Daleki jestem od stwierdzenia, że Polacy są wyjątkowym narodem, predestynowanym do wyższych celów, który zasługuje na specjalne traktowanie przez inne państwa. Jesteśmy tacy jak wszyscy inni, mimo iż – zwłaszcza przez ostatnie 200 lat – historia mocno dała nam się we znaki. Dlatego też niespecjalnie trafiają do mnie teorie o narodowych cechach, kompleksach, przywarach i zaletach. O tym, że w jednym kraju odsetek wybitnych jednostek na 100 tysięcy mieszkańców jest zdecydowanie wyższy niż w innym. Można odnieść wrażenie, że na podobnej tezie oparli swoją pracę Teresa Kowalik i Przemysław Słowiński, autorzy publikacji „Królewski dar” (podtytuł: Co Polska i Polacy dali światu). Czy zatem naukowy dorobek Polaków i osób polskiego pochodzenia jest na tyle imponujący, że mało który naród dał światu tyle od siebie co mieszkańcy kraju nad Wisłą?
Wydawnictwo Zona Zero zaprezentowało pierwszy tom publikacji o wkładzie Polaków w „światowe dziedzictwo kultury, nauki i ducha”. Na blisko 600 stronach znajdziemy biografie ponad stu postaci. Są wśród nich osobowości, o których uczymy się w szkołach, jak Mikołaj Kopernik, Maria Skłodowska-Curie czy Janusz Korczak, ale większość stanowią nazwiska znane raczej tylko osobom zorientowanym w danej tematyce. O większości z nich – wstyd przyznać – usłyszałem po raz pierwszy w życiu. Jestem więc żywym dowodem na to, że cel Autorów, aby przybliżyć Czytelnikom często już zapomnianych naukowców, odkrywców, przedsiębiorców i wynalazców, w moim przypadku został niewątpliwie osiągnięty.
Z ręką na sercu przyznajcie jednak, czy słyszeliście o Kazimierzu Gzowskim, budowniczym linii kolejowych w Kanadzie? Albo o Henryku Magnuskim, „ojcu” krótkofalówki? Lub o Janie Balińskim, który w dużej mierze współtworzył rosyjską psychiatrię? Co do zasady argumenty za wyborem tych, a nie innych bohaterów książki są uzasadnione, ale zdarzają się decyzje kuriozalne. Przykładem jest postać Jana z Kolna, rzekomego odkrywcy Ameryki, który pływając pod duńską banderą, o kilkanaście lat miał wyprzedzić dokonania Krzysztofa Kolumba. Tymczasem już dawno udowodniono, że Jan z Kolna, nawet jeśli istniał, na pewno nie był Polakiem, a „odkryty” przez duńską ekspedycję Labrador był Grenlandią. Autorzy wymieniają też kilka wydarzeń, które ich zdaniem miały przełomowe znaczenie dla losów naszej części świata, jak uchwalenie Konstytucji 3 Maja, Bitwa Warszawska, czy powstanie Solidarności.
Bez wątpienia Kowalik i Słowiński wykonali pracę godną pochwalenia. W końcu biografii, jak już wspomniałem, jest ponad sto. Po kolejnym dniu lektury można jednak odnieść wrażenie, że czytamy notki z Wikipedii. Bynajmniej nie oskarżam nikogo o bezrefleksyjne kopiowanie treści z Internetu, ale trudno oprzeć się wrażeniu swoistej monotonii, które musi nadejść podczas przekopywania się przez kolejne biogramy. Trzeba jednak oddać Autorom, że starają się, aby życiorysy urozmaicać ciekawostkami, cytatami, wspomnieniami czy też dodatkowymi opisami wydarzeń, odkryć i osób, które wiążą się z opisywanymi bohaterami.
Drażnić może też ich zbyt pomnikowe przedstawianie, a przecież nie od dziś wiadomo, że pisanie na kolanach jest bardzo niewygodne. Autorzy raczej unikają ciemnych stron życia swoich bohaterów, choć zrobili wyjątek na przykład w rozdziale o profesorze Aleksandrze Wolszczanie, odkrywcy pierwszej planety poza Układem Słonecznym, w którym sporo miejsca pozostawiają na opis kontrowersji związanych ze współpracą astronoma ze Służbą Bezpieczeństwa. Przy okazji utyskują, że w plebiscycie „Gazety Wyborczej” na „Torunianina XX wieku” Wolszczan wygrał, choć – cytuję – „biorąc pod uwagę organizatora plebiscytu, pewien wybitny torunianin, duchowny na literę R – zapewne w ogóle nie był brany pod uwagę”.
W innym miejscu można znaleźć kolejny „kwiatek”: „Wymordowanie olbrzymiej grupy wykształconych Polaków zaważyło na powojennym procesie odbudowy naszego państwa. Polska stała się łatwiej podatna na sowietyzację i na zniewolenie, ponieważ zabrakło ludzi, którzy mogliby stawić skuteczny opór komunistom. Również i dzisiaj brakuje ludzi, którzy potrafiliby przeciwstawić się zalewającej nasz kraj fali obcych nam i szkodliwych ideologii”. Jakie to ideologie zagrażają „zdrowej tkance” naszego narodu, Autorzy już nie wspomnieli.
Niestety praca redaktorów książki pozostawia wiele do życzenia. Są liczne literówki, powtórzenia, kuriozalne błędy w datach (i to nie tylko dlatego, że „9” na klawiaturze jest blisko „8”). Nie wiem też, czy grafik płakał, jak projektował okładkę, ale Szczerbiec z kulą ziemską w roli głowicy prezentuje się cokolwiek infantylnie. Na plus warto zapisać liczne ilustracje, wśród których dominują, rzecz jasna, podobizny bohaterów książki. Wydawca zrezygnował z twardej okładki, mimo iż publikacja liczy ponad pół tysiąca stron. Dla mnie zawsze jest to wartością graniczną, po której przekroczeniu solidniejsza oprawa staje się obowiązkową.
Reasumując, nie jest to książka, którą kupiłbym dla siebie lub w ramach prezentu. Ale też w jakimś stopniu, mimo różnych niedostatków, stała się dla mnie publikacją przełomową, odkrywając losy wybitnych postaci, o których istnieniu nie miałem dotąd pojęcia. Jeśli komuś zależy na poszerzeniu wiedzy z zakresu historii polskiej nauki, odkryć geograficznych i biznesu, czasu poświęconego lekturze raczej nie uzna za stracony.