Jak mawia mój znajomy, Kaszuba, który nie kojarzy Aleksandra Majkowskiego, Hieronima Derdowskiego, Jana Karnowskiego i księdza Józefa Wryczy, jest zwykłym przebierańcem, a nie Kaszubą. Nie mnie – Kociewiakowi po mieczu i kądzieli – wymagać od sąsiadów znajomości życia i twórczości czołowych kaszubskich postaci, ale przynajmniej nazwisko księdza Wryczy nie powinno być na Pomorzu nikomu obce. To postać na poły legendarna, jedna z najbardziej charakterystycznych i kontrowersyjnych na przestrzeni, bagatela, prawie całej pierwszej połowy XX wieku. Wokół kapłana narosło tyle skamieniałych mitów, że trzeba było czekać kolejne pół wieku, aby znalazł się odważny kamieniarz (czytaj: historyk), który postanowiłby zadrzeć z najbardziej zatwardziałymi admiratorami „kaszubszczyzny” i postać Wryczy odbrązowić.
Pierwszą naukową biografię legendarnego kapłana postanowił sporządzić Krzysztof Korda, historyk, były pracownik Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku, a obecnie dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tczewie. Zaczęło się od napisanego przed kilkoma laty na Uniwersytecie Gdańskim doktoratu, z którego powstała wydana przez Instytut Kaszubski i Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie książka „Ks. ppłk Józef Wrycza (1884–1961). Biografia historyczna”. Między twardą obwolutą znajdziemy ponad 400 stron treści podzielonej na cztery ułożone chronologicznie rozdziały, z ponad 140 fotografiami oraz kopiami listów i dokumentów, a także interesującymi aneksami. Za pracę wydawniczą należą się duże brawa. A co z treścią?
Ks. Józef Wrycza życiorysem mógłby obdzielić kilka osób. Zdaniem Autora najlepiej opisują go słowa: ksiądz, wojak, narodowiec. Trudno powiedzieć, w której roli czuł się najwygodniej i która była dominująca, ale w każdej się spełniał. Jako kapłan angażował się między innymi w działalność banków i czytelni ludowych oraz w prace towarzystw religijno-społecznych. Pozostawionym „pomnikiem” jest dokończenie budowy kalwarii we Wielu, do dzisiaj chętnie odwiedzanej przez pątników. Jako wojak przyszły podpułkownik (podczas okupacji krążyła nieprawdziwa informacja, że rząd londyński awansował Wryczę do stopnia generała) przeszedł szlak bojowy podczas wojny polsko-bolszewickiej, razem z armią generała Józefa Hallera zajął w 1920 roku Pomorze, wygłaszając słynne kazanie podczas uroczystości zaślubin Polski z morzem w Pucku.
Wrycza polityk rodzi się pod koniec pierwszej wojny światowej, kiedy agituje za przyłączeniem Pomorza do Polski, za co trafia do pruskiego więzienia (o mały włos nie zostaje rozstrzelany w Chełmży). Po odzyskaniu niepodległości staje się jednym z najważniejszych działaczy silnej na Pomorzu endecji. Sanacji i jej zwolenników, delikatnie mówiąc, nie lubi. Nie ma oporów, aby namawiać bliskich sobie członków towarzystwa wojaków do bicia politycznych przeciwników. Władza nie lubi go z wzajemnością. Próbuje go wmanewrować w romans z kobietą, nakłada grzywny, a wreszcie zamyka w więzieniu dla księży za skuteczne namawianie do strajku szkolnego we Wielu, będącego pokłosiem sporu z kierownikiem miejscowej szkoły, nazywanym przez Wryczę „bolszewikiem”. Popieranie haseł głoszonych przez Romana Dmowskiego skutkuje też powtarzaniem antysemickich kalk o kierowaniu ruchem komunistycznym przez Żydów i koniecznością wyodrębnienia ich z narodu polskiego, aby zmusić do emigracji.
Pomorska legenda księdza Wryczy narodziła się we wspomnianej Chełmży. Umocniło ją kazanie w Pucku, a ugruntowały lata okupacji. Wryczy, który z pewnością jak wielu innych pomorskich kapłanów jesienią 1939 roku zostałby rozstrzelany przez Niemców, szczęśliwie udało się uniknąć aresztowania i ukrywać się u kaszubskich gospodarzy do końca wojny. Hitlerowskie służby nie ustawały w jego poszukiwaniach. Nazywano go „polskim królem”, a o wielewskiego proboszcza wypytywano nawet więźniów w Stutthofie. Nagroda za pomoc w jego ujęciu w pewnym momencie wojny miała sięgać blisko miliona marek. Żadnego z poszukiwanych działaczy pomorskiego podziemia na taką sumę nie wyceniono.
Wrycza, na prośbę założycieli, którym zależało na poparciu sławnego, bezkompromisowego kapłana, został wybrany prezesem Rady Naczelnej Tajnej Organizacji Wojskowej „Gryf Pomorski”. Jego rola w kierowaniu partyzantami była jednak mocno ograniczona, na tyle, że nie udało mu się zapobiec konfliktowi między założycielami organizacji i doprowadzeniu przez Józefa Dambka do zastrzelenia Józefa Gierszewskiego, będącego zwolennikiem połączenia „Gryfa Pomorskiego” z Armią Krajową. Po wojnie bohater biografii był tak samo nieprzejednany wobec komunistów co w stosunku do Prusaków, sanatorów i hitlerowców. Dzisiaj nazwalibyśmy go antysystemowcem.
Biografię autorstwa Krzysztofa Kordy, choć zawiera wymagane atrybuty naukowości, czyta się lekko i w szybkim tempie. Autor rozkłada na czynniki pierwsze każdy mit i nieprawdopodobną opowieść, cytat i historię związaną z Wryczą i jego działalnością. Czy przywracając właściwą narrację jego biografii, umniejsza przy okazji legendę kapłana? Wręcz przeciwnie. W końcu to też był człowiek z krwi i kości, któremu przyszło po prostu „żyć w ciekawych czasach” i który dał się porwać nurtowi historii i umiejętnie wykorzystać nieprzeciętne cechy charakteru.
Jak ks. Wrycza odnalazłby się w dzisiejszym społeczeństwie? Czy dołączyłby do grona kontrowersyjnych duchownych, dla których rozdział Kościoła od państwa to tylko puste słowa w konstytucji, którzy walczą z „cywilizacją śmierci” i „grzesznym liberalizmem” o rząd dusz? Pewne jest, że nudno by nie było.