Od premiery tej książki minęło już trochę czasu, jednak różne okoliczności – w większości niezależne od nas – sprawiły, iż jej recenzja pojawia się u nas dopiero teraz. Warto jednak było czekać, bo jest to jednak z ciekawszych książek, jakie miałem okazję przeczytać. Chociaż na początku czytało się nie najlepiej, gdyż niełatwo było wprowadzić się w klimat i przyjąć charakterystyczny sposób prowadzenia narracji, który czasem bywa wręcz irytujący, przywodząc na myśl wypracowanie gimnazjalisty.

W końcu jednak pozwoliłem, by tekst mnie do siebie przyzwyczaił, a kiedy już to nastąpiło, dałem się porwać wrażeniu, że czytam nie powieść, ale tłumaczenie jak najbardziej prawdziwego pamiętnika. Autorem owego pamiętnika jest Kumagai Naozane, autorem powieści zaś – Donald Richie. Ten drugi to wybitny ekspert w zakresie japońskiej kinematografii, a tym samym także i kultury. Ten pierwszy zaś to dokonujący żywota jako mnich były samuraj, który postanowił spisać historię swojego życia.

A jest to historia nader barwna, gdyż Kumagai był uczestnikiem lub świadkiem bodaj najważniejszych wydarzeń w Japonii XII wieku, widział jak cesarze upadali, jak potęga wielkich rodów łamała się. Właśnie owa wierność historycznym realiom jest dla mnie największą zaletą powieści. Niezależnie od tego, jak obrazoburcze będzie to stwierdzenie, śmiem twierdzić, że pod tym względem Richie przewyższył drogiego nam Henryka Sienkiewicza, a przynajmniej mu dorównał.

Dobrze wywiązało się ze swoich zadań także wydawnictwo. Co prawda przez sito korekty przemknęło się kilka potknięć – na przykład „ciemiężcy” na stronie 17, podczas gdy powinno być „ciemięzcy” lub „ciemiężyciele” – ale jeśli chodzi o estetykę, Kumagai jest naprawdę miły dla oka. Piękna, mroczna okładka i elementy graficzne na kartach powieści doskonale wpasowują się w klimat. W przypadku słabszych książek piękne wydanie grozi zupełnym przytłoczeniem treści przez formę, ale w tym wypadku nie ma o tym mowy.

Powoli zbliżając się do końca tej krótkiej w sumie recenzji, muszę dać wszystkim potencjalnym Czytelnikom jedną radę: nie używajcie powieści Donalda Richiego jako zabijacza czasu w tramwaju czy pociągu. Ja popełniłem ten błąd i szybko pożałowałem; stanęło na tym, że zacząłem czytać od nowa, już w domu. Jak już wspomniałem, język powieści jest charakterystyczny i trudny, wymaga przyzwyczajenia i – przynajmniej na początku – skupienia, o co w środkach komunikacji publicznej niełatwo. Z pewnością musi po nią sięgnąć każdy zainteresowany Japonią (nie tylko średniowieczną), ale na dobrą sprawę brać ją do ręki powinni tylko tak zwani „Czytelnicy wyrobieni”, bo Kumagai jest lekturą niełatwą. Kto jednak się z nią zmierzy i da radę, powinien być zachwycony nakreślonym w niej obrazem japońskiej kultury i mentalności, nie dlatego, że jest taki piękny, bo nie jest – jest raczej krwawy i ponury – ale jest do bólu realistyczny i dopracowany. Ta powieść to murowany kandydat na przyszłego „klasyka”.