niepotrzebne zamieszanie, gdyż ciągle trzeba zaglądać do dodatku, by sprawdzić, kto dla autora był na przykład pułkownikiem.
Z innymi nazwami związanymi z wojskowością wcale nie jest lepiej. Nie mam jednak pojęcia, czy jest to wina tłumaczenia, czy autora. Często oddziały jazdy błędne określa się jako kawaleria (pojęcia tego można używać od XV wieku). Okręt liburna autor nazywa fregatą, pięciorzędowiec natomiast jest krążownikiem, a żołnierze walczący na statkach to piechota morska. Nie ma również żadnych podstawowych pojęć z dziedziny wojskowości – choć znajdziemy w „Legionach Cezara” opis pilum czy scutum, ani razu nie padają te słowa, pojawiają się za to określenia „oszczep” i „tarcza”. Nie jest to wprawdzie błąd, jednak uważam, że taka informacja powinna być zawarta w takiej publikacji, która w końcu miała dostarczyć wiadomości o uzbrojeniu. Można jeszcze wspomnieć, że dla autora w starożytności była już szlachta i rycerstwo, gdyż wielokrotnie używa tych terminów (a jest to karygodna pomyłka). Błędem jest również używanie przez Dando-Collinsa w stosunku do mieszkańców Italii pojęcia Włosi. Wprawdzie dla narodu jak i języka włoskiego podwalinami były plemiona Italii, jednak termin ten użyty w stosunku do czasów starożytnego Rzymu jest pomyłką. Często również padają w książce teksty jakby z serialu Kompania Braci – „Legioniści napomknęli, że tam właśnie byli chłopaki z siódmego” i wiele innych. Nie podoba mi się takie mieszanie współczesnych terminów wojskowych czy żargonu dzisiejszych żołnierzy, to wcale nie pomaga w prezentowaniu czytelnikowi czasów starożytności, a wręcz zakłamuje obraz ówczesnej wojskowości.
Następną wadą publikacji jest tłumaczenie – książkę po prostu źle się czyta. Znajdziemy w niej dużo literówek oraz błędów stylistycznych i logicznych! Przykładowo przeczytamy „ich szpiegowie donieśli…” (zamiast „ich szpiedzy”) lub „lamp olejowych” (zamiast „lamp olejnych”). Jak na tak duże wydawnictwo, jakim jest Bellona, jest to niedopuszczalne. Jak widać tłumacz i korektor, który powinien sprawdzić książkę przed wydaniem, poszli na łatwiznę.
Warto jeszcze wspomnieć o dodatkach, które znajdują się na końcu książki. Są to krótkie „artykuły”, wśród których znajduje się na przykład spis legionów czy opis tekstów źródłowych, przydatnych do poznawania dziejów rzymskiej armii. Po tym znajdziemy również bibliografię (niestety prawie wszystkie publikacje znajdujące się na niej są po angielsku) i krótki, miernej jakości słownik „trudnych” pojęć.
Na sam koniec warto omówić szatę graficzną publikacji – jak na tak drogą książkę jest beznadziejna. W książce nie znajdziemy ani jednej ilustracji, co w publikacji popularnonaukowej jest olbrzymim minusem. Dla takiego wydawcy jak Bellona z całą pewnością nie powinno stanowić problemu wstawienie kilku grafik, które z pewnością ożywiłyby treść. Jeśli chodzi o mapy, jest ich aż sześć – słabej jakości i mało się z nich dowiemy. Wydawcy nie dodali ani jednego planu z przebiegu opisywanych bitew, co byłoby wielką pomocą w wyobrażeniu sobie przebiegu starcia. Egzemplarz, który otrzymałem ma twardą, czerwoną okładkę przedstawiającą legionistów rzymskich.
Podsumowując, „Legiony Cezara” są w najlepszym razie luźno przedstawioną historią z dużymi lukami w sprawozdaniu i analizie ich dziejów. Dodatkowo materiał jest zaprezentowany skokowo, a publikacja w wielu momentach może być uznana za historyczną fikcję. Prezentuje ogólnie wiele wydarzeń czasami tylko wzbogacanych o informacje związane z X legionem (a przecież o nim miała być ta książka). Dodatkowo słabe tłumaczenie, idiotyczny pomysł autora, by porównywać współczesne stopnie wojskowe z tymi w starożytności, brak aparatu badawczego (przypisów, krytyki źródłowej i analizy innych badaczy tematu), słaba oprawa graficzna i cena (ponad 40 złotych) przesądzają, że z czystym sumieniem można tę pozycje ominąć w księgarni.
Stephen Dando-Collins, Legiony Cezara, przeł. S. Z. Litwińska, Bellona, Warszawa 2004, stron 333.