Wokół Alberta Speera narosło wiele mitów, półprawd i przekłamań. Miał być jakoby jedynym człowiekiem, którego Adolf Hitler darzył uczuciem zbliżonym do przyjaźni, romantycznym artystą wplątanym w tryby wielkiej polityki, technokratą nieświadomym zbrodni reżimu, któremu służył, genialnym ministrem uzbrojenia, który o blisko dwa lata przedłużył istnienie III Rzeszy. Większość tych mitów wykreował sam zainteresowany. W ten sposób nie tylko uniknął stryczka w Norymberdze, lecz także przez kilkadziesiąt lat skutecznie zwodził prasę i opinię publiczną. Archiwa jednak nie płoną, by strawestować klasyka, więc mit Speera „dobrego nazisty” jest już od dłuższego czasu skutecznie podważany. Zadania mu ostatecznego ciosu podjął się kanadyjski historyk Martin Kitchen, autor biografii „Speer. Architekt śmierci”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Speer, który wyłania się z kart książki Kitchena, to postać zdecydowanie mało sympatyczna: egocentryk, mistrz autopromocji, intrygant, oportunista. Człowiek kryjący pod maską dobrych manier i miłej powierzchowności gigantyczne ambicje, bezwzględność i brak ludzkiego ciepła. Przeciętny architekt, który awansował do rangi nadwornego budowniczego Hitlera dzięki umiejętnemu schlebianiu niewyszukanym gustom Wodza, a później niespodziewanie dla wszystkich i samego siebie trafił na fotel ministra uzbrojenia, gdyż Führer poczuł się zmęczony profesjonalistami, psującymi mu samopoczucie niewygodnymi faktami i prognozami.

Autor skutecznie rozprawia się z mitem Speera – „zbrojeniowego cudotwórcy”. Nie odmawiając mu pewnych zdolności organizacyjnych, wskazuje, że prawdziwe i rzekome sukcesy, które odniósł, kierując przemysłem zbrojeniowym nazistowskich Niemiec, wynikały przede wszystkim z przypisania sobie zasług poprzedników, umiejętności dobierania zdolnych współpracowników oraz – last but not least – umiejętnego koloryzowania statystyk. Nie pozostawia także wątpliwości, iż Speer, pozornie outsider w gronie paladynów Hitlera, pozostawał członkiem ścisłej elity Trzeciej Rzeszy i był współodpowiedzialny za najcięższe zbrodnie reżimu.

Nie mam wątpliwości, że recenzowana biografia jest pozycją wartościową pod względem merytorycznym. Czytelnik znajdzie w niej bowiem nie tylko życiorys Speera, lecz także wiele szczegółowych informacji na temat architektury Trzeciej Rzeszy, intryg i rywalizacji wewnątrz nazistowskiego obozu władzy czy funkcjonowania niemieckiej gospodarki wojennej. Interesujący jest również wątek powojennej aktywności publicznej Speera. Autor w przekonujący sposób stawia tezę, że po opuszczeniu murów Spandau eksminister stał się swoistym rzecznikiem całego niemieckiego pokolenia wojennego, rozgrzeszającym rodaków z oportunizmu i wątpliwych moralnie wyborów. Niestety Kitchen nieco po macoszemu potraktował temat życia osobistego Speera. Najwięcej informacji na ten temat zawarł dopiero w ostatnich rozdziałach, a nawet wówczas Czytelnik pragnący wyrobić sobie pogląd na osobowość nazistowskiego ministra pozostaje zdany przede wszystkim na opinię Autora.

Pewne wątpliwości budzą także niektóre z konkluzji Kitchena. Stawia on tezę, że osobnicy pokroju Speera stanowili kościec nazistowskiego reżimu, który bez nich nie byłby w stanie funkcjonować. Wydaje się to jednak oceną po pierwsze – niezbyt oryginalną, a po drugie – nazbyt uproszczoną. Inna sprawa, że Speer jako jeden z głównych kreatorów polityki gospodarczej Trzeciej Rzeszy ponosił współodpowiedzialność za cierpienia i śmierć niezliczonych więźniów, jeńców wojennych i robotników przymusowych. Wiedział także o „ostatecznym rozwiązaniu”, a swojemu sojusznikowi Himmlerowi nie skąpił cennych w warunkach wojennych materiałów, potrzebnych do rozbudowy jego imperium obozów koncentracyjnych. Tymczasem Autor za największą zbrodnię Speera uznaje współudział w „wysiedleniu” na Wschód (a w konsekwencji – wymordowaniu) blisko 75 tysięcy berlińskich Żydów, których mieszkania były mu potrzebne, aby zapewnić dach nad głową ofiarom alianckich bombardowań oraz osobom, których domy miały ulec wyburzeniu, aby umożliwić przebudowę Berlina w monumentalną „Germanię”. Być może jestem nieco przewrażliwiony, dostrzegam w tym jednak tendencję do przywiązywania większej wagi do tragedii zasymilowanych i uprzywilejowanych społecznie Żydów z Zachodu – kosztem ich współbraci z ubogich wschodnioeuropejskich sztetli.

Recenzowana praca nie jest bynajmniej jedną z tych barwnie napisanych, lecz zarazem powierzchownych książek historycznych, do których przyzwyczaili nas niektórzy anglosascy autorzy. To solidna biografia w starym stylu, zawierająca liczne przypisy i szczegółowe informacje, napisana w sposób być może mało porywający, lecz niekoniecznie hermetyczny lub nużący. Dobrym uzupełnieniem tekstu jest także zestaw kilkunastu fotografii. Momentami irytuje jedynie gorliwie podkreślana przez Autora antypatia do bohatera biografii i reżimu, któremu służył. Oczywiście uczucie to jest całkowicie zrozumiałe i co do zasady trudno czynić tu jakikolwiek zarzut. Szkopuł jednak w tym, że owej niechęci Kitchen daje wyraz w sposób nieco pensjonarski, nadużywając wykrzykników i przymiotników.

„Speer. Architekt śmierci” nie jest być może wzorcem z Sèvres idealnej biografii. Jest to jednak na pewno książka ważna dla poruszanej tematyki i powinna zainteresować osoby zgłębiające historię Trzeciej Rzeszy.

Martin Kitchen – Speer. Architekt śmierci. Przekład: Sebastian Szymański. Prószyński i S-ka, 2017. Stron: 760. ISBN: 978-83-8097-145-5.

Martin Kitchen – „Speer. Architekt śmierci”. Przekład: Sebastian Szymański. Prószyński i S-ka, 2017. Stron: 760. ISBN: 978-83-8097-145-5.