Pod wieloma względami druga wojna światowa była przełomem, jeśli chodzi o sposób prowadzenia działań zbrojnych. W pełni ukazała wielkie możliwości tkwiące w urządzeniach mechanicznych, które początek miały w czasie Wielkiej Wojny. Przejście na niemal całkowitą mechanizację oznaczało kres jednego z rodzajów wojsk, który do tej pory stanowił znaczącą siłę każdej armii – kawalerii. Chociaż niemal wszystkie siły zbrojne w czasie drugiej wojny światowej dysponowały jeszcze jednostkami kawalerii, to w powszechnej świadomości nie zapisały się jakimiś szczególnymi dokonaniami. Najlepiej chyba o tym świadczy fakt, że jednym z najsławniejszych epizodów, kiedy podczas tego konfliktu użyto kawalerii, jest polska szarża na niemieckie czołgi, która zresztą nie miała miejsca, a była jedynie wytworem niemieckiej propagandy.

A już chyba najmniej z kawalerią kojarzy nam się armia niemiecka. Wszak jej symbolami są pancerne zagony wspierane przez eskadry bombowców w powietrzu i wilcze stada U-Bootów na morzu. Jednak i ta armia – symbol mechanizacji – posiadała wiele koni i nigdy nie stała się armią w pełni zmotoryzowaną, a część tych zwierząt służyła w jednostkach kawalerii. O nich jest ta książka.

Tytuł „Kawaleria Wehrmachtu” mówi o tej książce właściwie wszystko. Właściwie, bo nie mówi na przykład tego, że jest to album. Pierwszych kilkadziesiąt stron stanowi wstęp gdzie autor w skrótowy sposób przedstawił dzieje tego rodzaju broni od powstania Republiki Weimarskiej do końca drugiej wojny światowej. Znajdziemy tam polityczne uwarunkowania powstania kawalerii, szkolenie, rozmieszczenie i wyposażenie jednostek, ich ewolucję, typy zadań, jakie miała do wykonania, oraz zastosowanie bojowe. To może zbyt szumne określenie, bo ostatnie zagadnienie potraktowano właściwie marginalnie, autor ograniczył się tylko do wymienienia poszczególnych kampanii, w których kawaleria brała udział, bez wgłębiania się w dalsze szczegóły, nie mówiąc już o szczegółowym opisie batalii toczonych przez żołnierzy na koniach. Chociaż nie tylko na koniach, bo część kawalerii była zmotoryzowana bądź poruszała się na rowerach.

Drugą część książki stanowi ponad 150 stron zdjęć ilustrujących one wszystko to, o czym była mowa na wcześniejszych kartach. Ilustracje obejmują każdy aspekt życia – jeśli można tak powiedzieć – niemieckiej kawalerii. Znajdziemy tam wszystko począwszy od zakupu młodego konia poprzez jego szkolenie, oporządzenie i wreszcie fotografie z samej wojny. Chociaż kawaleria była formacją nieliczną, to charakteryzowała ją wielka różnorodność wewnętrzna. Począwszy od wielu typów mundurów, karabinów i innego uzbrojenia, pojazdów i całego pozostałego wyposażenia po mnogość formacji i zadań, jakie była w stanie wykonać. Nie mówiąc już o osobnych jednostkach kawalerii Waffen-SS czy Kozaków w służbie armii niemieckiej. Całe to bogactwo znajdziemy uwiecznione na tych wszystkich fotografiach. Każde zdjęcie bądź rysunek czy schemat – bo i te się zdarzają – opatrzono mniej lub częściej bardziej rozbudowanym opisem, który odnosi się nie tylko do tego konkretnego zdjęcia, ale do całej kawalerii. W ten sposób podpisy do zdjęć uzupełniają rys historyczny.

Kilkanaście ostatnich stron zajmują aneksy, dopełniające obrazu kawalerii Wehrmachtu. Znajdziemy tam godła i symbole poszczególnych jednostek, schematy organizacyjne jednostek, objaśnienia symboli sztabowych oraz część poświęconą szkole i sportowemu aspektowi kawalerii.

„Kawaleria Wehrmachtu” została wydana nakładem specjalizującego się w tematyce historyczno-militarnej Wydawnictwa Replika. Nad techniczną stroną wydania nie ma co się rozpisywać, co zasadniczo dobrze świadczy o wykonanej przez redakcję pracy – nie ma się do czego przyczepić, zarówno pod względem czysto redakcyjnym, jak i merytorycznym. Stanowiące podstawę książki zdjęcia zostały wykonane w wysokiej jakości. Można sobie tylko życzyć, aby każda książka była wydawana w ten sposób.

Nie wiem, ilu spośród naszych Czytelników interesuje się kawalerią. Osobiście, chociaż się do nich nie zaliczam, książkę przeczytałem z zainteresowaniem, ponieważ opowiada o mało znanym aspekcie drugiej wojny światowej, jeszcze bardziej dopełniając w ten sposób jego obraz. Dlatego myślę, że grono potencjalnych czytelników jest znacznie szersze, niż wskazywałby na to tytuł książki. Szkoda, że zastosowanie bojowe potraktowano tak ogólnie, ale pozostała zawartość w pełni rekompensuje ten brak. Warto się nią zainteresować.